niedziela, 25 maja 2014

Nine.

Byłam zwolenniczką nastroju mniej jest więcej, ale Justin, cóż. On nie był. Justin był kimś kto miał wiadro pełne pieniędzy i nie bał się go pokazać.
To było miłe mieć kogoś, kto poświęci dla ciebie cały swój czas i niepodzielną uwagę i to samo w sobie było w porządku. To było dla mnie wystarczające. Ale mieć kogoś kto zaspokoi każdą twoją potrzebę i zapłaci za każdą zachciankę, było bardziej zadaniem niż przywilejem.
Zaczynałam się czuć jakby chciał mnie kupić i nie było mi z tym dobrze. Nie byłam żadną nagrodą do wygrana ani zabawką do kupienia. Zna mnie na to za dobrze. I fakt, że mogłeś mnie łatwo powiesić i zaznaczyć mnie jako pełnoprawną feministkę powinno wystarczyć, by włączyć czerwone alarmy dla tego chłopca-Biebera.
-Uh, nie, nie- powiedziałam miękko, ciągnąc go za nadgarstek odciągając go od błyszczącego sklepu z biżuterią. - Dokąd idziesz?- zapytałam wątpliwie.
To był drugi raz kiedy spędziliśmy razem dzień i mogłam powiedzieć, że statek płynął gładko. Ale lodowiec przed nami! Justin próbował kupić mi cały pasaż i to było trochę przytłaczające. Nie wiem dokąd zmierzał, ale jego działania nie zapisywały się w mojej książce.
-Nie lubisz biżuterii? - zmarszczył brwi. No...każda dziewczyna lubi?
-Lubię, lubię.- uśmiechnęłam się.- Ale nie potrzebuję niczego...
-Chcesz, potrzebujesz? Dla mnie to wielka różnica.
-No to jest dla nienormalnych ludzi.- odciągałam go od platynowych drzwi Tiffany'ego. -Proszę?- zapytałam słodko. Zauważyłam, że w naszych małych sprzeczkach wygrywała zawsze słodka część mnie.
Westchnął, przewracając oczami. Nie mogłam nic poradzić, tylko naśladować jego ruchy, gdy skrzyżował swoje ramiona. Zawsze się dąsał, kiedy wybijałam mu z głowy niepotrzebne wydawanie na mnie pieniędzy, i nie rozumiałam tego. Wiedział, że wybierałam wnętrze nad wygląd, urok, pieniądze, ponad wszystko. Wiedział to. I nie rozumiałam gdzie ta chęć się znalazła.
Szliśmy w ciszy obok siebie, i byłoby to relaksujące, gdyby Justin nie był taki natarczywy jeśli chodzi o kupowanie mi rzeczy, moje stopy nie bolały i gdyby powietrze nie było tak napięte... taa... może słowo 'relaksujące' nie było dobrym wyborem. Najlepsze w pasażach było to, że wszystko było na zewnątrz. Sklepy były czyste i zadbane, a przeróżne nazwy wysokiej jakości marek utrzymywały esencję klasy i to był łatwy sposób do przyciągnięcia uwagi. Lubiłam przychodzić na zakupy z mamą, lub czasami zabierałam ze sobą Celeste. Seanna wolała robić zakupy przez internet, a Macie kupowała okazjonalnie. Nasza trójka nie była normalna. To zawsze była klapa zabierając je ze mną.
Pasaże były najlepsze wiosną. Słońce świeciło prawie połowę czasu, a subtelny kanadyjski chłód wciąż był odczuwalny, co lubiłam. Jedyny problemem  była pogoda, która nie była tak wyrozumiała i widziałam jak chmury zasłaniają całe niebo. Nie tylko pogoda nie sprzyjała ale delikatność Justina również.
Zwłaszcza po odrzuceniu jego biżuteryjnego oddania chwilkę temu. Miał kwaśną minę i było to nawet słodkie. Odpowiadał grymasami i mogłaś zobaczyć w nim 'pięcioletniego Justina' zachowującego się w ten sam sposób. Chciałam chwycić jego ramię a on zrzucał moją rękę i wtedy śmiałam się bezwstydnie.
