Witajcie :)
Rozdział dodam, głupie wytłumaczenie, ale czekam na mój nowy szablon, na nowe tłumaczenie!
Dziesiąty rozdział jest przetłumaczony :)
Potrzymam Was trochę bo ostatnio dodałam dwa na raz.
Tak, wiem, jestem strasznie głupia, chamska i nie nadaję się na tłumaczkę, itd., itd.
Przepraszam Was bardzo...
No to do ostatniego ;)
Mam nadzieję, że będziecie czytać moje nowe tłumaczenie.
I nie będzie takiego dodawania rozdziałów jak tutaj bo...
-są przetłumaczone naprzód
-autorka dodaje ciągle rozdziały (obecnie jest ich 36).
Szczerze to zakochałam się w tym fanfiction i mam nadzieję, że z wami też tak będzie! :)
Ahh.. no i jest to tłumaczenie z Harrym Styles'em ;)
Haha.. ok, nie rozpisuję się bardziej :)
Kocham Was straaasznie mocno! :
Kaśka x
The Perfect Boyfriend List.
środa, 9 lipca 2014
niedziela, 25 maja 2014
Nine.
Byłam zwolenniczką nastroju mniej jest więcej, ale Justin, cóż. On nie był. Justin był kimś kto miał wiadro pełne pieniędzy i nie bał się go pokazać.
To było miłe mieć kogoś, kto poświęci dla ciebie cały swój czas i niepodzielną uwagę i to samo w sobie było w porządku. To było dla mnie wystarczające. Ale mieć kogoś kto zaspokoi każdą twoją potrzebę i zapłaci za każdą zachciankę, było bardziej zadaniem niż przywilejem.
Zaczynałam się czuć jakby chciał mnie kupić i nie było mi z tym dobrze. Nie byłam żadną nagrodą do wygrana ani zabawką do kupienia. Zna mnie na to za dobrze. I fakt, że mogłeś mnie łatwo powiesić i zaznaczyć mnie jako pełnoprawną feministkę powinno wystarczyć, by włączyć czerwone alarmy dla tego chłopca-Biebera.
-Uh, nie, nie- powiedziałam miękko, ciągnąc go za nadgarstek odciągając go od błyszczącego sklepu z biżuterią. - Dokąd idziesz?- zapytałam wątpliwie.
To był drugi raz kiedy spędziliśmy razem dzień i mogłam powiedzieć, że statek płynął gładko. Ale lodowiec przed nami! Justin próbował kupić mi cały pasaż i to było trochę przytłaczające. Nie wiem dokąd zmierzał, ale jego działania nie zapisywały się w mojej książce.
-Nie lubisz biżuterii? - zmarszczył brwi. No...każda dziewczyna lubi?
-Lubię, lubię.- uśmiechnęłam się.- Ale nie potrzebuję niczego...
-Chcesz, potrzebujesz? Dla mnie to wielka różnica.
-No to jest dla nienormalnych ludzi.- odciągałam go od platynowych drzwi Tiffany'ego. -Proszę?- zapytałam słodko. Zauważyłam, że w naszych małych sprzeczkach wygrywała zawsze słodka część mnie.
Westchnął, przewracając oczami. Nie mogłam nic poradzić, tylko naśladować jego ruchy, gdy skrzyżował swoje ramiona. Zawsze się dąsał, kiedy wybijałam mu z głowy niepotrzebne wydawanie na mnie pieniędzy, i nie rozumiałam tego. Wiedział, że wybierałam wnętrze nad wygląd, urok, pieniądze, ponad wszystko. Wiedział to. I nie rozumiałam gdzie ta chęć się znalazła.
Szliśmy w ciszy obok siebie, i byłoby to relaksujące, gdyby Justin nie był taki natarczywy jeśli chodzi o kupowanie mi rzeczy, moje stopy nie bolały i gdyby powietrze nie było tak napięte... taa... może słowo 'relaksujące' nie było dobrym wyborem. Najlepsze w pasażach było to, że wszystko było na zewnątrz. Sklepy były czyste i zadbane, a przeróżne nazwy wysokiej jakości marek utrzymywały esencję klasy i to był łatwy sposób do przyciągnięcia uwagi. Lubiłam przychodzić na zakupy z mamą, lub czasami zabierałam ze sobą Celeste. Seanna wolała robić zakupy przez internet, a Macie kupowała okazjonalnie. Nasza trójka nie była normalna. To zawsze była klapa zabierając je ze mną.
Pasaże były najlepsze wiosną. Słońce świeciło prawie połowę czasu, a subtelny kanadyjski chłód wciąż był odczuwalny, co lubiłam. Jedyny problemem była pogoda, która nie była tak wyrozumiała i widziałam jak chmury zasłaniają całe niebo. Nie tylko pogoda nie sprzyjała ale delikatność Justina również.
Zwłaszcza po odrzuceniu jego biżuteryjnego oddania chwilkę temu. Miał kwaśną minę i było to nawet słodkie. Odpowiadał grymasami i mogłaś zobaczyć w nim 'pięcioletniego Justina' zachowującego się w ten sam sposób. Chciałam chwycić jego ramię a on zrzucał moją rękę i wtedy śmiałam się bezwstydnie.
-Głodny?- zapytałam z uśmiechem, ta sytuacja mnie co najmniej bawiła. Schowałam pasmo włosów za ucho. Było długie i wąskie i podobało mi się, jak delikatne było w dotyku. Zastanawiałam się czemu nie robię tego częściej... Nie byłam ubrana do końca odpowiednio. Miałam czarny, kropkowany "biustonosz" (chodzi o taki top) i przewiewną białą spódnicę i parę obcasów. Na pewno będzie padać, więc miałam przechlapane.
-Nie, jest dobrze.- wymamrotał. Zachichotałam, próbując połączyć nasze ręce, ale on trzymaj je tak blisko siebie.
Uśmiechnęłam się szeroko, trzymając się jego boku.- Oh, no Justin!- zaśmiałam się, a on nie drgnął, kiedy szliśmy dalej- Nie możesz po prostu oczekiwać od mnie, że wezmę od ciebie biżuterię.
-Dlaczego nie?- zapytał głośno, wybuchnęłam śmiechem. Był taki dziecinny i chciałam to po prostu schrupać.
-Bo chciałeś mnie zabrać do Tiffany'ego! Chodzi mi o to, że, zejdź na ziemię!- parsknęłam- To jest za...- zrobiła mały taniec, nie wiem jak to miało namalować obraz (dać jej pomysł czy coś w tym stylu ;) ), ale zyskałam jego śmiech na moje ruchy-... drogie.- skończyłam.
-Nic nie jest na ciebie za drogie.- powiedział, westchnęłam, ale wewnętrznie się uśmiechałam.
-To miłe, ale-prychnęłam- to nic nie zrobi.- zmarszczył brwi w odpowiedzi.- Nie jestem materialistką.- wzruszyła ramionami.- Ubrania, biżuteria naprawdę nie są dla mnie ważne, mam na myśli, nie zrozum mnie źle. Lubię wyglądać ładnie i lubię być urocza, ale nie dochodzę do punktu, w którym wydaję na to wszystkie moje pieniądze.
