niedziela, 27 października 2013

Three.

Przygryzłam dolną część ołówka, patrząc w dół na łososiowy kawałek papieru. Pokręciłam głową, dlaczego tracę swój czas z tym?

Westchnęłam, teraz ściskając ołówek.

Moja koncentracja w odniesieniu do tej listy, była poza mną, wmusiłam to tak bardzo do głowy, że teraz nadszedł czas, nic nie mam.

Uwaga wobec tej listy, była tak minimalna, że mnie to zdumiewa. Biorę udział w każdych klasach A.P. Dziwię się, że nie jestem na lunchu A.P. Gdyby istniał.

Jestem wyjątkowo oddana tym wyższych stopniem klasom, z powodu tych wspaniałych ocen, i bezbłędnego zachowania podczas pracy.

15 rzeczy. 15 rzeczy. To jest to.

Zapisać te 15 rzeczy, które chciałabym w swoim 'doskonałym chłopaku' i skończę. Teraz uderzałam ołówkiem o granitowy blat, łososiowa kartka papieru nadal była pusta i naga. Jęknęłam z frustracji.

-Cara, co robisz? - moja matka krzyknęła - Zrobiłam dla ciebie miskę płatków zbożowych, Cara Torres, spodziewam się, że to zjesz- zachichotała, przewróciłam oczami, w odpowiedzi prychnęła- Może powinnam zrobić kubek kawy, 'odciętej' małej miss.- przekomarzała się, przerzucając jej długie kręcone włosy nad jej ramię.

Czy kawa rano jest naprawdę tak istotna?

-Nie będzie żadnego wylewania, pani Torres. Spóźnisz się do pracy.- Amalia, niania, uśmiechnęła się. Włosy Amalii były w schludnych, blond lokach, tak, że nie chcę uwierzyć że są naturalne, z delikatną, różową bluzką i balerinami. Nosiła minimalny makijaż, tak jak zawsze, kiedy byłam młodsza.

Amalia, jest nianią mojej małej siostry, Celeste. Celeste rozwija się na wielu poza szkolnych zajęciach. Jak piłka nożna, gimnastyka, pianino i balet. Jest szczupłą, wspaniałą, małą dziewczynką. Artystyczna i sportowa. Odziedziczyła te mądre, doktorskie geny, które ma nasza mama, również.

Amalia była też moją nianią- ale ja dorosłam, zostałam uczennicą wyższej szkoły i dostałam swoje prawo jazdy. Amalia stała się wtedy nieistotna dla mnie, ale stała się bardzo istotna dla Celeste.

Nigdy specjalnie nie lubiłam Amalii. Zawsze była taka doskonała i piękna. Miała ten węgierski akcent, wyróżniając się- nie że ona tego potrzebowała. I tak już była piękna, miała 19 lat kiedy ze mną zaczęła. Ja mam teram 17.

Ona ma 34 ale i tak jest wspaniała.

Celeste przyczepiła się za Amalię, jej włosy splecione w dwa, gładkie warkocze, po obu stronach głowy. Miała na sobie dziecięcą, niebieską sukienkę, jeansową kurtkę, z parą kasztanowych botków za kostkę, z ćwiekami na czubku butów. Mówiąc,że Celeste była repliką dziecięcych modelek GAP'a byłoby dużym niedopowiedzeniem.

-Dzień dobry, Cara- ocknęła się. Boże, jaka ona jest przygotowana.

-Dzień dobry.-uśmiechnęłam się. Zaczęłam jeść miskę moich płatków Captain Crunch, łyżka za łyżką. Nabazgrałam cechy w moim 'idealnym chłopaku'.

Śpiesząc się, jakoś by mieć tą listę i ruszyć dalej, to były prawdziwe powody, to były prawdziwe cechy. Równie dobrze mogę dać Bieberowi czystą listę, jeśli mam dać mu jedną.

Większy nacisk, szybsze rezultaty. Miałam za mało czasu.