-Głodny?- zapytałam z uśmiechem, ta sytuacja mnie co najmniej bawiła. Schowałam pasmo włosów za ucho. Było długie i wąskie i podobało mi się, jak delikatne było w dotyku. Zastanawiałam się czemu nie robię tego częściej... Nie byłam ubrana do końca odpowiednio. Miałam czarny, kropkowany "biustonosz" (chodzi o taki top) i przewiewną białą spódnicę i parę obcasów. Na pewno będzie padać, więc miałam przechlapane.
-Nie, jest dobrze.- wymamrotał. Zachichotałam, próbując połączyć nasze ręce, ale on trzymaj je tak blisko siebie.
Uśmiechnęłam się szeroko, trzymając się jego boku.- Oh, no Justin!- zaśmiałam się, a on nie drgnął, kiedy szliśmy dalej- Nie możesz po prostu oczekiwać od mnie, że wezmę od ciebie biżuterię.
-Dlaczego nie?- zapytał głośno, wybuchnęłam śmiechem. Był taki dziecinny i chciałam to po prostu schrupać.
-Bo chciałeś mnie zabrać do Tiffany'ego! Chodzi mi o to, że, zejdź na ziemię!- parsknęłam- To jest za...- zrobiła mały taniec, nie wiem jak to miało namalować obraz (dać jej pomysł czy coś w tym stylu ;) ), ale zyskałam jego śmiech na moje ruchy-... drogie.- skończyłam.
-Nic nie jest na ciebie za drogie.- powiedział, westchnęłam, ale wewnętrznie się uśmiechałam.
-To miłe, ale-prychnęłam- to nic nie zrobi.- zmarszczył brwi w odpowiedzi.- Nie jestem materialistką.- wzruszyła ramionami.- Ubrania, biżuteria naprawdę nie są dla mnie ważne, mam na myśli, nie zrozum mnie źle. Lubię wyglądać ładnie i lubię być urocza, ale nie dochodzę do punktu, w którym wydaję na to wszystkie moje pieniądze.
-Więc to chodzi o pieniądze-
-To nie chodzi o pieniądze.- jęknęłam- Dlaczego próbujesz mnie kupić?- zapytała sfrustrowana. Już nie była słodka, Justin znowu mnie wkurzał. Myślałam, że porzuciliśmy Justina z drugiej klasy, ale widać, że znowu weszliśmy na ten pociąg.
-Kupić cię? Co to ma znaczyć?- zapytał defensywnie. Przewróciłam oczami.
-Chodzi mi o to, że robisz najważniejszą rzecz z tego by płacić za wszystko co dzisiaj robimy, i wygląda to tak jakbyś starał się kupić moją sympatię. Wiesz, że nie jestem dziewczyną, która ugania się za pieniędzmi, mam na myśli, traktujesz mnie jakbym była poszukiwaczką złota.- rzuciłam. Wyprostowałam się i skrzyżowałam ramiona, widząc jak ludzie wokół nas odczuwali napięcie (jeśli słuchanie tego nie było oczywiste)...
-Nigdy nie traktowałbym cię tak umyślnie, wiesz że nie, Cara.- syknął ostro.
-No, ja się tak teraz czuję.- mruknęłam.
Zatrzymaliśmy się na środku brukowego chodnika. Moje brwi były złączone, kiedy Justin uważnie mi się przyglądał. Jego wyraz twarzy złagodniał i zastąpił go słodkim, pełnym Justinem, który mnie zrelaksował tak jak i jego. Oblizał swoje pulchne usta, tak jak zawsze robił, zanim coś powiedział i przejechał kciukiem po gładkiej skórze mojego policzka.
-Nie lubię tego- wskazał.- Czy dopiero nie rozwiązaliśmy jednego problemu?- ułożyłam usta do środka i pokiwałam głową.- Mówię serio, to było w zeszłym tygodniu? Czemu jesteśmy tacy skłonni do walki?
-Nie do walki, do kłótni.- broniłam się.
Zachichotał- To to samo.-westchnęłam i to była prawda. Kłóciliśmy się, jakby, dużo...więcej niż normalnie. Ale czego oczekiwać od byłych rywali? On był sportowcem, który miał wszystko, a ja byłam kujonem bez niczego. Biliśmy głowami przed gimnazjum i to było aż do teraz.
Nie mogłam oderwać wzroku, jego oczy były jak płonący karmel, jeśli to ma jakiś sens. Były ciemne jak drzewo wiśni i piękne jak szampan. Nie wiedziałam jak nazwać jego kolor oczu, ale to było zadanie na później.