-Więc to chodzi o pieniądze-
-To nie chodzi o pieniądze.- jęknęłam- Dlaczego próbujesz mnie kupić?- zapytała sfrustrowana. Już nie była słodka, Justin znowu mnie wkurzał. Myślałam, że porzuciliśmy Justina z drugiej klasy, ale widać, że znowu weszliśmy na ten pociąg.
-Kupić cię? Co to ma znaczyć?- zapytał defensywnie. Przewróciłam oczami.
-Chodzi mi o to, że robisz najważniejszą rzecz z tego by płacić za wszystko co dzisiaj robimy, i wygląda to tak jakbyś starał się kupić moją sympatię. Wiesz, że nie jestem dziewczyną, która ugania się za pieniędzmi, mam na myśli, traktujesz mnie jakbym była poszukiwaczką złota.- rzuciłam. Wyprostowałam się i skrzyżowałam ramiona, widząc jak ludzie wokół nas odczuwali napięcie (jeśli słuchanie tego nie było oczywiste)...
-Nigdy nie traktowałbym cię tak umyślnie, wiesz że nie, Cara.- syknął ostro.
-No, ja się tak teraz czuję.- mruknęłam.
Zatrzymaliśmy się na środku brukowego chodnika. Moje brwi były złączone, kiedy Justin uważnie mi się przyglądał. Jego wyraz twarzy złagodniał i zastąpił go słodkim, pełnym Justinem, który mnie zrelaksował tak jak i jego. Oblizał swoje pulchne usta, tak jak zawsze robił, zanim coś powiedział i przejechał kciukiem po gładkiej skórze mojego policzka.
-Nie lubię tego- wskazał.- Czy dopiero nie rozwiązaliśmy jednego problemu?- ułożyłam usta do środka i pokiwałam głową.- Mówię serio, to było w zeszłym tygodniu? Czemu jesteśmy tacy skłonni do walki?
-Nie do walki, do kłótni.- broniłam się.
Zachichotał- To to samo.-westchnęłam i to była prawda. Kłóciliśmy się, jakby, dużo...więcej niż normalnie. Ale czego oczekiwać od byłych rywali? On był sportowcem, który miał wszystko, a ja byłam kujonem bez niczego. Biliśmy głowami przed gimnazjum i to było aż do teraz.
Nie mogłam oderwać wzroku, jego oczy były jak płonący karmel, jeśli to ma jakiś sens. Były ciemne jak drzewo wiśni i piękne jak szampan. Nie wiedziałam jak nazwać jego kolor oczu, ale to było zadanie na później.
Jego ręka opuściła mój policzek i zsunęła się na odkrytą skórę po moich bokach. Delikatnie pocierał opaloną skórę i przechylił głowę. Przyciągnął mnie bliżej prawą ręką, bliski kontakt był wystarczający, by poruszyć motylki w moim brzuchu, tak jak to robił. Bycie obok niego było wystarczające, ale bycie tak blisko niego, jego oczy i jego usta, ohh te usta.
Mieliśmy doskonały moment.
Ale to nie było coś z czym było mi już dobrze. Podobał mi się pomysł, ale chciałam trochę zwolnić. Nie byłam zbyt chętna na to, jego, czy naszą sytuację. No, nie do końca.
-O co ci chodzi?- wychrypiałam w próbie spowolnienia akcji.
-Chodzi mi o to, że nie lubię się z tobą kłócić. O duże rzeczy, o małe rzeczy. To jest głupie, nie musimy tego robić.- stwierdził. Zgadzam się.- Dorosłem w miejscu, gdzie jeśli coś się popsuło, wymieniało się to. Na niczym nie było metki, serio. Czasem coś zepsułem-
-Niespodzianka, niespodzianka- popatrzył na mnie figlarnie.
-Ha ha.- zaśmiał się sucho.- Jeśli zepsułem coś w domu lub rozwaliłem mojego ATV (coś takiego jak quad) na czymś na zewnątrz, mój tata krzyczał na mnie. Atakował mnie i to było naprawdę szalone. To znaczy, naprawdę mnie to nie obchodziło. On ledwo to robi, ale kiedy już to zrobił, to było... piekło. - był poddenerwowany, a jego policzki były lekko zaróżowione. Wiem, że Justin nie był emocjonalnym typem i otwarcie przed kimś było dla niego prawdopodobnie obce. Jest zobowiązany, by ta rzecz poszła dobrze, więc wtedy będzie mógł odnieść sukces w tej głupiej umowie, ale nie chciałam, by czuł obowiązek mówienia mi czegoś osobistego.
Zwłaszcza jeśli w pełni mi nie ufał, bo ja na pewno nie.- Justin, jest okej, ja-
Potrząsnął głową.- Obiecuję, o coś mi chodzi.- skinęłam delikatnie, pozwalając mu kontynuować.- Przychodził do mojego pokoju w nocy i pytał co chciałbym na urodziny. Kilka pierwsze razy były dezorientujące. Czasami pytał mnie dzień po, miesiąc lub dwa przed, i nie wiem, nie zgadzało się. Ale następnego dnia mi to przynosił, przynosił i pytał czy było między nami w porządku. Zawsze mnie odkupował, i jako dziecko myślałem, że to było całkiem fajne. Więc, kiedy wściekałem moją mamę, szedłem i kupowałem jej coś.- wzruszył ramionami.
-Nic mi nie zrobiłeś. Nie zaatakowałeś mnie, Justin.- uspokoiłam go, zakładając ręce na jego szyję.
-Nie o to chodzi, Cara. Byłem nauczony kupować. Kupować miłość, przebaczenie... to druga natura. Chciałem, żebyś coś poczuła, ode mnie, a kupienie było jedynym pomysłem by ci to okazać. By ci pokazać, że mogę być dobrym chłopakiem, tak sądzę.
-Dziękuję. -uśmiechnęłam się.
-Nie, to nie prob-
-O to mi chodzi. - powiedziałam szczerze- Robisz dobrze. -stanęłam na palcach tak wysoko jak mogłam w tych obcasach z czymś na myśli, uśmiechnął się, owijając ręce wokół mojej talii, nasze czoła się stykały. Przełknęłam ślinę, trochę nerwowo. Kto by nie był? To Justin Bieber.
Zatrzymał się- Cz-czułaś to?-zaśmiał się do siebie, spoglądając na niebo. Zmarszczyłam brwi i stuknęłam go w nos, na którym była kropla deszczu. I szybko jedna kropla po drugiej przejęła cały teren. Krzyknęłam na totalną ulewę.
-Chodź, Cara.- zdjął swoją bluzę i położył kaptur na mojej głowie. Umiejętnie wsuwając swoją rękę w moją. Szukaliśmy jego czarnego Range'a.
