niedziela, 25 maja 2014

Nine.

Byłam zwolenniczką nastroju mniej jest więcej, ale Justin, cóż. On nie był. Justin był kimś kto miał wiadro pełne pieniędzy i nie bał się go pokazać.
To było miłe mieć kogoś, kto poświęci dla ciebie cały swój czas i niepodzielną uwagę i to samo w sobie było w porządku. To było dla mnie wystarczające. Ale mieć kogoś kto zaspokoi każdą twoją potrzebę i zapłaci za każdą zachciankę, było bardziej zadaniem niż przywilejem.
Zaczynałam się czuć jakby chciał mnie kupić i nie było mi z tym dobrze. Nie byłam żadną nagrodą do wygrana ani zabawką do kupienia. Zna mnie na to za dobrze. I fakt, że mogłeś mnie łatwo powiesić i zaznaczyć mnie jako pełnoprawną feministkę powinno wystarczyć, by włączyć czerwone alarmy dla tego chłopca-Biebera.
-Uh, nie, nie- powiedziałam miękko, ciągnąc go za nadgarstek odciągając go od błyszczącego sklepu z biżuterią. - Dokąd idziesz?- zapytałam wątpliwie.
To był drugi raz kiedy spędziliśmy razem dzień i mogłam powiedzieć, że statek płynął gładko. Ale lodowiec przed nami! Justin próbował kupić mi cały pasaż i to było trochę przytłaczające. Nie wiem dokąd zmierzał, ale jego działania nie zapisywały się w mojej książce.
-Nie lubisz biżuterii? - zmarszczył brwi. No...każda dziewczyna lubi?
-Lubię, lubię.- uśmiechnęłam się.- Ale nie potrzebuję niczego...
-Chcesz, potrzebujesz? Dla mnie to wielka różnica.
-No to jest dla nienormalnych ludzi.- odciągałam go od platynowych drzwi Tiffany'ego. -Proszę?- zapytałam słodko. Zauważyłam, że w naszych małych sprzeczkach wygrywała zawsze słodka część mnie.
Westchnął, przewracając oczami. Nie mogłam nic poradzić, tylko naśladować jego ruchy, gdy skrzyżował swoje ramiona. Zawsze się dąsał, kiedy wybijałam mu z głowy niepotrzebne wydawanie na mnie pieniędzy, i nie rozumiałam tego. Wiedział, że wybierałam wnętrze nad wygląd, urok, pieniądze, ponad wszystko. Wiedział to. I nie rozumiałam gdzie ta chęć się znalazła.
Szliśmy w ciszy obok siebie, i byłoby to relaksujące, gdyby Justin nie był taki natarczywy jeśli chodzi o kupowanie mi rzeczy, moje stopy nie bolały i gdyby powietrze nie było tak napięte... taa... może słowo 'relaksujące' nie było dobrym wyborem. Najlepsze w pasażach było to, że wszystko było na zewnątrz. Sklepy były czyste i zadbane, a przeróżne nazwy wysokiej jakości marek utrzymywały esencję klasy i to był łatwy sposób do przyciągnięcia uwagi. Lubiłam przychodzić na zakupy z mamą, lub czasami zabierałam ze sobą Celeste. Seanna wolała robić zakupy przez internet, a Macie kupowała okazjonalnie. Nasza trójka nie była normalna. To zawsze była klapa zabierając je ze mną.
Pasaże były najlepsze wiosną. Słońce świeciło prawie połowę czasu, a subtelny kanadyjski chłód wciąż był odczuwalny, co lubiłam. Jedyny problemem  była pogoda, która nie była tak wyrozumiała i widziałam jak chmury zasłaniają całe niebo. Nie tylko pogoda nie sprzyjała ale delikatność Justina również.
Zwłaszcza po odrzuceniu jego biżuteryjnego oddania chwilkę temu. Miał kwaśną minę i było to nawet słodkie. Odpowiadał grymasami i mogłaś zobaczyć w nim 'pięcioletniego Justina' zachowującego się w ten sam sposób. Chciałam chwycić jego ramię a on zrzucał moją rękę i wtedy śmiałam się bezwstydnie.
-Głodny?- zapytałam z uśmiechem, ta sytuacja mnie co najmniej bawiła. Schowałam pasmo włosów za ucho. Było długie i wąskie i podobało mi się, jak delikatne było w dotyku. Zastanawiałam się czemu nie robię tego częściej... Nie byłam ubrana do końca odpowiednio. Miałam czarny, kropkowany "biustonosz" (chodzi o taki top) i przewiewną białą spódnicę i parę obcasów. Na pewno będzie padać, więc miałam przechlapane.
-Nie, jest dobrze.- wymamrotał. Zachichotałam, próbując połączyć nasze ręce, ale on trzymaj je tak blisko siebie.
Uśmiechnęłam się szeroko, trzymając się jego boku.- Oh, no Justin!- zaśmiałam się, a on nie drgnął, kiedy szliśmy dalej- Nie możesz po prostu oczekiwać od mnie, że wezmę od ciebie biżuterię.
-Dlaczego nie?- zapytał głośno, wybuchnęłam śmiechem. Był taki dziecinny i chciałam to po prostu schrupać.
-Bo chciałeś mnie zabrać do Tiffany'ego! Chodzi mi o to, że, zejdź na ziemię!- parsknęłam- To jest za...- zrobiła mały taniec, nie wiem jak to miało namalować obraz (dać jej pomysł czy coś w tym stylu ;) ), ale zyskałam jego śmiech na moje ruchy-... drogie.- skończyłam.
-Nic nie jest na ciebie za drogie.- powiedział, westchnęłam, ale wewnętrznie się uśmiechałam.
-To miłe, ale-prychnęłam- to nic nie zrobi.- zmarszczył brwi w odpowiedzi.- Nie jestem materialistką.- wzruszyła ramionami.- Ubrania, biżuteria naprawdę nie są dla mnie ważne, mam na myśli, nie zrozum mnie źle. Lubię wyglądać ładnie i lubię być urocza, ale nie dochodzę do punktu, w którym wydaję na to wszystkie moje pieniądze.
-Więc to chodzi o pieniądze-
-To nie chodzi o pieniądze.- jęknęłam- Dlaczego próbujesz mnie kupić?- zapytała sfrustrowana. Już nie była słodka, Justin znowu mnie wkurzał. Myślałam, że porzuciliśmy Justina z drugiej klasy, ale widać, że znowu weszliśmy na ten pociąg.