Jego ręka opuściła mój policzek i zsunęła się na odkrytą skórę po moich bokach. Delikatnie pocierał opaloną skórę i przechylił głowę. Przyciągnął mnie bliżej prawą ręką, bliski kontakt był wystarczający, by poruszyć motylki w moim brzuchu, tak jak to robił. Bycie obok niego było wystarczające, ale bycie tak blisko niego, jego oczy i jego usta, ohh te usta.
Mieliśmy doskonały moment.
Ale to nie było coś z czym było mi już dobrze. Podobał mi się pomysł, ale chciałam trochę zwolnić. Nie byłam zbyt chętna na to, jego, czy naszą sytuację. No, nie do końca.
-O co ci chodzi?- wychrypiałam w próbie spowolnienia akcji.
-Chodzi mi o to, że nie lubię się z tobą kłócić. O duże rzeczy, o małe rzeczy. To jest głupie, nie musimy tego robić.- stwierdził. Zgadzam się.- Dorosłem w miejscu, gdzie jeśli coś się popsuło, wymieniało się to. Na niczym nie było metki, serio. Czasem coś zepsułem-
-Niespodzianka, niespodzianka- popatrzył na mnie figlarnie.
-Ha ha.- zaśmiał się sucho.- Jeśli zepsułem coś w domu lub rozwaliłem mojego ATV (coś takiego jak quad) na czymś na zewnątrz, mój tata krzyczał na mnie. Atakował mnie i to było naprawdę szalone. To znaczy, naprawdę mnie to nie obchodziło. On ledwo to robi, ale kiedy już to zrobił, to było... piekło. - był poddenerwowany, a jego policzki były lekko zaróżowione. Wiem, że Justin nie był emocjonalnym typem i otwarcie przed kimś było dla niego prawdopodobnie obce. Jest zobowiązany, by ta rzecz poszła dobrze, więc wtedy będzie mógł odnieść sukces w tej głupiej umowie, ale nie chciałam, by czuł obowiązek mówienia mi czegoś osobistego.
Zwłaszcza jeśli w pełni mi nie ufał, bo ja na pewno nie.- Justin, jest okej, ja-
Potrząsnął głową.- Obiecuję, o coś mi chodzi.- skinęłam delikatnie, pozwalając mu kontynuować.- Przychodził do mojego pokoju w nocy i pytał co chciałbym na urodziny. Kilka pierwsze razy były dezorientujące. Czasami pytał mnie dzień po, miesiąc lub dwa przed, i nie wiem, nie zgadzało się. Ale następnego dnia mi to przynosił, przynosił i pytał czy było między nami w porządku. Zawsze mnie odkupował, i jako dziecko myślałem, że to było całkiem fajne. Więc, kiedy wściekałem moją mamę, szedłem i kupowałem jej coś.- wzruszył ramionami.
-Nic mi nie zrobiłeś. Nie zaatakowałeś mnie, Justin.- uspokoiłam go, zakładając ręce na jego szyję.
-Nie o to chodzi, Cara. Byłem nauczony kupować. Kupować miłość, przebaczenie... to druga natura. Chciałem, żebyś coś poczuła, ode mnie, a kupienie było jedynym pomysłem by ci to okazać. By ci pokazać, że mogę być dobrym chłopakiem, tak sądzę.
-Dziękuję. -uśmiechnęłam się.
-Nie, to nie prob-
-O to mi chodzi. - powiedziałam szczerze- Robisz dobrze. -stanęłam na palcach tak wysoko jak mogłam w tych obcasach z czymś na myśli, uśmiechnął się, owijając ręce wokół mojej talii, nasze czoła się stykały. Przełknęłam ślinę, trochę nerwowo. Kto by nie był? To Justin Bieber.
Zatrzymał się- Cz-czułaś to?-zaśmiał się do siebie, spoglądając na niebo. Zmarszczyłam brwi i stuknęłam go w nos, na którym była kropla deszczu. I szybko jedna kropla po drugiej przejęła cały teren. Krzyknęłam na totalną ulewę.
-Chodź, Cara.- zdjął swoją bluzę i położył kaptur na mojej głowie. Umiejętnie wsuwając swoją rękę w moją. Szukaliśmy jego czarnego Range'a.