8...co mogę dać do 8-ah! Teraz 9...10...11. Cztery więcej, cztery więcej. Zapisałam do ostatnich czterech, kończąc moje płatki. Muszę umyć zęby i zrobić coś z moimi grobowymi włosami. Byłam ubrana a makijaż był nałożony, ale przysięgam to wygląda jakby szop posadził mnie na pniu by wyciągnąć za moje włosy i zagnieździć dzieci w środku.

-Cara! Cara! - Celeste uśmiechała się, przybiegła do mnie. Obróciłam się do niej, unosząc się nad nią, z wysokości stołku.

-Tak, tak, Celeste? Muszę zrobić sobie włosy, co to jest?

-Paczka z prezentami od tatusia przyszła! Z Arizony! Dostałaś rożową-

-To bardzo fajnie, Celeste.- uśmiechnęłam się, 'odcinając' ją. Zeskoczyłam ze stołka, zabierając moją miskę i dopijając sok do końca.

-Ale nie zapytałaś co ja dostałam, Cara!- Celeste wydęła wargi, idąc za mną z rękami z tyłu.

Westchnęłam: - Co, co? Co Ci dał, Celeste?- zapytałam szybko, kładąc moją miskę do zlewu, kiedy Amalia kończyła śniadanie Celeste.

-Dostałam nowe kredki! Ładne, pastelowe, olejne! Popatrz! Popatrz!- rozpromieniła się, wyrzucając biodegradowalne pudełko kredek olejnych, w jasnych, pastelowych kolorach, za jej plecami. Skinęłam szybko, z przyklejonym uśmiechem. Pokiwałam ponownie.

-To wspaniale kochanie, czemu nie pójdziesz ich użyć!- skrzywiła się, jak zwykle, gdy wyczuwała mój fałszywy entuzjazm. Skinęła głową i wyszła. Czułam się źle, ale naprawdę potrzebowałam wyjść na górę i zakończyć przygotowania.

Mój pokój i łazienka w pokoju zmieniły się w tymczasowe tornado. Gorsze niż Franka Oceana.

Strój? Sprawdzone. Buty? Sprawdzone. Włosy? Sprawdzone. Makijaż, torebka, telefon,książki? Sprawdzone,sprawdzone, sprawdzone i sprawdzone. Czego zapomniałam?

Spojrzałam na biały, złoty zegarek od Marca Jacobsa, zapięty ciasno na moim nadgarstku. 7:15. Cholera. Zbiegłam po schodach. Odgłos moich butów uderzających o białe marmurowe schody, kiedy zleciałam na dół. Wzięłam kluczyki od mojego auta, z miski z kluczami, kierując się do kuchni.

Stuknęłam moją stopą, o podłogę wyłożoną kafelkami, starając się położyć tam palec. O czymś zapomniałam. Przysięgam. Lista. Głupia kawałek papieru, przez który muszę się śpieszyć.

-Moja lista- wymamrotałam- Moja lista...uh, Amalia?- zapytałam. Odwróciła się od kuchenki.- Widziałaś różowy kawałek papieru? Piętnaście linii? Czarne pismo?

-Uh...aktualnie- Amalia zaczęła

-To...? - mała wina, wypełniła jej zawieszony głos. Zamarłam.

-Celeste...- wybelkotałam, odwracając się na pięcie

-Ja nie chciałam!- broniła się. Stała za mną, z papierem zaciśniętym w jej małej dłoni.

-...nie chciałaś co Celeste - wykrzyczałam

-Cóż, chciałam...ale, nie myślałam, że to takie ważne! Więc-

Chwyciłam papier z jej ręki i jęknęłam. Kiedyś minimalnie zapisana kartka, została przekształcona w różowy-puch i gumę balonową. Wielokolorowe serca, nakreślane słowa i uśmiechnięte buźki rozrzucone wzdłuż arkusza.

-Ty...Ty osłodziłaś moją listę! To wygląda ładnie, i-i słodko! Celeste! Jak mogłaś!- to może brzmieć śmiesznie...Krzyczeć na pięciolatkę za ozdobienie mojej listy.

-Wiesz co , nie szkodzi. To nie twoja wina, muszę iść do szkoły.