Zdałam sobie sprawę jak sodki Justin był, w ciągu kilku ostatnich dni. Zgaduję, że powinnam była to poczuć już chwilę temu. Ale to nie ja byłam tą osobą, która potrzebowała uczucia. On nią był.
------------------------------------------------------------------------------------
Noooo taki suprajz.
Cara to musi się wszystkiego normalnie bać... ughhh. Powinni się pocałować i wgl ale nieeee...
Dobra, jeszcze jeden, i koniec :((( Będzie mi tego bardzo brakować. Może znajdę coś innego... :)
Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale coś mi się klawiatura psuje ://
Kochaaaam Waaas x
Kaśka
To było miłe mieć kogoś, kto poświęci dla ciebie cały swój czas i niepodzielną uwagę i to samo w sobie było w porządku. To było dla mnie wystarczające. Ale mieć kogoś kto zaspokoi każdą twoją potrzebę i zapłaci za każdą zachciankę, było bardziej zadaniem niż przywilejem.
Zaczynałam się czuć jakby chciał mnie kupić i nie było mi z tym dobrze. Nie byłam żadną nagrodą do wygrana ani zabawką do kupienia. Zna mnie na to za dobrze. I fakt, że mogłeś mnie łatwo powiesić i zaznaczyć mnie jako pełnoprawną feministkę powinno wystarczyć, by włączyć czerwone alarmy dla tego chłopca-Biebera.
-Uh, nie, nie- powiedziałam miękko, ciągnąc go za nadgarstek odciągając go od błyszczącego sklepu z biżuterią. - Dokąd idziesz?- zapytałam wątpliwie.
To był drugi raz kiedy spędziliśmy razem dzień i mogłam powiedzieć, że statek płynął gładko. Ale lodowiec przed nami! Justin próbował kupić mi cały pasaż i to było trochę przytłaczające. Nie wiem dokąd zmierzał, ale jego działania nie zapisywały się w mojej książce.
-Nie lubisz biżuterii? - zmarszczył brwi. No...każda dziewczyna lubi?
-Lubię, lubię.- uśmiechnęłam się.- Ale nie potrzebuję niczego...
-Chcesz, potrzebujesz? Dla mnie to wielka różnica.
-No to jest dla nienormalnych ludzi.- odciągałam go od platynowych drzwi Tiffany'ego. -Proszę?- zapytałam słodko. Zauważyłam, że w naszych małych sprzeczkach wygrywała zawsze słodka część mnie.
Westchnął, przewracając oczami. Nie mogłam nic poradzić, tylko naśladować jego ruchy, gdy skrzyżował swoje ramiona. Zawsze się dąsał, kiedy wybijałam mu z głowy niepotrzebne wydawanie na mnie pieniędzy, i nie rozumiałam tego. Wiedział, że wybierałam wnętrze nad wygląd, urok, pieniądze, ponad wszystko. Wiedział to. I nie rozumiałam gdzie ta chęć się znalazła.
Szliśmy w ciszy obok siebie, i byłoby to relaksujące, gdyby Justin nie był taki natarczywy jeśli chodzi o kupowanie mi rzeczy, moje stopy nie bolały i gdyby powietrze nie było tak napięte... taa... może słowo 'relaksujące' nie było dobrym wyborem. Najlepsze w pasażach było to, że wszystko było na zewnątrz. Sklepy były czyste i zadbane, a przeróżne nazwy wysokiej jakości marek utrzymywały esencję klasy i to był łatwy sposób do przyciągnięcia uwagi. Lubiłam przychodzić na zakupy z mamą, lub czasami zabierałam ze sobą Celeste. Seanna wolała robić zakupy przez internet, a Macie kupowała okazjonalnie. Nasza trójka nie była normalna. To zawsze była klapa zabierając je ze mną.
Pasaże były najlepsze wiosną. Słońce świeciło prawie połowę czasu, a subtelny kanadyjski chłód wciąż był odczuwalny, co lubiłam. Jedyny problemem była pogoda, która nie była tak wyrozumiała i widziałam jak chmury zasłaniają całe niebo. Nie tylko pogoda nie sprzyjała ale delikatność Justina również.
Zwłaszcza po odrzuceniu jego biżuteryjnego oddania chwilkę temu. Miał kwaśną minę i było to nawet słodkie. Odpowiadał grymasami i mogłaś zobaczyć w nim 'pięcioletniego Justina' zachowującego się w ten sam sposób. Chciałam chwycić jego ramię a on zrzucał moją rękę i wtedy śmiałam się bezwstydnie.
-Głodny?- zapytałam z uśmiechem, ta sytuacja mnie co najmniej bawiła. Schowałam pasmo włosów za ucho. Było długie i wąskie i podobało mi się, jak delikatne było w dotyku. Zastanawiałam się czemu nie robię tego częściej... Nie byłam ubrana do końca odpowiednio. Miałam czarny, kropkowany "biustonosz" (chodzi o taki top) i przewiewną białą spódnicę i parę obcasów. Na pewno będzie padać, więc miałam przechlapane.
-Nie, jest dobrze.- wymamrotał. Zachichotałam, próbując połączyć nasze ręce, ale on trzymaj je tak blisko siebie.
Uśmiechnęłam się szeroko, trzymając się jego boku.- Oh, no Justin!- zaśmiałam się, a on nie drgnął, kiedy szliśmy dalej- Nie możesz po prostu oczekiwać od mnie, że wezmę od ciebie biżuterię.
-Dlaczego nie?- zapytał głośno, wybuchnęłam śmiechem. Był taki dziecinny i chciałam to po prostu schrupać.
-Bo chciałeś mnie zabrać do Tiffany'ego! Chodzi mi o to, że, zejdź na ziemię!- parsknęłam- To jest za...- zrobiła mały taniec, nie wiem jak to miało namalować obraz (dać jej pomysł czy coś w tym stylu ;) ), ale zyskałam jego śmiech na moje ruchy-... drogie.- skończyłam.
-Nic nie jest na ciebie za drogie.- powiedział, westchnęłam, ale wewnętrznie się uśmiechałam.
-To miłe, ale-prychnęłam- to nic nie zrobi.- zmarszczył brwi w odpowiedzi.- Nie jestem materialistką.- wzruszyła ramionami.- Ubrania, biżuteria naprawdę nie są dla mnie ważne, mam na myśli, nie zrozum mnie źle. Lubię wyglądać ładnie i lubię być urocza, ale nie dochodzę do punktu, w którym wydaję na to wszystkie moje pieniądze.
-Więc to chodzi o pieniądze-
-To nie chodzi o pieniądze.- jęknęłam- Dlaczego próbujesz mnie kupić?- zapytała sfrustrowana. Już nie była słodka, Justin znowu mnie wkurzał. Myślałam, że porzuciliśmy Justina z drugiej klasy, ale widać, że znowu weszliśmy na ten pociąg.
-Kupić cię? Co to ma znaczyć?- zapytał defensywnie. Przewróciłam oczami.