Zdałam sobie sprawę jak sodki Justin był, w ciągu kilku ostatnich dni. Zgaduję, że powinnam była to poczuć już chwilę temu. Ale to nie ja byłam tą osobą, która potrzebowała uczucia. On nią był.


------------------------------------------------------------------------------------
 Noooo taki suprajz.
Cara to musi się wszystkiego normalnie bać... ughhh.  Powinni się pocałować i wgl ale nieeee...

Dobra, jeszcze jeden, i koniec :((( Będzie mi tego bardzo brakować. Może znajdę coś innego... :)
Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale coś mi się klawiatura psuje ://
Kochaaaam Waaas x
Kaśka

sobota, 24 maja 2014

Eight.

Seanna wytrzeszczyła oczy, a Macie siedziała tam zadowolona z siebie. Historia mojego życia. Ich reakcje były niezrozumiałe. Też byłam zszokowana moimi działaniami. prawdopodobnie bardziej niż one, szczerze mówiąc. Byłam spokojna, skromna, słodziutki cukierek. I jak bolało mnie, by przyznać się do tego- to była prawda.
-Więc, tak go pocałowałaś?- Seanna zapytała ponownie, nadal w zachwycie. Cholera, ja też. Wzruszyłam ramionami i popatrzyłam w górę przez rzęsy. - Nie lekceważ tego!- syknęła.
-Uspokoisz się?- Macie syknęła- Kurwa, ale serio.- powiedziała trącając Seannę łokciem- Co powiedział, co zrobił potem?
-No, uh, nie wiem.- powiedziałam niewinnie. Popatrzyły na siebie przez sekundę ze zmieszaniem na ich twarzach. Odwróciły się z powrotem.
-Kurwa, co znaczy, że nie wiesz?- Macie prychnęła, kładąc rękę na biodrze.- I-i dlaczego tak późno nam o tym mówisz? To znaczy, miałaś z Justinem pieprzonym Bieberem? To nie jest coś co chowasz dla siebie, Cara.
-Miałaś z nim !? - Seanna wykrzyknęła. Uderzyłam dłonią w czoło. Właśnie dlatego trzymałam to w tajemnicy. Seanna nie mogłaby uwierzyć, a Macie używałaby uporczywie 'kurwa' w czasie rozmowy. Całkiem dobre przyjaciółki, hm?
-Ludzie, nie miałam nikim. - powiedziałam surowo. - Ciągle mam moją kartę V schowaną bezpiecznie w mojej-
-Blee, dziw-
-Kieszeni. -głośno syknęłam- Chciałam powiedzieć kieszeni, zboczeńcu.- mruknęłam.
-Dobra, to dalej nie usprawiedliwia faktu, że nie chcesz nam powiedzieć co się stało po tym jak się pocałowaliście.- Seanna powiedziała. Zatrzasnęłam swoją szafkę, a one nadal szły za mną. 
-Cara Konstaninova Torres, odpowiedz mi w tej chwili, albo-
-Oh, cokolwiek mamo.- splunęłam sarkastycznie.- Powiem to po raz ostatni, jasne? Bo, oczywiście wy dwie tego nie rozumiecie. - powiedziałam wymachując ramionami. Moja postawa je zaskoczyła. - Nie wiem  co powiedział po tym, jak go pocałowałam. I pocałowałam, tylko pocałowałam. - mówiłam każde słowo z przerwą, po prostu nie rozumiały, racja?
Obie milczały przez chwilę, ale wtedy... Macie załapała. Wiedziałam, że jedna z nich zrozumie, miałam na to nadzieję. 
