Dobra, uznajmy, że nie zauważyłam, że Nika, dobiła do 22 komentarzy. Możecie być jej wdzięczni! :D
Przyznam się, że w Was nie wierzyłam i nie tłumaczyłam jeszcze, więc rozdział dodam jutro albo pojutrze jeśli się wyrobię :)
Dziękuję wszystkim, którzy komentują i to czytają.
Kocham Was i przepraszam :)
Do 6. rozdziału !
środa, 27 listopada 2013
niedziela, 10 listopada 2013
Five.
NOTKA :)
-Wy...co? - zapytała Seanna, popijając koktajl. Seanna i Macie chętnie się ze mną spotkały w kawiarni Wildflower Café w śródmieściu na pilne spotkanie. To z czego składa się nasze spotkanie : lekka,popowa, kalifornijska muzyka do surfowania i organiczne, całkiem naturalne koktajle.
Seanna była trochę w tyle. Odpychała mnie od zeszłego tygodnia, bo ją zostawiłam w zeszłym tygodniu w kinie, kiedy bawiła się migdałkami Cama Lowery, którego rzuciła kilka dni temu. Ma oko na Jeta Morrisona.
-15 rzeczy w jej idealnym chłopaku! Miłość życia, kryteria, i status chłopaka! To znaczy, dalej, Sea, nadążaj!- Macie zachichotała.
Seanna wywróciła oczami, i odepchnęła ramię Macie.
-Więc, zrobiłam dla niego tą głupią listę, bo mnie tym denerwował, cały czas. To było wkurzające, więc we wtorek rano, napisałam ją. Wtedy Celeste, zakolorowała ją całą, zrobiła z niej słodką, świecącą listę. Co się okazuje? On nawet jej nie wziął! Oddał mi ją, zaraz po tym jak zapytałam go, jak to wszystko miałoby działać, a on odpowiedział, że musimy zacząć się spotykać.
-Dlaczego Ci ją oddał?- Seanna zapytała, biorąc koktajl Macie, popijając go. Więc Macie zabrała koktajl Seanny, bo ona zabrała jej. To tak w zasadzie od początku.
-Bo dla niego, w celu spełnienia tych kryteriów, nie mógł widzieć listy, więc mi ją oddał. Wiecie? Nie mógł się sfałszować.- wytłumaczyłam. Miejmy nadzieję, że to wszystko zaczyna mieć sens, bo nie mam ochoty mówić o tym dalej.
-Wow- Seanna prychnęła- Więc Bieber musi być prawdą, huh? - wzruszyłam ramionami, musi mieć rację?
-Czekaj, co było na liście?- Macie się uśmiechnęła. Zamarłam. Naprawdę, nawet jej nie czytałam. I szczerze mówiąc, byłam zdenerwowana tym co tam napisałam.
Sięgnęłam po to cholerstwo do mojej kieszeni. Przekazałam ją. Macie rozkładając listę, uśmiechnęła się. - Ohh, Celeste, takie Picasso. - Macie zażartowała, śmiejąc się. Seanna zachichotała patrząc na chwilę na multikolorową kartkę.
-Cóż, możesz odhaczyć 1 i 7...- oczy Macie przeskanowały całą kartkę.
-10,11, 13...- Seanna kontynuowała czytanie ich w dół.
Kręciłam się w jasnym, modnym, plastikowym krześle. Fajna, klimatyzowana kawiarnia, stała się mniej i mniej fajna i bardziej i bardziej gorąca i niewygodna. Chciałam wiedzieć, co tam napisałam, ale byłam za bardzo 'kurczakiem' by to teraz przeczytać.
Bałam się, że zrobiłam za prostą listę. Justin pasował już w 5 punktach z 15.
Oczywiście, nie mogłabym iść sprzecznie z moim słowem i wymazać wszystko i zastąpić innymi kryteriami, ale maiłam nadzieję, że nie było tam nic więcej do odhaczenia, niż punkt 1, 7, 10, 11, 13.
-Co one mówią? - obie zachichotały.
-1. Wyższy ode mnie. - Seanna się uśmiechnęła.
-7. Ma przyjemny głos. Ooooo. - Macie zagruchała.
-Kto powiedział, że myślałam że ma ładny głos?
-Kłamałabyś, jeśli powiedziałabyś inaczej. - Macie odparła, unosząc brwi. - Kłamstwo jest grzechem, Cara Torres. - powiedziała niewinnie, gładząc wzór kwiatowy na jej spódnicy.
Seanna założyła, kilka pasem włosów za ucho, co sprawiło, że jej bransoletki zabrzęczały, gdy czytała dalej. - Zobaczmy - Seanna zaczęła - Ah! 10. - zaśmiała się - Mówi, że jestem 'piękna' - Odwróciła się do Macie.
-Zgroza- zaśpiewały jednocześnie. Musiałam przewrócić oczami.
-Kiedy on powiedział, że jestem piękna, huh? Nigdy mi tak nie powiedział.
-Cóż, kiedy spotykałam się z Chazem... - mentalnie przewróciłam oczami, pamiętam tą fazę. - Kilka razy kiedy wyszłam z Chazem, Justin był przeważnie z nim. Przypadkowo mu się wypsnęło to raz czy dwa, kiedy o tobie wspomniałam.
-Dlaczego mówisz mi te wszystkie wiadomości?
-Nie sądziłyśmy, że to cię zainteresuje. Mam na myśli, nie wydawało się, że on cię interesuje, dopóki...
-Nie. - ostrzegłam. Seanna uniosła ręce w obronie.
-11. Uroczy uśmiech. - Macie zaćwierkała, kontynuując. - Nawet nie próbuj zaprzeczyć temu jednemu, Torres- zachichotała.
-I ostatnie 13. Denerwujemy się nawzajem. Wy robicie to cały czas - Seanna wykrzyknęła, kładąc listę na dół i kręcąc głową.