-Kupić cię? Co to ma znaczyć?- zapytał defensywnie. Przewróciłam oczami.
-Chodzi mi o to, że robisz najważniejszą rzecz z tego by płacić za wszystko co dzisiaj robimy, i wygląda to tak jakbyś starał się kupić moją sympatię. Wiesz, że nie jestem dziewczyną, która ugania się za pieniędzmi, mam na myśli, traktujesz mnie jakbym była poszukiwaczką złota.- rzuciłam. Wyprostowałam się i skrzyżowałam ramiona, widząc jak ludzie wokół nas odczuwali napięcie (jeśli słuchanie tego nie było oczywiste)...
-Nigdy nie traktowałbym cię tak umyślnie, wiesz że nie, Cara.- syknął ostro.
-No, ja się tak teraz czuję.- mruknęłam.
Zatrzymaliśmy się na środku brukowego chodnika. Moje brwi były złączone, kiedy Justin uważnie mi się przyglądał. Jego wyraz twarzy złagodniał i zastąpił go słodkim, pełnym Justinem, który mnie zrelaksował tak jak i jego. Oblizał swoje pulchne usta, tak jak zawsze robił, zanim coś powiedział i przejechał kciukiem po gładkiej skórze mojego policzka.
-Nie lubię tego- wskazał.- Czy dopiero nie rozwiązaliśmy jednego problemu?- ułożyłam usta do środka i pokiwałam głową.- Mówię serio, to było w zeszłym tygodniu? Czemu jesteśmy tacy skłonni do walki?
-Nie do walki, do kłótni.- broniłam się.
Zachichotał- To to samo.-westchnęłam i to była prawda. Kłóciliśmy się, jakby, dużo...więcej niż normalnie. Ale czego oczekiwać od byłych rywali? On był sportowcem, który miał wszystko, a ja byłam kujonem bez niczego. Biliśmy głowami przed gimnazjum i to było aż do teraz.
Nie mogłam oderwać wzroku, jego oczy były jak płonący karmel, jeśli to ma jakiś sens. Były ciemne jak drzewo wiśni i piękne jak szampan. Nie wiedziałam jak nazwać jego kolor oczu, ale to było zadanie na później.
Jego ręka opuściła mój policzek i zsunęła się na odkrytą skórę po moich bokach. Delikatnie pocierał opaloną skórę i przechylił głowę. Przyciągnął mnie bliżej prawą ręką, bliski kontakt był wystarczający, by poruszyć motylki w moim brzuchu, tak jak to robił. Bycie obok niego było wystarczające, ale bycie tak blisko niego, jego oczy i jego usta, ohh te usta.
Mieliśmy doskonały moment.
Ale to nie było coś z czym było mi już dobrze. Podobał mi się pomysł, ale chciałam trochę zwolnić. Nie byłam zbyt chętna na to, jego, czy naszą sytuację. No, nie do końca.
-O co ci chodzi?- wychrypiałam w próbie spowolnienia akcji.
-Chodzi mi o to, że nie lubię się z tobą kłócić. O duże rzeczy, o małe rzeczy. To jest głupie, nie musimy tego robić.- stwierdził. Zgadzam się.- Dorosłem w miejscu, gdzie jeśli coś się popsuło, wymieniało się to. Na niczym nie było metki, serio. Czasem coś zepsułem-
-Niespodzianka, niespodzianka- popatrzył na mnie figlarnie.
-Ha ha.- zaśmiał się sucho.- Jeśli zepsułem coś w domu lub rozwaliłem mojego ATV (coś takiego jak quad) na czymś na zewnątrz, mój tata krzyczał na mnie. Atakował mnie i to było naprawdę szalone. To znaczy, naprawdę mnie to nie obchodziło. On ledwo to robi, ale kiedy już to zrobił, to było... piekło. - był poddenerwowany, a jego policzki były lekko zaróżowione. Wiem, że Justin nie był emocjonalnym typem i otwarcie przed kimś było dla niego prawdopodobnie obce. Jest zobowiązany, by ta rzecz poszła dobrze, więc wtedy będzie mógł odnieść sukces w tej głupiej umowie, ale nie chciałam, by czuł obowiązek mówienia mi czegoś osobistego.
Zwłaszcza jeśli w pełni mi nie ufał, bo ja na pewno nie.- Justin, jest okej, ja-
Potrząsnął głową.- Obiecuję, o coś mi chodzi.- skinęłam delikatnie, pozwalając mu kontynuować.- Przychodził do mojego pokoju w nocy i pytał co chciałbym na urodziny. Kilka pierwsze razy były dezorientujące. Czasami pytał mnie dzień po, miesiąc lub dwa przed, i nie wiem, nie zgadzało się. Ale następnego dnia mi to przynosił, przynosił i pytał czy było między nami w porządku. Zawsze mnie odkupował, i jako dziecko myślałem, że to było całkiem fajne. Więc, kiedy wściekałem moją mamę, szedłem i kupowałem jej coś.- wzruszył ramionami.
-Nic mi nie zrobiłeś. Nie zaatakowałeś mnie, Justin.- uspokoiłam go, zakładając ręce na jego szyję.
-Nie o to chodzi, Cara. Byłem nauczony kupować. Kupować miłość, przebaczenie... to druga natura. Chciałem, żebyś coś poczuła, ode mnie, a kupienie było jedynym pomysłem by ci to okazać. By ci pokazać, że mogę być dobrym chłopakiem, tak sądzę.
-Dziękuję. -uśmiechnęłam się.
-Nie, to nie prob-
-O to mi chodzi. - powiedziałam szczerze- Robisz dobrze. -stanęłam na palcach tak wysoko jak mogłam w tych obcasach z czymś na myśli, uśmiechnął się, owijając ręce wokół mojej talii, nasze czoła się stykały. Przełknęłam ślinę, trochę nerwowo. Kto by nie był? To Justin Bieber.
Zatrzymał się- Cz-czułaś to?-zaśmiał się do siebie, spoglądając na niebo. Zmarszczyłam brwi i stuknęłam go w nos, na którym była kropla deszczu. I szybko jedna kropla po drugiej przejęła cały teren. Krzyknęłam na totalną ulewę.
-Chodź, Cara.- zdjął swoją bluzę i położył kaptur na mojej głowie. Umiejętnie wsuwając swoją rękę w moją. Szukaliśmy jego czarnego Range'a.