-Chodzi mi o to, że robisz najważniejszą rzecz z tego by płacić za wszystko co dzisiaj robimy, i wygląda to tak jakbyś starał się kupić moją sympatię. Wiesz, że nie jestem dziewczyną, która ugania się za pieniędzmi, mam na myśli, traktujesz mnie jakbym była poszukiwaczką złota.- rzuciłam. Wyprostowałam się i skrzyżowałam ramiona, widząc jak ludzie wokół nas odczuwali napięcie (jeśli słuchanie tego nie było oczywiste)...
-Nigdy nie traktowałbym cię tak umyślnie, wiesz że nie, Cara.- syknął ostro.
-No, ja się tak teraz czuję.- mruknęłam.
Zatrzymaliśmy się na środku brukowego chodnika. Moje brwi były złączone, kiedy Justin uważnie mi się przyglądał. Jego wyraz twarzy złagodniał i zastąpił go słodkim, pełnym Justinem, który mnie zrelaksował tak jak i jego. Oblizał swoje pulchne usta, tak jak zawsze robił, zanim coś powiedział i przejechał kciukiem po gładkiej skórze mojego policzka.
-Nie lubię tego- wskazał.- Czy dopiero nie rozwiązaliśmy jednego problemu?- ułożyłam usta do środka i pokiwałam głową.- Mówię serio, to było w zeszłym tygodniu? Czemu jesteśmy tacy skłonni do walki?
-Nie do walki, do kłótni.- broniłam się.
Zachichotał- To to samo.-westchnęłam i to była prawda. Kłóciliśmy się, jakby, dużo...więcej niż normalnie. Ale czego oczekiwać od byłych rywali? On był sportowcem, który miał wszystko, a ja byłam kujonem bez niczego. Biliśmy głowami przed gimnazjum i to było aż do teraz.
Nie mogłam oderwać wzroku, jego oczy były jak płonący karmel, jeśli to ma jakiś sens. Były ciemne jak drzewo wiśni i piękne jak szampan. Nie wiedziałam jak nazwać jego kolor oczu, ale to było zadanie na później.
Jego ręka opuściła mój policzek i zsunęła się na odkrytą skórę po moich bokach. Delikatnie pocierał opaloną skórę i przechylił głowę. Przyciągnął mnie bliżej prawą ręką, bliski kontakt był wystarczający, by poruszyć motylki w moim brzuchu, tak jak to robił. Bycie obok niego było wystarczające, ale bycie tak blisko niego, jego oczy i jego usta, ohh te usta.
Mieliśmy doskonały moment.
Ale to nie było coś z czym było mi już dobrze. Podobał mi się pomysł, ale chciałam trochę zwolnić. Nie byłam zbyt chętna na to, jego, czy naszą sytuację. No, nie do końca.
-O co ci chodzi?- wychrypiałam w próbie spowolnienia akcji.
-Chodzi mi o to, że nie lubię się z tobą kłócić. O duże rzeczy, o małe rzeczy. To jest głupie, nie musimy tego robić.- stwierdził. Zgadzam się.- Dorosłem w miejscu, gdzie jeśli coś się popsuło, wymieniało się to. Na niczym nie było metki, serio. Czasem coś zepsułem-
-Niespodzianka, niespodzianka- popatrzył na mnie figlarnie.
-Ha ha.- zaśmiał się sucho.- Jeśli zepsułem coś w domu lub rozwaliłem mojego ATV (coś takiego jak quad) na czymś na zewnątrz, mój tata krzyczał na mnie. Atakował mnie i to było naprawdę szalone. To znaczy, naprawdę mnie to nie obchodziło. On ledwo to robi, ale kiedy już to zrobił, to było... piekło. - był poddenerwowany, a jego policzki były lekko zaróżowione. Wiem, że Justin nie był emocjonalnym typem i otwarcie przed kimś było dla niego prawdopodobnie obce. Jest zobowiązany, by ta rzecz poszła dobrze, więc wtedy będzie mógł odnieść sukces w tej głupiej umowie, ale nie chciałam, by czuł obowiązek mówienia mi czegoś osobistego.
Zwłaszcza jeśli w pełni mi nie ufał, bo ja na pewno nie.- Justin, jest okej, ja-
Potrząsnął głową.- Obiecuję, o coś mi chodzi.- skinęłam delikatnie, pozwalając mu kontynuować.- Przychodził do mojego pokoju w nocy i pytał co chciałbym na urodziny. Kilka pierwsze razy były dezorientujące. Czasami pytał mnie dzień po, miesiąc lub dwa przed, i nie wiem, nie zgadzało się. Ale następnego dnia mi to przynosił, przynosił i pytał czy było między nami w porządku. Zawsze mnie odkupował, i jako dziecko myślałem, że to było całkiem fajne. Więc, kiedy wściekałem moją mamę, szedłem i kupowałem jej coś.- wzruszył ramionami.
-Nic mi nie zrobiłeś. Nie zaatakowałeś mnie, Justin.- uspokoiłam go, zakładając ręce na jego szyję.
-Nie o to chodzi, Cara. Byłem nauczony kupować. Kupować miłość, przebaczenie... to druga natura. Chciałem, żebyś coś poczuła, ode mnie, a kupienie było jedynym pomysłem by ci to okazać. By ci pokazać, że mogę być dobrym chłopakiem, tak sądzę.
-Dziękuję. -uśmiechnęłam się.
-Nie, to nie prob-
-O to mi chodzi. - powiedziałam szczerze- Robisz dobrze. -stanęłam na palcach tak wysoko jak mogłam w tych obcasach z czymś na myśli, uśmiechnął się, owijając ręce wokół mojej talii, nasze czoła się stykały. Przełknęłam ślinę, trochę nerwowo. Kto by nie był? To Justin Bieber.
Zatrzymał się- Cz-czułaś to?-zaśmiał się do siebie, spoglądając na niebo. Zmarszczyłam brwi i stuknęłam go w nos, na którym była kropla deszczu. I szybko jedna kropla po drugiej przejęła cały teren. Krzyknęłam na totalną ulewę.
-Chodź, Cara.- zdjął swoją bluzę i położył kaptur na mojej głowie. Umiejętnie wsuwając swoją rękę w moją. Szukaliśmy jego czarnego Range'a.
Zdałam sobie sprawę jak sodki Justin był, w ciągu kilku ostatnich dni. Zgaduję, że powinnam była to poczuć już chwilę temu. Ale to nie ja byłam tą osobą, która potrzebowała uczucia. On nią był.
------------------------------------------------------------------------------------
Noooo taki suprajz.
Cara to musi się wszystkiego normalnie bać... ughhh. Powinni się pocałować i wgl ale nieeee...
Dobra, jeszcze jeden, i koniec :((( Będzie mi tego bardzo brakować. Może znajdę coś innego... :)
Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale coś mi się klawiatura psuje ://
Kochaaaam Waaas x
Kaśka
sobota, 24 maja 2014
Eight.