Siorbnęła swój koktajl, zakładając nogi i zaczęła mówić. Światło słoneczne uderzyło w jej długie, błyszczące, perfekcyjne,brunatne loki. Zawsze zazdrościłam jej tego, że była tak naturalnie promienna.
-Wiesz co, nie bylibyście taką złą parą, szczerze mówiąc.
-Powtarzam ten ruch. - Macie powiedziała z ustami pełnymi od malin. - Myślę, że wy dwaj bylibyście po prostu cudowni. - Wyśmiałam jej naganny dobór słów.
-Mogę argumentować to jedno.
-Ohyda.
-Więc nie sądzisz, że bylibyście uroczą parą, Cara? - Seanna potwierdziła- 110%?
-Pozytywnie, Sea.
-Myślę, że tak - Macie powiedziała z uśmieszkiem. Jak długo to będzie trwało?
-Cóż, ja tak.
-Czemu nie zapytasz Justina co myśli?
-Dlaczego miałabym pytać -
-Torres.
Ten głos. Jego głos. Nie ma dyskusji o numer 7. panie i panowie.
Justin Bieber ma najmilszy, najbardziej delikatnie gładki, seksowny głos na ziemi.
Odwróciłam się na twardym plastikowym krześle, wolno. Zawsze tak wolno. Muszę przyznać, że ma piękny głos. Dam mu numer 7. Ale to nie zmienia faktu, że denerwuje mnie na najwyższym możliwym stopniu.
-Bieber.
-Dalej będziemy nazywać się po nazwisku? To znaczy, spotykamy się. - chłopcy parsknęli za nim śmiechem i zaczęli kręcić się wokół niego. Nakręciłam się, instynktownie ciągnąc jego ramię w bardziej zaciszne miejsce kawiarni.
Usadziłam go - ciągnęłam go do kabiny.
-Pieprzysz się ze mną? - syknęłam. Jego oczy się zdenerwowały.
-Uh..n-nie?
-Przysięgam na Boga, Bieber, wydrapię Ci oczy a-
-Woah, kotku, dlaczego wydrapiesz? Co zrobiłem? - zapytał w obronie.
-Erm...dlaczego twoi przyjaciele wiedzą, o tej sprawie z listą?
-Nie wiedzą. Po prostu ostrzegłem ich, żeby się wycofali, bo zaczynamy się spotykać.
-Co masz na myśli poprzez 'ostrzeżenie ich'?
-Chodziło mi o trzymanie się z daleka? Jak, obiekt zamknięty? - wzruszył ramionami, zaczynając wyglądać jak owoc/ warzywo/ witamina w menu położonym na stole.
-Obiekt zamknięty? - warknęłam. Jego oczy uniosły się w górę. - Jestem w jakiejś budowie, Justin? - uśmiechnął się- Halo?
-Nazwałaś mnie Justin. To pierwszy raz od dwóch dni. Moje serce zabiło szybciej. - uśmiechnął się. Położył dłoń na swoim sercu. Przewróciłam oczami, przesuwając jego rękę w lewą stronę.
-Tutaj, geniuszu.
-Pieprzyć to, to tylko serce.- powiedział lekceważąco. Przewróciłam oczami. - Jestem naprawdę zadowolony, że byłaś tu dzisiaj. Słyszałem, że to swego rodzaju, twoje miejsce?
-Od kogo?
-Ludzi. - wzruszył ramionami. Od kogo? Nienawidzę nie znać odpowiedzi. - Chciałem Cię zapytać o naszą pierwszą randkę.
Zakrztusiłam się na to określenie.
-Idź dalej...
-Myślałem o moim miejscu? Dziś wieczór?
-Myślę, że przeoczyłeś kilka kroków, Bieber. -zachichotałam.
-To znaczy, jeśli jesteś z tym w dole -mrugnął, zmarszczyłam brwi, przewróciłam oczami i zadrwiłam jednym płynnym ruchem.
On jest świnią.
-Obrzydzasz mnie. - powiedziałam bez ogródek.
-Jestem gotów, by zmienić twój punkt widzenia, Torres. - uśmiechnął się. Zgarbiłam swoje ramię, znudzona tą rozmową.
-Więc co tu jest dobrego?
-Poważnie?
-Dobra, dobra...rany, możesz zabić kolesia, za próbowanie rozpoczęcia rozmowy>
-Jeśli tym kolesiem jesteś ty, nie mam problemu.
-Czy twoje nastawienie ma wyłącznik, albo?
-Czy irytacja ma wyłącznik, albo? Bo, jeśli tak, chętnie wzięłabym do tego kij hokejowy.
-Też lubisz hokej? Widzisz kochanie, ten związek, pójdzie dobrze. -Justin oczarował się, kładąc podbródek w jego dłoniach, a łokcie położył na powierzchni stołu, patrząc mi w oczy.
-Potrzebujesz pomocy.
-Potrzebuję Ciebie.
-Flirciarz.
-Zimno.
Zaśmiałam się. Byłam zszokowany tym, że wiedział co to znaczy, i wykorzystał to w pewnym kontekście. Chyba muszę mu dodać 'słownikowe' punkty za to jedno.
-Dobra.
-Co? - zapytał lekko zaszokowany. Powstrzymał mały uśmiech.
-Powiedziałam dobra. Pójdziemy do twojego miejsca. Jedna godzina. -naciskałam.
-Jedna?- Justin wybuchnął - Co? Nie ma mowy! Trzy.
-Półtorej.
-Pfff, dwie. - próbował.
-Zgoda. Zgodziłabym się na trzy. - Powiedziałam potrząsając jego ręką.
-Zgoda. Zgodziłbym się na jedną.
------------------------------------------------------
DZIĘKUUUUUJĘ :)
Postaraliście się, a ja siedzię do 02:00 tłumacząc rozdział nie:) jestem:) zmęczona:) ani:) trochę:)
Nie sprawdzałam rozdziału więc, jeśli są błędy to przepraszam, ale padam i nie mam siły już sprawdzać :)
Sea to skrót od imienia Seanna...jakby ktoś nie wiedział :D
TO TERAZ MOŻE TAK ...