Zgniotłam listę i wrzuciłam ją do kieszeni spódnicy.

-Przepraszam, Cara! - delikatny głos Celeste zabrzmiał, gdy wychodziłam szybko na dwór.

----

Pierwszy dzwonek zadzwonił, na szczęście nie byłam zbyt spóźniona. Wepchnęłam moje książki do torby. Spojrzałam na moją szafkę, mając nadzieję, że nie zapomniałam czegoś innego. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że Celeste wybrała mój kawałek papieru, by wypróbować swoje nowe kredki. Pokręciłam głową na myśl o tym.

Niepewnie zamknęłam moją szafkę, nie będąc pewna czy o czymś nie zapomniałam. Jednak nieważne, ktoś zamknął ją za mnie.

-Dobrze wyglądasz, Torres.- uśmiechnął się. Przewróciłam oczami.- Zrobiłaś coś innego z włosami dzisiaj?- Czy on ze mnie kpi? Moje włosy wyglądały tak źle? Próbowałam, spóźniłabym się!

-Bieber.- ostrzegłam.

-Nie? Nie twoje włosy? Dobra...makijaż? Wyglądasz olśniewająco, Cara. Lżejszy makijaż? To jest to?

-Kim jesteś słodko-mówiący, Bieberze? Huh?- parsknęłam śmiechem. Muszę przyznać, jego wytrzymałość jest dość zabawna.

-Widzę, że twoje uczucia są do wykorzystania, ah Torres?

-Widzę, że twój sarkazm już jest wykorzystany, też. Ah, Bieber?- zaśmiał się, jego usta zapadły w uśmieszek. Nienawidzę tego jego uśmieszku. 

-Ale zadziorna, Torres. Kocham to.

-Wiesz co ja kocham?

-Mnie?

-Ha, ty jesteś omylny, jeszcze robisz to żeby mną władać! - pokręciłam głową- Kocham przychodzić do klasy na czas, i nie olewać nauczycieli, Bieber. To jest to co kocham.

-Moja o-my-my-my-mylność? Czy to seksualne określenie Bożonarodzeniowe?*

-Jesteś taki nudny, Bieber. To jest naprawdę przytłaczające.-zmarszczył brwi - To nie jest komplement, kochanie.- wzruszył ramionami.

-Usłyszałem tylko kochanie.- uśmiechnął się bezczelnie. - W każdym bądź razie, odłóż nauczycieli na teraz, Torres. Masz większe równania do rozwiązania.- uśmiechnął się.

-Czy ty nie jesteś tak mądry?

Jego kakaowo- karmelowe oczy połyskiwały w oświetleniu korytarza. Zawsze to lubiłam. Jego oczy. Nie oświetlenie. Miał piękne oczy, ma. Ma także ładną linię szczęki ... i twarz.

Cara. Powstrzymaj się, cholera. To jest to, co się dzieje, kiedy patrzę na dzieciaka.

- Jeśli byłyby zdjęcia za każdym razem, kiedy złapałem Cię na ślinieniu się na mnie, miałbym teraz album.- uśmiechnął się. Cóż, kurwa.

-Wiesz co Justin- o cholera. Medal, podany. Naprawdę podrzucałam dzisiaj piłkę, nie? - Bieber...ja-uśmiechnął się triumfalnie, a moja temperatura zaczęła rosnąć. Nienawidziłam przegrywać, zwłaszcza z nim. Tylko z nim.

Zadrwiłam, przewracając Obróciłam się na bucie i zaczynając iść korytarzem. - Czekaj, Torres. Nie tak szybko.- zaśmiał się- Myślę, że o czymś zapomniałaś?- przygryzłam wargę. - Lista.- uśmiechnął się.

-Racja...o tym...

-Spławiasz mnie jeszcze raz?

Przewróciłam oczami- Mam głupią listę, Bieber.- mruknęłam

-Oh,tak? Zobaczmy, kochanie.- jego głos był ciepły jak intensywna, gorąca czekolada (bo nie mogę porównać tego do kawy) i zmysłowy jak płonąca świeca.