Seanna wytrzeszczyła oczy, a Macie siedziała tam zadowolona z siebie. Historia mojego życia. Ich reakcje były niezrozumiałe. Też byłam zszokowana moimi działaniami. prawdopodobnie bardziej niż one, szczerze mówiąc. Byłam spokojna, skromna, słodziutki cukierek. I jak bolało mnie, by przyznać się do tego- to była prawda.
-Więc, tak go pocałowałaś?- Seanna zapytała ponownie, nadal w zachwycie. Cholera, ja też. Wzruszyłam ramionami i popatrzyłam w górę przez rzęsy. - Nie lekceważ tego!- syknęła.
-Uspokoisz się?- Macie syknęła- Kurwa, ale serio.- powiedziała trącając Seannę łokciem- Co powiedział, co zrobił potem?
-No, uh, nie wiem.- powiedziałam niewinnie. Popatrzyły na siebie przez sekundę ze zmieszaniem na ich twarzach. Odwróciły się z powrotem.
-Kurwa, co znaczy, że nie wiesz?- Macie prychnęła, kładąc rękę na biodrze.- I-i dlaczego tak późno nam o tym mówisz? To znaczy, miałaś z Justinem pieprzonym Bieberem? To nie jest coś co chowasz dla siebie, Cara.
-Miałaś z nim !? - Seanna wykrzyknęła. Uderzyłam dłonią w czoło. Właśnie dlatego trzymałam to w tajemnicy. Seanna nie mogłaby uwierzyć, a Macie używałaby uporczywie 'kurwa' w czasie rozmowy. Całkiem dobre przyjaciółki, hm?
-Ludzie, nie miałam z nikim. - powiedziałam surowo. - Ciągle mam moją kartę V schowaną bezpiecznie w mojej-
-Blee, dziw-
-Kieszeni. -głośno syknęłam- Chciałam powiedzieć kieszeni, zboczeńcu.- mruknęłam.
-Dobra, to dalej nie usprawiedliwia faktu, że nie chcesz nam powiedzieć co się stało po tym jak się pocałowaliście.- Seanna powiedziała. Zatrzasnęłam swoją szafkę, a one nadal szły za mną.
-Cara Konstaninova Torres, odpowiedz mi w tej chwili, albo-
-Oh, cokolwiek mamo.- splunęłam sarkastycznie.- Powiem to po raz ostatni, jasne? Bo, oczywiście wy dwie tego nie rozumiecie. - powiedziałam wymachując ramionami. Moja postawa je zaskoczyła. - Nie wiem co powiedział po tym, jak go pocałowałam. I pocałowałam, tylko pocałowałam. - mówiłam każde słowo z przerwą, po prostu nie rozumiały, racja?
Obie milczały przez chwilę, ale wtedy... Macie załapała. Wiedziałam, że jedna z nich zrozumie, miałam na to nadzieję.
-Nie zrobiłaś tego... - powiedziała Macie, ton jej głosu ściemniał.- Nie zrobiłaś tego, Cara.- powiedziała, kręcąc głową. Przygryzłam policzek i wzruszyłam ramionami. - Cara, czy ty kurwa...- przerwała, potrząsając głową.
-Czekaj, co się stało...- Seanna zmarszyła brwi. Wtedy ona też zrozumiała.- Zostawiłaś go? - obie pojęły. - Cara, ty suko!- powiedziała i uderzyła mnie w ramię. Widzisz, to jest to czego właśnie unikałam.
-Nie jest... nie jest tak źle.- wymamrotałam.- Prawda?- schowałam kosmyk włosów za ucho i spojrzałam w górę. Mój żołądek się wywrócił, kiedy zobaczyłam ich twarze.
-Nie jest źle?- Macie zapytała z niedowierzaniem.
-Dupek czy nie. Nikt na to nie zasługuje. Mam na myśli, Cara, serio? - powiedziała cicho Seanna- To jest słabe.- Auu- Bardziej niż słabe.- Podwójne auu.
-To dlatego kochaś był taki przygnębiony?- Macie rozważała, krzyżując ręce na piersi. Zawinęłam swój sweter ciaśniej wokół ciała i przytaknęłam.
-Tak myślę.- powiedziałam potulnie.
-I to już tydzień?
-Nie rozmawiałam z nim od imprezy, no.- znów wzruszyłam ramionami.
-Nawet nie próbował zatrzymać cię przed wyjściem? - zapytała Macie, jej twarz pewnego rodzaju zazgrzytała.
Zakręciłam kostki* wokół podłogi wyłożonej kafelkami podłogi, jasno oświetlonego korytarza i spojrzałam na dół- Cóż, próbował, coś tak, t-tak myślę?- patrzyłam na swoją luźną spódnicę w moich płynnych ruchach. Ich brwi uniosły się w zgodzie a ja wydęłam wargi. - Zatrzymał mnie i powiedział, bym poczekała, i cóż, powiedziałam mu, że pocałunek był...uh, pomyłką?- Seannie opadła szczęka, a Macie zamachała rękami i zmarszczyła swoją twarz w obrzydzeniu.- Zły ruch?
-Bardzo zły, kurewsko zły ruch!- kolejny raz z jej 'kurwa'.
-Nie sądzisz, że taki nie był?- Seanna zapytała poważnie.
-To nie było fair z mojej strony, muszę tyle przyznać.
-W porządku. Co powiesz o tym, że chociaż raz przyznasz, że byłaś kretynką?- Macie syknęła. Przyjmowała to zgodnie z oczekiwaniami. Irracjonalnie i surowo. Wasza typowa Macie Millers, panie i panowie.
-Przestań.- syknęła Seanna.- Ona nie wie jak radzić sobie z takimi rzeczami.- mruknęła do Macie.
I miała rację. Nie wiedziałam co robię. Nie wiedziałam pierwszej rzeczy, jak rozmawiać z chłopakiem, lub jak się z nimi obchodzić. Robiłam całkiem złą robotę z tego, jak to brzmi, ale jakie miałam doświadczenie, by opierać na nim swoje akcje? Jestem w tym wszystkim nowa.
-Twoja następna lekcja jest z nim.- stwierdziła Macie. Zaczerpnęłam powietrza i uświadomiłam sobie, że miała rację.- Porozmawiaj z nim. - rozkazała.- Jeśli tego nie zrobisz, znajdę sposób by cię zmusić.- otworzyłam usta, by na to odpowiedzieć, ale głośny dzwonek mi przerwał.
Do zajęć z gospodarstwa domowego- pomyślałam z goryczą. Obcasy Seanny i Macie zbliżały się na odległość.- Nie rozpadnij się znowu!- Macie krzyknęła, kiedy szłyśmy w przeciwnych kierunkach. Przewróciłam oczami.
-Czy wszyscy mają swoje przepisy?- pani Forkell zapytała, a cała klasa odpowiedziała niespójne 'taki' i zaczęła rozchodzić się ze swoimi składnikami. Byłam świetnym piekarzem, ale nie mogłam piec przez moje życie. Są stosunkowo tymi samymi rzeczami, ale receptury pieczenia, do których byliśmy przypisani, zawsze wygrywały.