22 KOMENTARZE = 6 ROZDZIAŁ
Pamiętajcie, że Was kocham ;)
Ciekawe ile Wam zajmie dobicie do 22 komentarzy??? Hmmm? Postarajcie się!
Do następnego xx
-Wy...co? - zapytała Seanna, popijając koktajl. Seanna i Macie chętnie się ze mną spotkały w kawiarni Wildflower Café w śródmieściu na pilne spotkanie. To z czego składa się nasze spotkanie : lekka,popowa, kalifornijska muzyka do surfowania i organiczne, całkiem naturalne koktajle.
Osobiście uwielbiam nasze pilne spotkania. Tylko nie wtedy, gdy dotyczą mnie.
-My...spotykamy się?
Macie parsknęła śmiechem - Brzmisz tak niepewnie.- stwierdziła. I byłam. To była prawda. Nie mam pojęcia, czemu go nie olałam i zwyzywałam szalonym jak zawsze robiłam, kiedy próbował mnie przejść, nie wiem.
-Czekaj...spotykacie się?- Seanna upewniła się ponownie.
-Tak, spotykamy się, Seanna. To nie tak, że powiedziałam o tym milion razy. - Macie wywróciła oczami, ssąc słomkę pełną malinowego, truskowkawego, marchwiowego i lnianego koktajlu.
Seanna pokręciła jeszcze raz głową, nie dowierzając w swoją wypowiedź - J-Ja po prostu nie mogę uwierzyć, że moja Cara Torres, która nienawidziła Justina Biebera, od drugiej klasy teraz się z nim spotyka, jak...jak...ja po prostu...da mi ktoś poprawne słowo?
-Zmylona? Bo ja jak cholera.- Mówiłam przeczesując włosy. Wiedziałam, że będę bawiła się lokami, nad którymi tak ciężko rano pracowałam, ale nie mogłam się o to martwić.Było późno, piątkowy wieczór. Jestem zmęczona po stresującym dniu w szkole, i szczerze, większość mojego stresu jest wzięta z tego chaosu.
-Czego nie rozumiem to-
-Jak oni się spotykają?! - Seanna zawołała ponownie.
-Powiedz 'spotykają się' jeszcze raz Seanna, to może lub może nie uderzę w twoje zęby. - Macie warknęła. Usta Seanny zamknęły się. Wszyscy wiedzieliśmy, że Macie może być trochę sklecona, zważywszy na to że jest z długiej rodziny bokserów.
-Daj nam skrót tego, jak to się zaczęło, proszę. - Macie grzecznie się uśmiechnęła.
Zaśmiałam się z jej huśtawki nastroju. Napięcie przedmiesiączkowe?
-Justin poprosił mnie, żebym napisała dla niego listę, ok? 15 punktów, bo 20 to za dużo a 10 za mało, 15 jest w porządku.
-15 punktów czego? - zapytała Seanna.
Seanna była trochę w tyle. Odpychała mnie od zeszłego tygodnia, bo ją zostawiłam w zeszłym tygodniu w kinie, kiedy bawiła się migdałkami Cama Lowery, którego rzuciła kilka dni temu. Ma oko na Jeta Morrisona.
-15 rzeczy w jej idealnym chłopaku! Miłość życia, kryteria, i status chłopaka! To znaczy, dalej, Sea, nadążaj!- Macie zachichotała.
Seanna wywróciła oczami, i odepchnęła ramię Macie.
-Więc, zrobiłam dla niego tą głupią listę, bo mnie tym denerwował, cały czas. To było wkurzające, więc we wtorek rano, napisałam ją. Wtedy Celeste, zakolorowała ją całą, zrobiła z niej słodką, świecącą listę. Co się okazuje? On nawet jej nie wziął! Oddał mi ją, zaraz po tym jak zapytałam go, jak to wszystko miałoby działać, a on odpowiedział, że musimy zacząć się spotykać.
-Dlaczego Ci ją oddał?- Seanna zapytała, biorąc koktajl Macie, popijając go. Więc Macie zabrała koktajl Seanny, bo ona zabrała jej. To tak w zasadzie od początku.
-Bo dla niego, w celu spełnienia tych kryteriów, nie mógł widzieć listy, więc mi ją oddał. Wiecie? Nie mógł się sfałszować.- wytłumaczyłam. Miejmy nadzieję, że to wszystko zaczyna mieć sens, bo nie mam ochoty mówić o tym dalej.
-Wow- Seanna prychnęła- Więc Bieber musi być prawdą, huh? - wzruszyłam ramionami, musi mieć rację?
-Czekaj, co było na liście?- Macie się uśmiechnęła. Zamarłam. Naprawdę, nawet jej nie czytałam. I szczerze mówiąc, byłam zdenerwowana tym co tam napisałam.
Sięgnęłam po to cholerstwo do mojej kieszeni. Przekazałam ją. Macie rozkładając listę, uśmiechnęła się. - Ohh, Celeste, takie Picasso. - Macie zażartowała, śmiejąc się. Seanna zachichotała patrząc na chwilę na multikolorową kartkę.
-Cóż, możesz odhaczyć 1 i 7...- oczy Macie przeskanowały całą kartkę.
-10,11, 13...- Seanna kontynuowała czytanie ich w dół.
Kręciłam się w jasnym, modnym, plastikowym krześle. Fajna, klimatyzowana kawiarnia, stała się mniej i mniej fajna i bardziej i bardziej gorąca i niewygodna. Chciałam wiedzieć, co tam napisałam, ale byłam za bardzo 'kurczakiem' by to teraz przeczytać.
Bałam się, że zrobiłam za prostą listę. Justin pasował już w 5 punktach z 15.