-Nie zrobiłaś tego... - powiedziała Macie, ton jej głosu ściemniał.- Nie zrobiłaś tego, Cara.- powiedziała, kręcąc głową. Przygryzłam policzek i wzruszyłam ramionami. - Cara, czy ty kurwa...- przerwała, potrząsając głową. 
-Czekaj, co się stało...- Seanna zmarszyła brwi. Wtedy ona też zrozumiała.- Zostawiłaś go? - obie pojęły. - Cara, ty suko!- powiedziała i uderzyła mnie w ramię. Widzisz, to jest to czego właśnie unikałam.
-Nie jest... nie jest tak źle.- wymamrotałam.- Prawda?- schowałam kosmyk włosów za ucho i spojrzałam w górę. Mój żołądek się wywrócił, kiedy zobaczyłam ich twarze.
-Nie jest źle?- Macie zapytała z niedowierzaniem.
-Dupek czy nie. Nikt na to nie zasługuje. Mam na myśli, Cara, serio? - powiedziała cicho Seanna- To jest słabe.- Auu- Bardziej niż słabe.- Podwójne auu. 
-To dlatego kochaś był taki przygnębiony?- Macie rozważała, krzyżując ręce na piersi. Zawinęłam swój sweter ciaśniej wokół ciała i przytaknęłam.
-Tak myślę.- powiedziałam potulnie.
-I to już tydzień?
-Nie rozmawiałam z nim od imprezy, no.- znów wzruszyłam ramionami.
-Nawet nie próbował zatrzymać cię przed wyjściem? - zapytała Macie, jej twarz pewnego rodzaju zazgrzytała.
Zakręciłam kostki* wokół podłogi wyłożonej kafelkami podłogi, jasno oświetlonego korytarza i spojrzałam na dół- Cóż, próbował, coś tak, t-tak myślę?- patrzyłam na swoją luźną spódnicę w moich płynnych ruchach. Ich brwi uniosły się w zgodzie a ja wydęłam wargi. - Zatrzymał mnie i powiedział, bym poczekała, i cóż, powiedziałam mu, że pocałunek był...uh, pomyłką?- Seannie opadła szczęka, a Macie zamachała rękami i zmarszczyła swoją twarz w obrzydzeniu.- Zły ruch?
-Bardzo zły, kurewsko zły ruch!- kolejny raz z jej 'kurwa'.
-Nie sądzisz, że taki nie był?- Seanna zapytała poważnie.
-To nie było fair z mojej strony, muszę tyle przyznać.
-W porządku. Co powiesz o tym, że chociaż raz przyznasz, że byłaś kretynką?- Macie syknęła. Przyjmowała to zgodnie z oczekiwaniami. Irracjonalnie i surowo. Wasza typowa Macie Millers, panie i panowie.
-Przestań.- syknęła Seanna.- Ona nie wie jak radzić sobie z takimi rzeczami.- mruknęła do Macie.
I miała rację. Nie wiedziałam co robię. Nie wiedziałam pierwszej rzeczy, jak rozmawiać z chłopakiem, lub jak się z nimi obchodzić. Robiłam całkiem złą robotę z tego, jak to brzmi, ale jakie miałam doświadczenie, by opierać na nim swoje akcje? Jestem w tym wszystkim nowa.
-Twoja następna lekcja jest z nim.- stwierdziła Macie. Zaczerpnęłam powietrza i uświadomiłam sobie, że miała rację.- Porozmawiaj z nim. - rozkazała.- Jeśli tego nie zrobisz, znajdę sposób by cię zmusić.- otworzyłam usta, by na to odpowiedzieć, ale głośny dzwonek mi przerwał.
Do zajęć z gospodarstwa domowego- pomyślałam z goryczą. Obcasy Seanny i Macie zbliżały się na odległość.- Nie rozpadnij się znowu!- Macie krzyknęła, kiedy szłyśmy w przeciwnych kierunkach. Przewróciłam oczami.