Justin miał lekko na tych lekcjach. Dziewczyny niemal błagały go by pozwolił im zrobić jego pracę. A kto mu się sprzeciwiał? Jego przyjaciele bezmyślnie oglądali jak dziewczyny wykonują ich pracę, a ja, jako, że jestem feministką, krztusiłabym się na ten odpychający widok. Dziewczyny w naszej szkole dają inspirujące, złe powstanie kobiecej-równości, złe imię.
Powoli mnie olśniło. Jak odciągnąć Justina od jego kuchni, przyjaciół i zdesperowanych dziewczyn? Myślałam o skomplikowanej rozbieżności zawierającej mąkę, płatki kukurydziane i syrop, ale przepis nie zawierał żadnego z nich, więc miałam po prostu przejebane.
Seanna i Macie mnie zabiją, jeśli tego nie naprawię. Bardziej Macie niż Seanna, ale i tak się bałam. Westchnęłam i poddałam się, dalej mieszając moje bezmączne ciasto. To znaczy, kto robi bezglutenowe, czekoladowe ciasto? Jakie ciasto nie ma mąki?
-Panie Bieber- zawołała pani Forkell. Moja głowa się podniosła, więc aniołki na mnie patrzyły? Delikatnie odwróciłam głowę, by zobaczyć jak Justin podąża do małego biurka naszej nauczycielki obok głównej kuchni, umiejscowionej na środku klasy najczęściej, by wprowadzać i wydawać polecenia.
To była moja szansa. Głęboko zaczerpnęłam powietrza i mocno zacisnęłam oczy, wypuszczając je. Wpadłam na szeroką figurę. Otworzenie oczu było dobrym pomysłem. - Prze- przepraszam...- wzruszył ramionami i zmarszczyłam brwi.
Gdzie się podział trwały, niezłamany Justin, który wykorzystywał każdą szansę by ze mną rozmawiać? Ten, który nie chciał zostawić mnie na sekundę samej jeszcze w tamtym tygodniu?
-Czekaj- przyznałam, kiedy przeszedł dalej. Nadal byłam zdezorientowana, chociaż chyba nie powinnam. Spojrzał w dół na moją rękę i jego wzrok złagodniał.- Ja..- zaczęłam.- Możemy porozmawiać?
-Jesteś gotowa na rozmowę?- zapytał, jego głos był tak boleśnie bez emocji. Nie mogłam powiedzieć czy był na mnie zły, czy po prostu zraniony. Tak czy inaczej, wina mnie zżerała. Wzruszyłam ramionami.
-Jeśli chcesz, to tak.- przygryzłam wargę. Strząsnął moją rękę z jego ramienia i szybko dołączyłam ją do mojej strony, kiedy to zrobił. Trochę obrażony, jeśli mam wspomnieć.
-Cóż nie mogę w tej chwili.- powiedział szorstko.- Odchodzę.
-Dokąd idziesz?
-Mam wizytę u lekarza, musi sprawdzić mój nadgarstek.- pokiwałam głową, spoglądając na klamry wokół jego nadgarstka. Nawet nie zauważyłam. Nie wiem czy mogę czekać... I może nie mam na tyle odwagi, by zrobić to jeszcze raz, patrząc na to jak to idzie teraz. Które idzie ledwo, mogę dodać. -Ale wracam na trening koszykówki po dziesiątej lekcji.
Pokiwałam szybko- Dobra.
-Dobra, co?
-Dobra, poczekam.
-Będziesz czekała przez dwie godziny treningu?- sprawdzał mnie.
-Czy to nie jest to co właśnie powiedziałam?- za szybko na moją postawę? Mentalnie się skarciłam.
-Okej, tak sądzę... zobaczę cię później.- potaknęłam bez przekonania.
Posłał mi ostatnie spojrzenie zanim porwał swój plecak i pokierował się w stronę drzwi. Wypuściłam głęboki oddech nie wiedząc, że go trzymałam.
Naprawdę nigdy wcześniej nie brałam pod uwagę uczuć innej osoby. Przynajmniej nie chłopców, definitywnie nie chłopców. To znaczy, nigdy nie musiałam. I właśnie mam do czynienia z najbardziej popularnym chłopakiem w szkole... Jednym, którego znam prawie dziesięć lat. Nie okazywał najmniejszego zainteresowania mną przez dziesięć lat, i teraz jesteśmy tutaj, zaplątani w jakiś konflikt, który głupio sama wymyśliłam.
Nie byłam do końca na naszej liście sytuacji, ale kłamałabym gdybym powiedziała, że za nie tęskniłam za tym. Za nim. Sposób w jaki włożył tak wiele wysiłku by mi zaimponować. Był rycerski i słodki, ale tylko dla mnie. To było wyjątkowo miłe uczucie. Ale zawsze było coś, co trzymało mnie z daleka od myśli bycia w związku.
Nawet nie byłam pewna, co to jest, jeśli mam być szczera.
Siedziałam na trybunach, nogi skrzyżowane, moja torba zaraz obok mnie. Nie byłam do końca pewna jak idzie sport. Byłam bardziej książkową dziewczyną jeśli jeszcze nie zauważyliście. Nie wiedziałam czy telefony były głośne. A ja nie zamierzałam być tą jedną, która wkurzy jakkolwiek złego-na-cały-świat nauczyciela, który był zajęty wymaganiami trenera drużyny sportowej nieznacznie, tylko niewielki eksperyment.
I na raz, cały zespół ruszył do szatni. To było tak, jakby wszyscy faceci spędzili całe swoje życie na siłowni. Czy to w ogóle było możliwe, żeby w moim wieku być tak wysportowanym? Mam na myśli to, że czyje ramiona są tak wyrzeźbione? To musi być jakaś koszykarska rzecz, bo pływają w parze wodnej i chłopcy z drużyny siatkarskiej muszą naprawdę gonić za swoimi pieniędzmi.
Co jakiś czas widziałam jak Justin przenosi wzrok na mnie. Przegapiał podania lub podwójne dryblowanie, patrząc na mnie, jakby się obawiał. Czułam się winna za każdym razem, kiedy przepuścił rzut.
Wiedziałam, że Justin był gwiazdą drużyny, a ja nienawidziłam się za to jaki wpływ miałam na jego imię. Byłam zaskoczona, że jego trener nie siedział mu na dupie za jego dzisiejszy występ. Nigdy nie widziałam jak Justin gra, ale mogłam powiedzieć, że dzisiaj nie był najlepszy. Nie mogłam nic poradzić tylko czuć się winną, że to ja byłam tego powodem.
Mijały godziny, i może to tylko ja, ale trener skrócił dzisiejszy trening. - Dobrze chłopcy, idźcie pod prysznic. To tyle na dziś. Nadchodzi następna gra. Miejcie pewność, że bierzecie prawidłowy strój.- powiedział surowo.- Somers. - swój wyraz twarzy zastąpił drwiącym uśmieszkiem. Wszyscy zaczęli śmiać się z Chaza a on wywrócił oczami.