Oczywiście, nie mogłabym iść sprzecznie z moim słowem i wymazać wszystko i zastąpić innymi kryteriami, ale maiłam nadzieję, że nie było tam nic więcej do odhaczenia, niż punkt 1, 7, 10, 11, 13.
-Co one mówią? - obie zachichotały.
-1. Wyższy ode mnie. - Seanna się uśmiechnęła.
-7. Ma przyjemny głos. Ooooo. - Macie zagruchała.
-Kto powiedział, że myślałam że ma ładny głos?
-Kłamałabyś, jeśli powiedziałabyś inaczej. - Macie odparła, unosząc brwi. - Kłamstwo jest grzechem, Cara Torres. - powiedziała niewinnie, gładząc wzór kwiatowy na jej spódnicy.
Seanna założyła, kilka pasem włosów za ucho, co sprawiło, że jej bransoletki zabrzęczały, gdy czytała dalej. - Zobaczmy - Seanna zaczęła - Ah! 10. - zaśmiała się - Mówi, że jestem 'piękna' - Odwróciła się do Macie.
-Zgroza- zaśpiewały jednocześnie. Musiałam przewrócić oczami.
-Kiedy on powiedział, że jestem piękna, huh? Nigdy mi tak nie powiedział.
-Cóż, kiedy spotykałam się z Chazem... - mentalnie przewróciłam oczami, pamiętam tą fazę. - Kilka razy kiedy wyszłam z Chazem, Justin był przeważnie z nim. Przypadkowo mu się wypsnęło to raz czy dwa, kiedy o tobie wspomniałam.
-Dlaczego mówisz mi te wszystkie wiadomości?
-Nie sądziłyśmy, że to cię zainteresuje. Mam na myśli, nie wydawało się, że on cię interesuje, dopóki...
-Nie. - ostrzegłam. Seanna uniosła ręce w obronie.
-11. Uroczy uśmiech. - Macie zaćwierkała, kontynuując. - Nawet nie próbuj zaprzeczyć temu jednemu, Torres- zachichotała.
-I ostatnie 13. Denerwujemy się nawzajem. Wy robicie to cały czas - Seanna wykrzyknęła, kładąc listę na dół i kręcąc głową.
Siorbnęła swój koktajl, zakładając nogi i zaczęła mówić. Światło słoneczne uderzyło w jej długie, błyszczące, perfekcyjne,brunatne loki. Zawsze zazdrościłam jej tego, że była tak naturalnie promienna.
-Wiesz co, nie bylibyście taką złą parą, szczerze mówiąc.
-Powtarzam ten ruch. - Macie powiedziała z ustami pełnymi od malin. - Myślę, że wy dwaj bylibyście po prostu cudowni. - Wyśmiałam jej naganny dobór słów.
-Mogę argumentować to jedno.
-Ohyda.
-Więc nie sądzisz, że bylibyście uroczą parą, Cara? - Seanna potwierdziła- 110%?
-Pozytywnie, Sea.
-Myślę, że tak - Macie powiedziała z uśmieszkiem. Jak długo to będzie trwało?
-Cóż, ja tak.
-Czemu nie zapytasz Justina co myśli?
-Dlaczego miałabym pytać -
-Torres.
Ten głos. Jego głos. Nie ma dyskusji o numer 7. panie i panowie.
Justin Bieber ma najmilszy, najbardziej delikatnie gładki, seksowny głos na ziemi.
Odwróciłam się na twardym plastikowym krześle, wolno. Zawsze tak wolno. Muszę przyznać, że ma piękny głos. Dam mu numer 7. Ale to nie zmienia faktu, że denerwuje mnie na najwyższym możliwym stopniu.
-Bieber.
-Dalej będziemy nazywać się po nazwisku? To znaczy, spotykamy się. - chłopcy parsknęli za nim śmiechem i zaczęli kręcić się wokół niego. Nakręciłam się, instynktownie ciągnąc jego ramię w bardziej zaciszne miejsce kawiarni.
Usadziłam go - ciągnęłam go do kabiny.
-Pieprzysz się ze mną? - syknęłam. Jego oczy się zdenerwowały.
-Uh..n-nie?
-Przysięgam na Boga, Bieber, wydrapię Ci oczy a-
-Woah, kotku, dlaczego wydrapiesz? Co zrobiłem? - zapytał w obronie.
-Erm...dlaczego twoi przyjaciele wiedzą, o tej sprawie z listą?
-Nie wiedzą. Po prostu ostrzegłem ich, żeby się wycofali, bo zaczynamy się spotykać.
-Co masz na myśli poprzez 'ostrzeżenie ich'?
-Chodziło mi o trzymanie się z daleka? Jak, obiekt zamknięty? - wzruszył ramionami, zaczynając wyglądać jak owoc/ warzywo/ witamina w menu położonym na stole.
-Obiekt zamknięty? - warknęłam. Jego oczy uniosły się w górę. - Jestem w jakiejś budowie, Justin? - uśmiechnął się- Halo?
-Nazwałaś mnie Justin. To pierwszy raz od dwóch dni. Moje serce zabiło szybciej. - uśmiechnął się. Położył dłoń na swoim sercu. Przewróciłam oczami, przesuwając jego rękę w lewą stronę.
-Tutaj, geniuszu.
-Pieprzyć to, to tylko serce.- powiedział lekceważąco. Przewróciłam oczami. - Jestem naprawdę zadowolony, że byłaś tu dzisiaj. Słyszałem, że to swego rodzaju, twoje miejsce?
-Od kogo?
-Ludzi. - wzruszył ramionami. Od kogo? Nienawidzę nie znać odpowiedzi. - Chciałem Cię zapytać o naszą pierwszą randkę.
Zakrztusiłam się na to określenie.
-Idź dalej...
-Myślałem o moim miejscu? Dziś wieczór?
-Myślę, że przeoczyłeś kilka kroków, Bieber. -zachichotałam.
-To znaczy, jeśli jesteś z tym w dole -mrugnął, zmarszczyłam brwi, przewróciłam oczami i zadrwiłam jednym płynnym ruchem.