***

-Czy wszyscy mają swoje przepisy?- pani Forkell zapytała, a cała klasa odpowiedziała niespójne 'taki' i zaczęła rozchodzić się ze swoimi składnikami. Byłam świetnym piekarzem, ale nie mogłam piec przez moje życie. Są stosunkowo tymi samymi rzeczami, ale receptury pieczenia, do których  byliśmy przypisani, zawsze wygrywały.
Justin miał lekko na tych lekcjach. Dziewczyny niemal błagały go by pozwolił im zrobić jego pracę. A kto mu się sprzeciwiał? Jego przyjaciele bezmyślnie oglądali jak dziewczyny wykonują ich pracę, a ja, jako, że jestem feministką, krztusiłabym się na ten odpychający widok. Dziewczyny w naszej szkole dają inspirujące, złe powstanie kobiecej-równości, złe imię.
Powoli mnie olśniło. Jak odciągnąć Justina od jego kuchni, przyjaciół i zdesperowanych dziewczyn? Myślałam o skomplikowanej rozbieżności zawierającej mąkę, płatki kukurydziane i syrop, ale przepis nie zawierał żadnego z nich, więc miałam po prostu przejebane.
Seanna i Macie mnie zabiją, jeśli tego nie naprawię. Bardziej Macie niż Seanna, ale i tak się bałam. Westchnęłam i poddałam się, dalej mieszając moje bezmączne ciasto. To znaczy, kto robi bezglutenowe, czekoladowe ciasto? Jakie ciasto nie ma mąki?
-Panie Bieber- zawołała pani Forkell. Moja głowa się podniosła, więc aniołki na mnie patrzyły? Delikatnie odwróciłam głowę, by zobaczyć jak Justin podąża do małego biurka naszej nauczycielki obok głównej kuchni, umiejscowionej na środku klasy najczęściej, by wprowadzać i wydawać polecenia.
To była moja szansa. Głęboko zaczerpnęłam powietrza i mocno zacisnęłam oczy, wypuszczając je. Wpadłam na szeroką figurę. Otworzenie oczu było dobrym pomysłem. - Prze- przepraszam...- wzruszył ramionami i zmarszczyłam brwi.
Gdzie się podział trwały, niezłamany Justin, który wykorzystywał każdą szansę by ze mną rozmawiać? Ten, który nie chciał zostawić mnie na sekundę samej jeszcze w tamtym tygodniu?
-Czekaj- przyznałam, kiedy przeszedł dalej. Nadal byłam zdezorientowana, chociaż chyba nie powinnam. Spojrzał w dół na moją rękę i jego wzrok złagodniał.- Ja..- zaczęłam.- Możemy porozmawiać?
-Jesteś gotowa na rozmowę?- zapytał, jego głos był tak boleśnie bez emocji. Nie mogłam powiedzieć czy był na mnie zły, czy po prostu zraniony. Tak czy inaczej, wina mnie zżerała. Wzruszyłam ramionami.
-Jeśli chcesz, to tak.- przygryzłam wargę. Strząsnął moją rękę z jego ramienia i szybko dołączyłam ją do mojej strony, kiedy to zrobił. Trochę obrażony, jeśli mam wspomnieć.
-Cóż nie mogę w tej chwili.- powiedział szorstko.- Odchodzę.
-Dokąd idziesz?
-Mam wizytę u lekarza, musi sprawdzić mój nadgarstek.- pokiwałam głową, spoglądając na klamry wokół jego nadgarstka. Nawet nie zauważyłam. Nie wiem czy mogę czekać... I może nie mam na tyle odwagi, by zrobić to jeszcze raz, patrząc na to jak to idzie teraz. Które idzie ledwo, mogę dodać. -Ale wracam na trening koszykówki po dziesiątej lekcji.
Pokiwałam szybko- Dobra.
-Dobra, co?
-Dobra, poczekam.
-Będziesz czekała przez dwie godziny treningu?- sprawdzał mnie.
-Czy to nie jest to co właśnie powiedziałam?- za szybko na moją postawę? Mentalnie się skarciłam.
-Okej, tak sądzę... zobaczę cię później.- potaknęłam bez przekonania.
Posłał mi ostatnie spojrzenie zanim porwał swój plecak i pokierował się w stronę drzwi. Wypuściłam głęboki oddech nie wiedząc, że go trzymałam.
Naprawdę nigdy wcześniej nie brałam pod uwagę uczuć innej osoby. Przynajmniej nie chłopców, definitywnie nie chłopców. To znaczy, nigdy nie musiałam. I właśnie mam do czynienia z najbardziej popularnym chłopakiem w szkole... Jednym, którego znam prawie dziesięć lat. Nie okazywał najmniejszego zainteresowania mną przez dziesięć lat, i teraz jesteśmy tutaj, zaplątani w jakiś konflikt, który głupio sama wymyśliłam.
Nie byłam do końca na naszej liście sytuacji, ale kłamałabym gdybym powiedziała, że za nie tęskniłam za tym. Za nim. Sposób w jaki włożył tak wiele wysiłku by mi zaimponować. Był rycerski i słodki, ale tylko dla mnie. To było wyjątkowo miłe uczucie. Ale zawsze było coś, co trzymało mnie z daleka od myśli bycia w związku.
Nawet nie byłam pewna, co to jest, jeśli mam być szczera.