Justin był pierwszym z grupy, który wybiegł i udał się do szatni. Wstałam i zabrałam swoją torbę, uprzejmie kierując się w dół.
-Więc ty jesteś tą dziewczyną, która odciąga moją gwiazdę od gry?- spojrzałam w górę i zeskoczyłam z ostatniego schodka, moje obcasy spotkały się z długimi, drewnianymi deskami. Ton jego głosu był rozbawiony, na szczęście.
-Umm, Ja...- jąkałam się.
-Jestem trener Ryenhold.- powiedział i wyciągnął swoją dłoń. Potaknęłam i grzecznie potrząsnęłam jego ręką.
-Cara Torres.- odpowiedziałam i wtedy zauważyłam zawodników za trenerem. Wszyscy się rozchodzili, gwiżdżąc na pożegnanie do trenera Ryenholda, wszyscy z którymi grał. Gdzie był Justin?
-Wiesz, myślę, że słyszałem raz lub dwa twoje imię w szatni.- wytrzeszczyłam oczy, a moje policzki się rozgrzały.
-Był trochę nie tutaj- stwierdził- I chyba taki był, racja?- szybko skinęła głową.- Jest cwaniakiem, nie zrozum mnie źle.- zachichotał- Ale jest dobrym dzieciakiem. Naprawdę troszczy się o ludzi. Potrzebuje dziewczyny, która trzymałaby go w ryzach. To na pewno.- uśmiechnął się. - Ale mogę grzecznie prosić, żebyś omijała treningi? Jest rozkojarzony, kiedy jesteś w pobliżu.
-Oh, oczywiście, ja- - zatrzymałam się.- Też to widziałeś?
-Nie mógł zabrać swoich oczu od ciebie- zachichotał.- To było miłe spotkanie, panno Torres.
Zanim miałam szansę odpowiedzieć Justin był przy moim boku, a trener zarzucał torbę na swoje ramię kierując się do drzwi. Justin dał mi zmieszane spojrzenie, a ja potrząsnęłam głową by odpuścił.
Justin był cały czysty. Jego włosy były mokre i trochę rozrzucone po czole. Miał na sobie zwykłą białą koszulkę i czarne spodenki, które wisiały luźno na jego biodrach i miał granatową, zapinaną bluzą na ramionach. Byliśmy na chwilę cicho, myślę, że głównie ja. To ja byłam tą osobą, która chciała rozmawiać, prawda? Ale jeszcze nie mogłam. Nadal poznawałam jego cechy i naprawdę podziwiałam małe szczegóły, kiedy nie zachowywał się jak kutas. Lubiłam go znacznie bardziej w tej wersji.
-Justin, ja-
-Przepraszam, Cara.- przerwał mi. Zmarszczyłam brwi. Położył torbę na ziemi i przejechał ręką po mokrych włosach. -Zachowałem się jak kutas dzisiaj rano, i teraz czuję się jak dupek. A kiedy tej nocy uciekłaś, nawet nie poszedłem za tobą, i-i powinienem pokazać ci, że jestem dobrym chłopakiem, a ja robię cholernie na odwrót, ja po pros-
-Hej, hej- powiedziałam łagodnym głosem. Delikatnie położyłam ręce na obu stronach jego koszulki, przyciągając go bliżej.- Nie musisz przepraszać.- w końcu spojrzał mi w oczy i uśmiechnęłam się do niego.- To ja wybiegłam. To ja cię unikałam, co było złe. Teraz to widzę.- wytłumaczyłam. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, i powoli je zamknęłam. Nie wiedziałam co. -Nie możesz myśleć, że to twoja wina.- wzruszył ramionami.
Westchnęłam, znowu była cisza. Czy to było możliwe, że obaj nie wiedzieliśmy jak odpowiadać na tego typu rzeczy? Mam na myśli to, że jestem tu ja, która nie chce kontaktu z płcią przeciwną, i jest tu on. Wiedział wszystko o dziewczynach. I jak ja, nie wiedział co powiedzieć.
-Nie jest.- w końcu powiedziałam. Pociągnęłam za boki i oplótł swoje ramiona wokół mnie, tak jak ja to zrobiłam. I po raz pierwszy było mi z tym dobrze. Był tak ciepły jak tamtej nocy, a długość jego ramion była idealna by mnie objąć. I podobało mi się tak.- Przepraszam. Przepraszam za moją bezmyślność i za to, że byłam samolubna.- doszłam do takiego wniosku.- Wybaczasz mi?- zapytałam, ściskając moje wargi, delikatnie dotknęłam strony jego twarzy.
Pokiwał głową z małym uśmiechem. Uśmiech z ulgą. Nawet mi ulżył tym uśmiechem. Puścił mnie i chwycił swoją torbę, wieszając ją na ramieniu. -Gotowa, Torres?- zapytał z uśmiechem, popatrzyłam na jego dłonie i uniosłam brew. Uśmiechnęłam się do siebie zanim wywróciłam oczami.
I mamy numer 6.
--------------------------------------------------------------
Przepraszam, przepraszam, przepraszam i w ogóle bardzo, bardzo, bardzo jest mi przykro. Przepraszam.
I przepraszam za wszystkie błędy, ale chciałam dodać go jak najszybciej.
Zostały jeszcze dwa rozdziały!
Kocham Was xx
Kaśka
-Bardzo zły, kurewsko zły ruch!- kolejny raz z jej 'kurwa'.
-Nie sądzisz, że taki nie był?- Seanna zapytała poważnie.
-To nie było fair z mojej strony, muszę tyle przyznać.
-W porządku. Co powiesz o tym, że chociaż raz przyznasz, że byłaś kretynką?- Macie syknęła. Przyjmowała to zgodnie z oczekiwaniami. Irracjonalnie i surowo. Wasza typowa Macie Millers, panie i panowie.
-Przestań.- syknęła Seanna.- Ona nie wie jak radzić sobie z takimi rzeczami.- mruknęła do Macie.
I miała rację. Nie wiedziałam co robię. Nie wiedziałam pierwszej rzeczy, jak rozmawiać z chłopakiem, lub jak się z nimi obchodzić. Robiłam całkiem złą robotę z tego, jak to brzmi, ale jakie miałam doświadczenie, by opierać na nim swoje akcje? Jestem w tym wszystkim nowa.
-Twoja następna lekcja jest z nim.- stwierdziła Macie. Zaczerpnęłam powietrza i uświadomiłam sobie, że miała rację.- Porozmawiaj z nim. - rozkazała.- Jeśli tego nie zrobisz, znajdę sposób by cię zmusić.- otworzyłam usta, by na to odpowiedzieć, ale głośny dzwonek mi przerwał.
Do zajęć z gospodarstwa domowego- pomyślałam z goryczą. Obcasy Seanny i Macie zbliżały się na odległość.- Nie rozpadnij się znowu!- Macie krzyknęła, kiedy szłyśmy w przeciwnych kierunkach. Przewróciłam oczami.