On jest świnią.
-Obrzydzasz mnie. - powiedziałam bez ogródek.
-Jestem gotów, by zmienić twój punkt widzenia, Torres. - uśmiechnął się. Zgarbiłam swoje ramię, znudzona tą rozmową.
-Więc co tu jest dobrego?
-Poważnie?
-Dobra, dobra...rany, możesz zabić kolesia, za próbowanie rozpoczęcia rozmowy>
-Jeśli tym kolesiem jesteś ty, nie mam problemu.
-Czy twoje nastawienie ma wyłącznik, albo?
-Czy irytacja ma wyłącznik, albo? Bo, jeśli tak, chętnie wzięłabym do tego kij hokejowy.
-Też lubisz hokej? Widzisz kochanie, ten związek, pójdzie dobrze. -Justin oczarował się, kładąc podbródek w jego dłoniach, a łokcie położył na powierzchni stołu, patrząc mi w oczy.
-Potrzebujesz pomocy.
-Potrzebuję Ciebie.
-Flirciarz.
-Zimno.
Zaśmiałam się. Byłam zszokowany tym, że wiedział co to znaczy, i wykorzystał to w pewnym kontekście. Chyba muszę mu dodać 'słownikowe' punkty za to jedno.
-Dobra.
-Co? - zapytał lekko zaszokowany. Powstrzymał mały uśmiech.
-Powiedziałam dobra. Pójdziemy do twojego miejsca. Jedna godzina. -naciskałam.
-Jedna?- Justin wybuchnął - Co? Nie ma mowy! Trzy.
-Półtorej.
-Pfff, dwie. - próbował.
-Zgoda. Zgodziłabym się na trzy. - Powiedziałam potrząsając jego ręką.
-Zgoda. Zgodziłbym się na jedną.
------------------------------------------------------
DZIĘKUUUUUJĘ :)
Postaraliście się, a ja siedzię do 02:00 tłumacząc rozdział nie:) jestem:) zmęczona:) ani:) trochę:)
Nie sprawdzałam rozdziału więc, jeśli są błędy to przepraszam, ale padam i nie mam siły już sprawdzać :)
Sea to skrót od imienia Seanna...jakby ktoś nie wiedział :D
TO TERAZ MOŻE TAK ...
22 KOMENTARZE = 6 ROZDZIAŁ
Pamiętajcie, że Was kocham ;)
Ciekawe ile Wam zajmie dobicie do 22 komentarzy??? Hmmm? Postarajcie się!
Do następnego xx
piątek, 1 listopada 2013
Four.
PRZECZYTAJCIE NOTKĘ..PROSZĘ :)
-Dziesięć.- Chaz się uśmiechnął
-Żartujesz, prawda?- Austin parsknął śmiechem- Ona jest jak Bambi... tylko chudsza. Stary, ona nie na dziesięć.
-Przejdźmy do rzeczywistości.- Chaz przewrócił oczami. - Powiedz mi, że nie chciałbyś pieprzyć Ali Wiesen?- Chaz wskazał, uderzając w moją pierś.
Nie zwracałem większej uwagi na ich bezsensowne rozmowy. Miałem ciężko zwrócić uwagę na cokolwiek co mówią dziś. Nie wiem dlaczego, naprawdę. To nie tak, że coś się zmieniło między nami.
Chaz ciągle jest pierwszym zawodnikiem rezerwowym i na linii obrony, i Austin jest wciąż za moimi plecami (kryje go). Moi chłopcy są wciąż moimi chłopcami, i nie zmienili włosów od ostatniego semestru. Z pewnością się nie zmienili, ale ja jak diabli tak.
Naprawdę nie wiem, jak do tego wszystkiego doszło. Moja teoria jest częściowo niewyraźna. To jest odcinek, ale to może być powodem mojego bólu pragnącego aktualnego, intelektualnego, stabilnego związku. Nazwij mnie szalonym- naprawdę mnie to nie obchodzi w tym momencie.
To musiała być przerwa zimowa, kiedy to wszystko się zaczęło. To była coroczna impreza Noworoczna u Candice Mercer.
Dużo alkoholu, głośny, przestrzenny dźwięk, bez rodziców. Candice rzuca najlepsze z najlepszych imprez, nie mogłem z nią konkurować.
Jej dom jest szalony, a jej sąsiedzi jej nie wsypią, kiedy jej rodzice są poza miastem. Jej rodzice są prawnikami, którzy dostarczają dzielnicy wolne prawo do usług. Plus... Candice pewnie pieprzyła się z połową mężów w swoim rozbudowującym się krajowym klubie w każdym razie.
To było w połowie imprezy, wszyscy już prawdopodobnie zbombardowani. Zachowują się jak idioci, obściskując się z błędną osobą. Typowy imprezowy klimat. Pilnowałem swojego interesu, popijając cokolwiek...Prawdopodobnie powinienem brać pod uwagę co idzie do mojej szklanki częściej, ale nie o to chodzi.
Mason Crawford był schlany- miałem na myśli za bardzo. Jego koszula była ściągnięta, rzucał serpentynami i sztucznymi ogniami dookoła. Ale ani razu nie spojrzał na inną dziewczynę.Nie chciał rozmawiać z inną dziewczyną, i jakim pijanym dupkiem był, końcem nocy zadzwonił po swoją dziewczynę, Airię Montez, a ona przyjechała w nie więcej niż 10 minut.
Była wściekła, jasne. Airie nigdy nie była typem do imprezowania, i zastanawiałem się jak wytrzymali ze sobą od pierwszego roku studiów. Zabrała go do domu. I z tym, moje pożądanie związku się narodziło.
By mieć kogoś dla siebie. By mieć kogoś kto zadzwoni, kto nie będzie cię osądzać i nie będzie o tobie źle myślał. By mieć kogoś z kim usiądziesz, i porozmawiasz. By polegać na kimś. Nie miałem nigdy nikogo dłużej niż na jedną noc, i wiecie co? To się robi nudne, naprawdę nudne. Bardzo szybko.