***

Siedziałam na trybunach, nogi skrzyżowane, moja torba zaraz obok mnie. Nie byłam do końca pewna jak idzie sport. Byłam bardziej książkową dziewczyną jeśli jeszcze nie zauważyliście. Nie wiedziałam czy telefony były głośne. A ja nie zamierzałam być tą jedną, która wkurzy jakkolwiek złego-na-cały-świat nauczyciela, który był zajęty wymaganiami trenera drużyny sportowej nieznacznie, tylko niewielki eksperyment.
I na raz, cały zespół ruszył do szatni. To było tak, jakby wszyscy faceci spędzili całe swoje życie na siłowni. Czy to w ogóle było możliwe, żeby w moim wieku być tak wysportowanym? Mam na myśli to, że czyje ramiona są tak wyrzeźbione? To musi być jakaś koszykarska rzecz, bo pływają w parze wodnej i chłopcy z drużyny siatkarskiej muszą naprawdę gonić za swoimi pieniędzmi.
Co jakiś czas widziałam jak Justin przenosi wzrok na mnie. Przegapiał podania lub podwójne dryblowanie, patrząc na mnie, jakby się obawiał. Czułam się winna za każdym razem, kiedy przepuścił rzut.
Wiedziałam, że Justin był gwiazdą drużyny, a ja nienawidziłam się za to jaki wpływ miałam na jego imię. Byłam zaskoczona, że jego trener nie siedział mu na dupie za jego dzisiejszy występ. Nigdy nie widziałam jak Justin gra, ale mogłam powiedzieć, że dzisiaj nie był najlepszy. Nie mogłam nic poradzić tylko czuć się winną, że to ja byłam tego powodem.
Mijały godziny, i może to tylko ja, ale trener skrócił dzisiejszy trening. - Dobrze chłopcy, idźcie pod prysznic. To tyle na dziś. Nadchodzi następna gra. Miejcie pewność, że bierzecie prawidłowy strój.- powiedział surowo.- Somers. - swój wyraz twarzy zastąpił drwiącym uśmieszkiem. Wszyscy zaczęli śmiać się z Chaza a on wywrócił oczami.
Justin był pierwszym z grupy, który wybiegł i udał się do szatni. Wstałam i zabrałam swoją torbę, uprzejmie kierując się w dół.
-Więc ty jesteś tą dziewczyną, która odciąga moją gwiazdę od gry?- spojrzałam w górę i zeskoczyłam z ostatniego schodka, moje obcasy spotkały się z długimi, drewnianymi deskami. Ton jego głosu był rozbawiony, na szczęście.
-Umm, Ja...- jąkałam się.
-Jestem trener Ryenhold.- powiedział i wyciągnął swoją dłoń. Potaknęłam i grzecznie potrząsnęłam jego ręką.
-Cara Torres.- odpowiedziałam i wtedy zauważyłam zawodników za trenerem. Wszyscy się rozchodzili, gwiżdżąc na pożegnanie do trenera Ryenholda, wszyscy z którymi grał. Gdzie był Justin?
-Wiesz, myślę, że słyszałem raz lub dwa twoje imię w szatni.- wytrzeszczyłam oczy, a moje policzki się rozgrzały.
-Był trochę nie tutaj- stwierdził- I chyba taki był, racja?- szybko skinęła głową.- Jest cwaniakiem, nie zrozum mnie źle.- zachichotał- Ale jest dobrym dzieciakiem. Naprawdę troszczy się o ludzi. Potrzebuje dziewczyny, która trzymałaby go w ryzach. To na pewno.- uśmiechnął się. - Ale mogę grzecznie prosić, żebyś omijała treningi? Jest rozkojarzony, kiedy jesteś w pobliżu.
-Oh, oczywiście, ja- - zatrzymałam się.- Też to widziałeś?