Niechętnie sięgnęłam do lewej kieszeni mojej wzorzystej spódnicy, pozwalając mojemu miękkiemu, kremowemu swetrowi, spaść na moje ramię. Nerwowo przygryzłam wargę, odgniatając papier przed nim. Przekazując go tak wolno, jak to tylko możliwe.

Uśmiechnął się - Moja siostra!- już się broniłam. - Ona ozdobiła to...bez mojej zgody.- wymamrotałam

-Celeste.- uśmiechnął się- Słodkie.- powiedział znowu, nawet nie zadając sobie trudu by to przeczytać. Składa łososiowy kawałek papieru z powrotem, starannie, wkładając do swojej kieszeni, uśmiechając się- Dobrze się uczy.

Mrugnął, odwracając się na jego snickersach Midnight Black, idąc dumnie korytarzem.

Chłopcy tacy jak on są najtrudniejsi do rozszyfrowania. Co ja robię?


---------------------------------------------------------------------------------------------------

Dodaję rozdział, ale chyba tylko dla siebie. Nikt nie komentuje. Nie zależy mi na wejściach tylko komentarzach, bo to one mnie motywują. Nie wiem czy w ogóle ktoś to czyta czy wchodzicie tu tylko przez pomyłkę.


Wracając do rozdziału i bohaterów:
                            Celeste                            Pani Torres                             Amalia


Dodam je do zakładki z bohaterami.

*KOMPLETNIE nie wiedziałam jak to przetłumaczyć, więc...:)

A gdybym wprowadziła max. komentarzy na następny rozdział? Np. 15 komentarzy = nowy rozdział? Zastanowię się ;)

czwartek, 17 października 2013

Do Was.

Witam.
Widzę, że tu wchodzicie, być może czytacie, ale jeśli nikt nie będzie tego komentował, to zawieszę tłumaczenie.

Rozdziałów jest 10. Autorka, dodała ostatni ponad 2 miesiące temu i cały czas tak dodaje, więc jeśli nie będzie go już pisała, zmienię tłumaczenie. 

BŁAGAM...KOMENTUJCIE!!

wtorek, 8 października 2013

Two.

-...i ja byłam jak, dziewczyno do widzenia. To znaczy, Natalie Withersfeld to 90 kilo dziwki, a ja nawet nie łapię czemu on ją lubi. Albo, mówi jej o to chodzi. Jest płaska dookoła, nie ma tyłka, nie ma cycków. Co ona ma, czego nie mam ja?! - Macie skarżyła się, jej zamki kakaowego brązu, odbijały się z jej buzującymi ruchami.

-Macie, wiesz,że- zamarłam, natychmiast znalazłam potrzebę odwrócenia się na moich doc i chciałam iść w przeciwnym kierunku, poprzez korytarz. Wzięłam głęboki oddech, starając się znaleźć jakieś poczucie pewności siebie.

Był otoczony przez kilka grup ludzi, ale miałam na myśli,że to nic specjalnego.
Był Panem Popularnym i był także greckim bogiem. Miał dziewczyny w krótkich spódniczkach, dręczące jego nogi.
Miał luzaków, skupionych wokół niego, jak głośno żartowali i śmiali się.

To była ta typowa scena ze szkoły średniej, i to nie mogło być już bardziej żałosne niż było.
To był ukochany sportowiec, otoczony przez swoich przyjaciół sportowców, z cheerliderkami na każdym ramieniu, chwalili każde słowo, które powiedział. Zastanawiam się- czy kiedykolwiek będzie to denerwujące?

Może skrycie, nienawidził tej uwagi. Może jest egoistyczny i głupi, jak wierzę, i on to kocha.


Nigdy się nie dowiem, albo... nigdy nie zechcę wiedzieć,że jest.

-Co z tobą Cara?- zapytała Macie, marszcząc swoje brwi, patrząc na mnie podejrzliwie.

-Erm...więc, mogę ci coś powiedzieć?

-To nie jest ostatni odcinek Pretty Little Liars, Cara. Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko. Obiecuję, że nie jestem A. - Macie zachichotała.