- Hej, pytanie, dlaczego nie przestaniecie rozmawiać ze swoimi kutasami? - zapytałem sarkastycznie.
- Pieprz się, Bieber. - Chaz przewrócił oczami, wpychając francuskie frytki do ust, bardzo mocno. Wzruszył ramionami na mój komentarz.
- Ale bądźmy poważni, nie przeleciałbyś Ali Wiesen?
Żartujesz sobie?
Nie, nie przeleciałbym Ali Wiesen. Nie dlatego, że ma anoreksję małego jelonka. Albo dlatego, że jest łatwiejsza od pudełka Mac-n-cheese *. Po prostu dlatego, że jej nie znam. Nie przejmuję się tym, żeby ją poznać. I nie jest jedyną, która mi się podoba od drugiej klasy.
Cara Torres.
Czerwona spódnica, warkocze i kokarda.
Zapierała mój dech w piersiach od kiedy mieliśmy 7 lat, i dzień w którym to się kończy, jeszcze nie nadszedł. Była jedyną dziewczyną, którą obecnie lubiłem.
Nikt nie mógł równać się do Cary Torres.
-Stary? Hej?
-Co?- warknąłem.
-Co do cholery jest z tobą nie tak? Jesteś rozkojarzony cały dzień. - syknął Chaz, wstając by odnieś swoją tacę. Pokręciłem głową. Muszę pozbierać się do kupy.
-Nie wiem, może chory? - skłamałem.
-Uh, nie sądzę bracie. Mamy jutro Ray'a, więc jeśli jesteś chory, Bądź chory po tym, jak skopiemy ich żałosne tyłki.- Austin zachichotał, zarzucając rękę na moje ramię.
Uśmiechnąłem się sztucznie, i potaknąłem- Tak, masz rację - wzruszyłem ramionami - To pewnie nic takiego.
Austin puścił moje ramię, kierując się do podwójnych drzwi, prowadzących na korytarz. Nie mogłem przestać denerwować się najmniejszymi rzeczami. Mam szkołę, i sport i-
-Hej, patrz jak chodzisz- -jej głos był słuchanie raju. Czysta rozkosz, słuchanie jej głosu. To było szalone, jak jej krzyczenie na mnie było takie symfoniczne. - Bieber - przewróciła oczami.
-Cara, kochanie, naprawdę musisz przestać się o mnie potykać.- dokuczałem jej. Zadrwiła.
-Racja. -prychnęła - Jesteś tym który wszedł przede mnie. - Denerwowała się tak łatwo. Nigdy nie mogłem zrozumieć, czemu ją tak bardzo irytowałem.
Ale wiesz co mówią. Jeśli ktoś mówi, że cię nienawidzi, tak naprawdę cię lubi. Tak jest od piątej klasy, ale mam nadzieję, że to się zmieni.
-Jeszcze nie czytałem twojej listy - powiedziałem, pomijając jej uwagę.
-Szokujące- uśmiechnęła się, pochylając głowę. Jej długie kakaowe, brązowe, kręcone włosy przesuwały się pod wpływem jej płynnych ruchów. - Byłeś tak zwariowany na punkcie tego, bym ci ją dała. Dziwię się, że jeszcze tego nie zapamiętałeś.
-Trochę zarozumiała, nie sądzisz? - uśmiechnąłem się, moje ręce znalazły się w głębokich kieszeniach moich spodni.
-Więc, jak to będzie działać, huh? - zignorowała mój komentarz, oczywiście.
-To- wskazała przestrzeń między nami- Ta cała rzecz z 'listą'... Nie rozumiem. To znaczy, dałam ci listę? Co teraz? - zatrzymaliśmy się przed jej szafką, jakbym nie miał innego miejsca, gdzie mógłbym być. Rzeczywiście, nie miałem... Ale na pewno ktoś do mnie i zaczął rozmowę.
-Spotykamy się. - wzruszyłem ramionami.
Zamarła, przechyliła głowę w błędzie, następnie więcej przeszukując szafkę, a następnie dręcząco parsknęła.
-Niezłe zagranie, Bieber. Ale poważnie, jaki jest twój plan...
-Mówię poważnie, Torres. Chodzi mi o to, jak inaczej mamy przetestować to twoją listę? - zapytałam, głupio mi, że uruchomiłem usta. Nie łapię, czemu to nagle powiedziałem.
- Czy ty postradałeś zmysły, Bieber? - powiedziała - To znaczy, wiedziałam, że jesteś głupi, ale że aż tak, no weź. - auć.
-Randki, jako spotykanie się... może wyskoczymy gdzieś czasami, o to mi chodzi? No dalej, Cara. Co masz do stracenia?
-Czas? Cenny, cenny czas?
-We wtapianiu się w związki innych ludzi? - prawda boli.
-Wiesz co- - i wracamy z jej obroną. Zatrzymałem ją.
-Po prostu...zaufaj mi. - poprosiłem szczerze. To wszystko o co ją prosiłem. Tylko zaufania, że mogę spełnić tą listę. Milczała przez chwilę. - Tutaj - powiedziałem wyciągając listę z mojej kieszeni - Weź to z powrotem.
-C-co? - prychnęła. Jej oczy przeskakiwały z listy w mojej ręce na mnie.
-Jeśli mam spełnić połowę punktów tej listy, nie mogę wiedzieć co się na niej znajduje, racja?
-Ja...dobrze chyba-
-Zobacz, jeśli wiedziałbym co jest na tej liście, mógłbym wszystko sfałszować. Teraz ty ją masz, możesz sprawdzić wszystkie rzeczy, które okrywam, i, może, jeśli będę miał szczęście spełnię pół twojej listy. - zauważyłam mały uśmiech na jej twarzy, który chciała ukryć. Ukryta pod swoimi włosami, spoglądała w dół na swoje palce, bawiąc się poskładaną listą.