Zdałam sobie sprawę jak sodki Justin był, w ciągu kilku ostatnich dni. Zgaduję, że powinnam była to poczuć już chwilę temu. Ale to nie ja byłam tą osobą, która potrzebowała uczucia. On nią był.


------------------------------------------------------------------------------------
 Noooo taki suprajz.
Cara to musi się wszystkiego normalnie bać... ughhh.  Powinni się pocałować i wgl ale nieeee...

Dobra, jeszcze jeden, i koniec :((( Będzie mi tego bardzo brakować. Może znajdę coś innego... :)
Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale coś mi się klawiatura psuje ://
Kochaaaam Waaas x
Kaśka

7 komentarzy:

  1. Rozdział przepiękny, ale szkoda, że jeszcze tylko jeden rozdział. Strasznie krotkie to opowiadanie, ale za to genialne. Czekam na nn :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz gdy opowiadanie zaczyna się rozkręcać to się kończy to jest takie troche dziwne. Ale co tam. ;D Myślałam, że to opowiadanie jest dłuższe szkoda, że takie krótkie. ;| Fajnie by było gdybyś tłumaczyła lub pisała coś jeszcze ;D Już nie mogę się doczekać nn ;D Miłego tłumaczeniaaaaa ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. B.O.S.K.I. *.* Czeka nn <3
    http://heartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, będzie mi tego brakować :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowity i będzie mi strasznie tego brakować :C
    @megatightening

    OdpowiedzUsuń
  6. Głupio, że takie krótkie to fanfiction :( ale rozdział świetny ♡

    OdpowiedzUsuń