-Jesteś debilem, wiesz? To jest poważne.- wyszeptałam, uderzając ją w ramię. Syknęła, pocierając ramię w trakcie wpatrywania się.

-Jesteś naprawdę zgryźliwą suką, wiesz?-Macie mruknęła, potrząsając głową.- Powiesz mi czy, co?- zapytała, a ja potarłam część mojej twarzy ręką. Boże, nienawidzę swojego życia. Bieber zdaje się być okupowany na jedynym korytarzu prowadzącym do klasy historycznej, i jego szafka jest oczywiście obok klasy, dookoła której wszyscy się skupili.

-Wczoraj, kiedy poszłam do kina z Seanną i Camem...-Macie zachichotała. Wiedziała, że nienawidziłam wychodzenia z Seanną na jej 'randki', jednak kontynuowałam- Seanna i Cam zaczęli ssać się... tak, głośno. Wstrętnie,jak śliniące się psy.

-Ew- skrzywiła się.

-Wiem- prychnęłam- Śmiała, zaprosić mnie do kina, kazała siedzieć rząd dalej, a następnie kręciła za moimi uszami. J-Ja po prostu...- potrząsnęłam moją głową na tą myśl.

-To jest teraz twój cały problem?

-Tego jest więcej.- kontynuowałam- Nie mogłam tam wytrzymać, nie? To znaczy, nikt nie mógłby. Wyszłam, i postanowiłam poczekać do końca filmu w holu galerii, wiesz?- przytaknęła.- Zgadnij kto tam był.- zapytałam, posyłając jej sarkastyczny uśmiech.

-Erm...Carter Sipmpson- potrząsnęłam głową na nie- Candy Marcer i jej róż- uśmiechnęła się myśląc, że jest na właściwej drodze.

-Żadne z powyższych, Bieber się pokazał.- uniosła brwi, uśmiechnęła się.

-Jakie to było?- zapytała ciekawie.

Rywalizacja Justina i moja nie była żadną tajemnicą. Ludzie mieli świadomość, że Justin i ja mieliśmy złe krwi między sobą. Nie jestem pewna, kiedy to wszystko się zaczęło, naprawdę. I nigdy nie byłam pewna, jak rozpoczęła się nasza nienawiść. Ale myślę, że jest tylko moja nienawiść, bo ostatniej nocy stwierdził, że on to tylko udaje.

-On tego nie zrobił- Macie zachichotała- To wspaniałe, zrobisz to?- otworzyłam usta. Wiedziałam, że Macie była niewiarygodna, jeśli chodzi o rozsądną radę, ale myślałam,że będzie ją miała żeby przekonać mnie by odrzucić pomysł.

-Żartujesz sobie?

-Czemu nie! Znaczy chłopak, praktycznie przyznał jego niezaprzeczalną miłość do ciebie i chciałby dać Ci miłość życia, Cara. On chce, żebyś miała miłość, powiedz mi- szczerze- nie jest to urocze?

-Nie, nie jest, Mac. Naprawdę to daleko temu do tego, nieco nieprzyjemne i całkiem dziwne.- odpowiedziałam, ciągnąc rąbek, mojej cienkiej, beżowej,koszulki na ramiączkach,błyszczący materiał moich krótkich jedwabnych spodenek na moich nogach.

-Cokolwiek. Po prostu jesteś przestraszona, że on może mieć te 15 rzeczy z twojej listy.

-Lista.- prychnęłam-  Czy ty w ogóle się słyszysz, Macie? Ta lista, ten zakład, to wszystko jest obłąkane. To jego kolejna umysłowa gra- kawał, z nim tak jest od drugiej klasy, Mac.

-Nie myślę tak.

-Cóż, najbardziej pozytywnie, tak.

-Myślę, że teraz jest okazja by się dowiedzieć- uśmiechnęła się.

-C-

-Torres.- jego głos był gładki, jak karmel. Jak zwolnione tempo rozbijające falę, tak łagodny i doskonały.

Nienawidziłam jego perfekcyjności, nienawidziłam jego nieskazitelności, która nie miała końca. Był tym idealnym- obrazem człowieka, i wszystko będzie bardzo ponad proporcje, jeśli jego osobowość była tak doskonała jak jego cechy zewnętrzne.