Wziąłem niebezpiecznie, delikatnie odsuwając jej włosy za ucho. - Po prostu mi zaufaj, okey?
Spojrzała w górę, przez jej rzęsy ** i powiedziała - Okey.
Raz się ze mną zgadzając.
_________________________________________________________________________________
DOBRA, NAJPIERW CO DO TŁUMACZENIA:
* Mac-n-cheese - nie wiem co to, więc sorry :)
* w org. jest 'hamoc-like lashes' ale nigdzie nie mogłam znaleźć co to znaczy ;c
JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ CO JEST NA LIŚCIE WEJDŹCIE W ZAKŁADKĘ 'THE LIST' :)
Druga sprawa.
NIE KOMENTUJECIE...NIE MOTYWUJE MNIE TO ANI TROCHĘ DO DALSZEGO TŁUMACZENIA. WIEM, ŻE TU WCHODZICIE, I BARDZO MNIE TO CIESZY ALE CHODZI MI O KOMENTARZE. JEŚLI KTOŚ PROWADZI SWOJEGO BLOGA TO WIE O CZYM MÓWIĘ.
WIĘC...
DO NASTĘPNEGO XX
K.
-Dziesięć.- Chaz się uśmiechnął
-Żartujesz, prawda?- Austin parsknął śmiechem- Ona jest jak Bambi... tylko chudsza. Stary, ona nie na dziesięć.
-Przejdźmy do rzeczywistości.- Chaz przewrócił oczami. - Powiedz mi, że nie chciałbyś pieprzyć Ali Wiesen?- Chaz wskazał, uderzając w moją pierś.
Nie zwracałem większej uwagi na ich bezsensowne rozmowy. Miałem ciężko zwrócić uwagę na cokolwiek co mówią dziś. Nie wiem dlaczego, naprawdę. To nie tak, że coś się zmieniło między nami.
Chaz ciągle jest pierwszym zawodnikiem rezerwowym i na linii obrony, i Austin jest wciąż za moimi plecami (kryje go). Moi chłopcy są wciąż moimi chłopcami, i nie zmienili włosów od ostatniego semestru. Z pewnością się nie zmienili, ale ja jak diabli tak.
Naprawdę nie wiem, jak do tego wszystkiego doszło. Moja teoria jest częściowo niewyraźna. To jest odcinek, ale to może być powodem mojego bólu pragnącego aktualnego, intelektualnego, stabilnego związku. Nazwij mnie szalonym- naprawdę mnie to nie obchodzi w tym momencie.
To musiała być przerwa zimowa, kiedy to wszystko się zaczęło. To była coroczna impreza Noworoczna u Candice Mercer.
Dużo alkoholu, głośny, przestrzenny dźwięk, bez rodziców. Candice rzuca najlepsze z najlepszych imprez, nie mogłem z nią konkurować.
Jej dom jest szalony, a jej sąsiedzi jej nie wsypią, kiedy jej rodzice są poza miastem. Jej rodzice są prawnikami, którzy dostarczają dzielnicy wolne prawo do usług. Plus... Candice pewnie pieprzyła się z połową mężów w swoim rozbudowującym się krajowym klubie w każdym razie.
To było w połowie imprezy, wszyscy już prawdopodobnie zbombardowani. Zachowują się jak idioci, obściskując się z błędną osobą. Typowy imprezowy klimat. Pilnowałem swojego interesu, popijając cokolwiek...Prawdopodobnie powinienem brać pod uwagę co idzie do mojej szklanki częściej, ale nie o to chodzi.
Mason Crawford był schlany- miałem na myśli za bardzo. Jego koszula była ściągnięta, rzucał serpentynami i sztucznymi ogniami dookoła. Ale ani razu nie spojrzał na inną dziewczynę.Nie chciał rozmawiać z inną dziewczyną, i jakim pijanym dupkiem był, końcem nocy zadzwonił po swoją dziewczynę, Airię Montez, a ona przyjechała w nie więcej niż 10 minut.
Była wściekła, jasne. Airie nigdy nie była typem do imprezowania, i zastanawiałem się jak wytrzymali ze sobą od pierwszego roku studiów. Zabrała go do domu. I z tym, moje pożądanie związku się narodziło.
By mieć kogoś dla siebie. By mieć kogoś kto zadzwoni, kto nie będzie cię osądzać i nie będzie o tobie źle myślał. By mieć kogoś z kim usiądziesz, i porozmawiasz. By polegać na kimś. Nie miałem nigdy nikogo dłużej niż na jedną noc, i wiecie co? To się robi nudne, naprawdę nudne. Bardzo szybko.
- Hej, pytanie, dlaczego nie przestaniecie rozmawiać ze swoimi kutasami? - zapytałem sarkastycznie.
- Pieprz się, Bieber. - Chaz przewrócił oczami, wpychając francuskie frytki do ust, bardzo mocno. Wzruszył ramionami na mój komentarz.
- Ale bądźmy poważni, nie przeleciałbyś Ali Wiesen?
Żartujesz sobie?
Nie, nie przeleciałbym Ali Wiesen. Nie dlatego, że ma anoreksję małego jelonka. Albo dlatego, że jest łatwiejsza od pudełka Mac-n-cheese *. Po prostu dlatego, że jej nie znam. Nie przejmuję się tym, żeby ją poznać. I nie jest jedyną, która mi się podoba od drugiej klasy.
Cara Torres.
Czerwona spódnica, warkocze i kokarda.
Zapierała mój dech w piersiach od kiedy mieliśmy 7 lat, i dzień w którym to się kończy, jeszcze nie nadszedł. Była jedyną dziewczyną, którą obecnie lubiłem.
Nikt nie mógł równać się do Cary Torres.
-Stary? Hej?
-Co?- warknąłem.