-Nie mógł zabrać swoich oczu od ciebie- zachichotał.- To było miłe spotkanie, panno Torres.
Zanim miałam szansę odpowiedzieć Justin był przy moim boku, a trener zarzucał torbę na swoje ramię kierując się do drzwi. Justin dał mi zmieszane spojrzenie, a ja potrząsnęłam głową by odpuścił.
Justin był cały czysty. Jego włosy były mokre i trochę rozrzucone po czole. Miał na sobie zwykłą białą koszulkę i czarne spodenki, które wisiały luźno na jego biodrach i miał granatową, zapinaną bluzą na ramionach. Byliśmy na chwilę cicho, myślę, że głównie ja. To ja byłam tą osobą, która chciała rozmawiać, prawda? Ale jeszcze nie mogłam. Nadal poznawałam jego cechy i naprawdę podziwiałam małe szczegóły, kiedy nie zachowywał się jak kutas. Lubiłam go znacznie bardziej w tej wersji.
-Justin, ja-
-Przepraszam, Cara.- przerwał mi. Zmarszczyłam brwi. Położył torbę na ziemi i przejechał ręką po mokrych włosach. -Zachowałem się jak kutas dzisiaj rano, i teraz czuję się jak dupek. A kiedy tej nocy uciekłaś, nawet nie poszedłem za tobą, i-i powinienem pokazać ci, że jestem dobrym chłopakiem, a ja robię cholernie na odwrót, ja po pros-
-Hej, hej- powiedziałam łagodnym głosem. Delikatnie położyłam ręce na obu stronach jego koszulki, przyciągając go bliżej.- Nie musisz przepraszać.- w końcu spojrzał mi w oczy i uśmiechnęłam się do niego.- To ja wybiegłam. To ja cię unikałam, co było złe. Teraz to widzę.- wytłumaczyłam. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, i powoli je zamknęłam. Nie wiedziałam co. -Nie możesz myśleć, że to twoja wina.- wzruszył ramionami.
Westchnęłam, znowu była cisza. Czy to było możliwe, że obaj nie wiedzieliśmy jak odpowiadać na tego typu rzeczy? Mam na myśli to, że jestem tu ja, która nie chce kontaktu z płcią przeciwną, i jest tu on. Wiedział wszystko o dziewczynach. I jak ja, nie wiedział co powiedzieć.
-Nie jest.- w końcu powiedziałam. Pociągnęłam za boki i oplótł swoje ramiona wokół mnie, tak jak ja to zrobiłam. I po raz pierwszy było mi z tym dobrze. Był tak ciepły jak tamtej nocy, a długość jego ramion była idealna by mnie objąć. I podobało mi się tak.- Przepraszam. Przepraszam za moją bezmyślność i za to, że byłam samolubna.- doszłam do takiego wniosku.- Wybaczasz mi?- zapytałam, ściskając moje wargi, delikatnie dotknęłam strony jego twarzy.
Pokiwał głową z małym uśmiechem. Uśmiech z ulgą. Nawet mi ulżył tym uśmiechem. Puścił mnie i chwycił swoją torbę, wieszając ją na ramieniu. -Gotowa, Torres?- zapytał z uśmiechem, popatrzyłam na jego dłonie i uniosłam brew. Uśmiechnęłam się do siebie zanim wywróciłam oczami.

I mamy numer 6.

--------------------------------------------------------------
Przepraszam, przepraszam, przepraszam i w ogóle bardzo, bardzo, bardzo jest mi przykro. Przepraszam.
I przepraszam za wszystkie błędy, ale chciałam dodać go jak najszybciej.

Zostały jeszcze dwa rozdziały!

Kocham Was xx
Kaśka