-Gdzie moja lista, kochanie?-zaśmiał się,pozwalając mi sprawdzić jego dzisiejszy strój. Był tak zdradziecko prosty, ale ściągnął to. Jak? Nie mam zielonego pojęcia.- Opanuj się, Torres. Możesz zrobić zdjęcie, zostanie na dłużej.- uśmiechnął się bezczelnie.

-Ha ha, jaki dowcipniś.- przewrócił oczami.

-Ktoś nie wypił rano kawy, huh?

-Nie piję kawy.- mruknęłam, przechodząc obok niego, ciągnąc Macie i kierując się do mojej klasy historycznej.

-Może to nie dobrze?-zachichotał, podchodząc do mnie- Teraz, wracam do startu. Gdzie moja lista, Torres?-zapytał.

-Słuchaj, Justin.- skarciłam się, zatrzymując moją 'drogę' i stając z nim twarzą twarz.- Nie ma listy. Nie spędzę reszty niedzielnego wieczora na tworzeniu listy dla ciebie.Ty i ja wiemy co tu robisz i szczerze mówiąc, to jest na granicy obłędu.

-Obłędu?-zaśmiał się, przewróciłam oczami- Kto w ogóle-zanim kontynuował, wyłączyłam się.

-Dobra, dobra- zagruchał, ciągnąc za mój łokieć i ciągnąc z powrotem do niego- Co dokładnie myślisz, że próbuję tu zrobić, Cara?- zapytał.

Zatrzymałam się na chwilę, mój oddech nieco spowalniał, moje tętno prawie uspokajało się.

-J-ja...Justin,bądźmy poważni. To całe 15-kryteriów-życia- miłosnego jest stekiem bzdur.

-I dlaczego tak zakładasz, Torres? - zapytał, jego błyszczące oczy spoglądały na mnie. Przełknęłam.

-Z jednej strony, nienawidzimy się od dru-

-Poprawka- ty nienawidzisz. Ty. Nie ja. Okay? Mówiłem ci ostatniej nocy.- powiedział, krzyżując ręce.

-Cóż, myślę, że sobie ze mnie żartujesz, wiem,że próbujesz przekonać mnie, że jest inaczej, więc co to jest, huh?- syknęłam.

-Myślę, że jesteś wyjątkowa, Cara. Zaczynając od drugiej klasy. Ja tylko dotrzymywałem ci kroku we wszystkim, to wszytko. A ty dogoniłaś wszystko z życiem miłosnym twoich przyjaciół, oczywiście powstrzymujesz się przed posiadaniem jednego dla siebie.Chcę dać Ci miłość własnego życia, i jestem zdeterminowany, by to zrobić.

-Co jeśli nie chcę tego jednego z tobą?

-To jest to,co prowadzi nas z powrotem do listy, nie jest tak? - uśmiechnął się triumfalnie.

O, Boże.

-Jutro rano, 15 rzeczy. Jeśli spełnię co najmniej pół listy, pozwolisz dać mi miłość życia, dobra? Teraz spróbujmy jeszcze raz.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------

DZIĘKUJĘ ZA TE KILKA KOMENTARZY :)

 MOŻE TO ZA WCZEŚNIE ALE JEŚLI CHCECIE TO NAPISZCIE W KOMENTARZU, ŻE CHCIELIBYŚCIE BYĆ INFORMOWANI O NOWYCH ROZDZIAŁACH :)

I jak podobał Wam się rozdział?

Jak myślicie co znajdzie się na liście perfekcyjnego chłopaka Cary?

Do następnego xx


poniedziałek, 7 października 2013

Do odwiedzających.

PROSZĘ WAS !!


KAŻDY KTO TU WEJDZIE, BŁAGAM ZOSTAWCIE JAKIKOLWIEK KOMENTARZ.
NIE WIEM CZY JEST SENS TO KONTYNUOWAĆ JEŚLI NIKT TEGO NIE CZYTA.


KOCHAM XX