-Co do cholery jest z tobą nie tak? Jesteś rozkojarzony cały dzień. - syknął Chaz, wstając by odnieś swoją tacę. Pokręciłem głową. Muszę pozbierać się do kupy.
-Nie wiem, może chory? - skłamałem.
-Uh, nie sądzę bracie. Mamy jutro Ray'a, więc jeśli jesteś chory, Bądź chory po tym, jak skopiemy ich żałosne tyłki.- Austin zachichotał, zarzucając rękę na moje ramię.
Uśmiechnąłem się sztucznie, i potaknąłem- Tak, masz rację - wzruszyłem ramionami - To pewnie nic takiego.
Austin puścił moje ramię, kierując się do podwójnych drzwi, prowadzących na korytarz. Nie mogłem przestać denerwować się najmniejszymi rzeczami. Mam szkołę, i sport i-
-Hej, patrz jak chodzisz- -jej głos był słuchanie raju. Czysta rozkosz, słuchanie jej głosu. To było szalone, jak jej krzyczenie na mnie było takie symfoniczne. - Bieber - przewróciła oczami.
-Cara, kochanie, naprawdę musisz przestać się o mnie potykać.- dokuczałem jej. Zadrwiła.
-Racja. -prychnęła - Jesteś tym który wszedł przede mnie. - Denerwowała się tak łatwo. Nigdy nie mogłem zrozumieć, czemu ją tak bardzo irytowałem.
Ale wiesz co mówią. Jeśli ktoś mówi, że cię nienawidzi, tak naprawdę cię lubi. Tak jest od piątej klasy, ale mam nadzieję, że to się zmieni.
-Jeszcze nie czytałem twojej listy - powiedziałem, pomijając jej uwagę.
-Szokujące- uśmiechnęła się, pochylając głowę. Jej długie kakaowe, brązowe, kręcone włosy przesuwały się pod wpływem jej płynnych ruchów. - Byłeś tak zwariowany na punkcie tego, bym ci ją dała. Dziwię się, że jeszcze tego nie zapamiętałeś.
-Trochę zarozumiała, nie sądzisz? - uśmiechnąłem się, moje ręce znalazły się w głębokich kieszeniach moich spodni.
-Więc, jak to będzie działać, huh? - zignorowała mój komentarz, oczywiście.
-To- wskazała przestrzeń między nami- Ta cała rzecz z 'listą'... Nie rozumiem. To znaczy, dałam ci listę? Co teraz? - zatrzymaliśmy się przed jej szafką, jakbym nie miał innego miejsca, gdzie mógłbym być. Rzeczywiście, nie miałem... Ale na pewno ktoś do mnie i zaczął rozmowę.
-Spotykamy się. - wzruszyłem ramionami.
Zamarła, przechyliła głowę w błędzie, następnie więcej przeszukując szafkę, a następnie dręcząco parsknęła.
-Niezłe zagranie, Bieber. Ale poważnie, jaki jest twój plan...
-Mówię poważnie, Torres. Chodzi mi o to, jak inaczej mamy przetestować to twoją listę? - zapytałam, głupio mi, że uruchomiłem usta. Nie łapię, czemu to nagle powiedziałem.
- Czy ty postradałeś zmysły, Bieber? - powiedziała - To znaczy, wiedziałam, że jesteś głupi, ale że aż tak, no weź. - auć.
-Randki, jako spotykanie się... może wyskoczymy gdzieś czasami, o to mi chodzi? No dalej, Cara. Co masz do stracenia?
-Czas? Cenny, cenny czas?
-We wtapianiu się w związki innych ludzi? - prawda boli.
-Wiesz co- - i wracamy z jej obroną. Zatrzymałem ją.
-Po prostu...zaufaj mi. - poprosiłem szczerze. To wszystko o co ją prosiłem. Tylko zaufania, że mogę spełnić tą listę. Milczała przez chwilę. - Tutaj - powiedziałem wyciągając listę z mojej kieszeni - Weź to z powrotem.
-C-co? - prychnęła. Jej oczy przeskakiwały z listy w mojej ręce na mnie.
-Jeśli mam spełnić połowę punktów tej listy, nie mogę wiedzieć co się na niej znajduje, racja?
-Ja...dobrze chyba-
-Zobacz, jeśli wiedziałbym co jest na tej liście, mógłbym wszystko sfałszować. Teraz ty ją masz, możesz sprawdzić wszystkie rzeczy, które okrywam, i, może, jeśli będę miał szczęście spełnię pół twojej listy. - zauważyłam mały uśmiech na jej twarzy, który chciała ukryć. Ukryta pod swoimi włosami, spoglądała w dół na swoje palce, bawiąc się poskładaną listą.
Wziąłem niebezpiecznie, delikatnie odsuwając jej włosy za ucho. - Po prostu mi zaufaj, okey?
Spojrzała w górę, przez jej rzęsy ** i powiedziała - Okey.
Raz się ze mną zgadzając.
_________________________________________________________________________________
DOBRA, NAJPIERW CO DO TŁUMACZENIA:
* Mac-n-cheese - nie wiem co to, więc sorry :)
* w org. jest 'hamoc-like lashes' ale nigdzie nie mogłam znaleźć co to znaczy ;c
JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ CO JEST NA LIŚCIE WEJDŹCIE W ZAKŁADKĘ 'THE LIST' :)
Druga sprawa.
NIE KOMENTUJECIE...NIE MOTYWUJE MNIE TO ANI TROCHĘ DO DALSZEGO TŁUMACZENIA. WIEM, ŻE TU WCHODZICIE, I BARDZO MNIE TO CIESZY ALE CHODZI MI O KOMENTARZE. JEŚLI KTOŚ PROWADZI SWOJEGO BLOGA TO WIE O CZYM MÓWIĘ.
WIĘC...
12 KOMENTARZY = 5 ROZDZIAŁ ...jeśli chcecie, to się postaracie.
DO NASTĘPNEGO XX
K.
Subskrybuj:
Posty (Atom)