***
Justin miał lekko na tych lekcjach. Dziewczyny niemal błagały go by pozwolił im zrobić jego pracę. A kto mu się sprzeciwiał? Jego przyjaciele bezmyślnie oglądali jak dziewczyny wykonują ich pracę, a ja, jako, że jestem feministką, krztusiłabym się na ten odpychający widok. Dziewczyny w naszej szkole dają inspirujące, złe powstanie kobiecej-równości, złe imię.
Powoli mnie olśniło. Jak odciągnąć Justina od jego kuchni, przyjaciół i zdesperowanych dziewczyn? Myślałam o skomplikowanej rozbieżności zawierającej mąkę, płatki kukurydziane i syrop, ale przepis nie zawierał żadnego z nich, więc miałam po prostu przejebane.
Seanna i Macie mnie zabiją, jeśli tego nie naprawię. Bardziej Macie niż Seanna, ale i tak się bałam. Westchnęłam i poddałam się, dalej mieszając moje bezmączne ciasto. To znaczy, kto robi bezglutenowe, czekoladowe ciasto? Jakie ciasto nie ma mąki?
-Panie Bieber- zawołała pani Forkell. Moja głowa się podniosła, więc aniołki na mnie patrzyły? Delikatnie odwróciłam głowę, by zobaczyć jak Justin podąża do małego biurka naszej nauczycielki obok głównej kuchni, umiejscowionej na środku klasy najczęściej, by wprowadzać i wydawać polecenia.
To była moja szansa. Głęboko zaczerpnęłam powietrza i mocno zacisnęłam oczy, wypuszczając je. Wpadłam na szeroką figurę. Otworzenie oczu było dobrym pomysłem. - Prze- przepraszam...- wzruszył ramionami i zmarszczyłam brwi.
Gdzie się podział trwały, niezłamany Justin, który wykorzystywał każdą szansę by ze mną rozmawiać? Ten, który nie chciał zostawić mnie na sekundę samej jeszcze w tamtym tygodniu?
-Czekaj- przyznałam, kiedy przeszedł dalej. Nadal byłam zdezorientowana, chociaż chyba nie powinnam. Spojrzał w dół na moją rękę i jego wzrok złagodniał.- Ja..- zaczęłam.- Możemy porozmawiać?
-Jesteś gotowa na rozmowę?- zapytał, jego głos był tak boleśnie bez emocji. Nie mogłam powiedzieć czy był na mnie zły, czy po prostu zraniony. Tak czy inaczej, wina mnie zżerała. Wzruszyłam ramionami.
-Jeśli chcesz, to tak.- przygryzłam wargę. Strząsnął moją rękę z jego ramienia i szybko dołączyłam ją do mojej strony, kiedy to zrobił. Trochę obrażony, jeśli mam wspomnieć.
-Cóż nie mogę w tej chwili.- powiedział szorstko.- Odchodzę.
-Dokąd idziesz?
-Mam wizytę u lekarza, musi sprawdzić mój nadgarstek.- pokiwałam głową, spoglądając na klamry wokół jego nadgarstka. Nawet nie zauważyłam. Nie wiem czy mogę czekać... I może nie mam na tyle odwagi, by zrobić to jeszcze raz, patrząc na to jak to idzie teraz. Które idzie ledwo, mogę dodać. -Ale wracam na trening koszykówki po dziesiątej lekcji.
Pokiwałam szybko- Dobra.
-Dobra, co?
-Dobra, poczekam.
-Będziesz czekała przez dwie godziny treningu?- sprawdzał mnie.
-Czy to nie jest to co właśnie powiedziałam?- za szybko na moją postawę? Mentalnie się skarciłam.
-Okej, tak sądzę... zobaczę cię później.- potaknęłam bez przekonania.
Posłał mi ostatnie spojrzenie zanim porwał swój plecak i pokierował się w stronę drzwi. Wypuściłam głęboki oddech nie wiedząc, że go trzymałam.
Naprawdę nigdy wcześniej nie brałam pod uwagę uczuć innej osoby. Przynajmniej nie chłopców, definitywnie nie chłopców. To znaczy, nigdy nie musiałam. I właśnie mam do czynienia z najbardziej popularnym chłopakiem w szkole... Jednym, którego znam prawie dziesięć lat. Nie okazywał najmniejszego zainteresowania mną przez dziesięć lat, i teraz jesteśmy tutaj, zaplątani w jakiś konflikt, który głupio sama wymyśliłam.
Nie byłam do końca na naszej liście sytuacji, ale kłamałabym gdybym powiedziała, że za nie tęskniłam za tym. Za nim. Sposób w jaki włożył tak wiele wysiłku by mi zaimponować. Był rycerski i słodki, ale tylko dla mnie. To było wyjątkowo miłe uczucie. Ale zawsze było coś, co trzymało mnie z daleka od myśli bycia w związku.
Nawet nie byłam pewna, co to jest, jeśli mam być szczera.
***
Siedziałam na trybunach, nogi skrzyżowane, moja torba zaraz obok mnie. Nie byłam do końca pewna jak idzie sport. Byłam bardziej książkową dziewczyną jeśli jeszcze nie zauważyliście. Nie wiedziałam czy telefony były głośne. A ja nie zamierzałam być tą jedną, która wkurzy jakkolwiek złego-na-cały-świat nauczyciela, który był zajęty wymaganiami trenera drużyny sportowej nieznacznie, tylko niewielki eksperyment.
I na raz, cały zespół ruszył do szatni. To było tak, jakby wszyscy faceci spędzili całe swoje życie na siłowni. Czy to w ogóle było możliwe, żeby w moim wieku być tak wysportowanym? Mam na myśli to, że czyje ramiona są tak wyrzeźbione? To musi być jakaś koszykarska rzecz, bo pływają w parze wodnej i chłopcy z drużyny siatkarskiej muszą naprawdę gonić za swoimi pieniędzmi.
Co jakiś czas widziałam jak Justin przenosi wzrok na mnie. Przegapiał podania lub podwójne dryblowanie, patrząc na mnie, jakby się obawiał. Czułam się winna za każdym razem, kiedy przepuścił rzut.
Wiedziałam, że Justin był gwiazdą drużyny, a ja nienawidziłam się za to jaki wpływ miałam na jego imię. Byłam zaskoczona, że jego trener nie siedział mu na dupie za jego dzisiejszy występ. Nigdy nie widziałam jak Justin gra, ale mogłam powiedzieć, że dzisiaj nie był najlepszy. Nie mogłam nic poradzić tylko czuć się winną, że to ja byłam tego powodem.
Mijały godziny, i może to tylko ja, ale trener skrócił dzisiejszy trening. - Dobrze chłopcy, idźcie pod prysznic. To tyle na dziś. Nadchodzi następna gra. Miejcie pewność, że bierzecie prawidłowy strój.- powiedział surowo.- Somers. - swój wyraz twarzy zastąpił drwiącym uśmieszkiem. Wszyscy zaczęli śmiać się z Chaza a on wywrócił oczami.
Justin był pierwszym z grupy, który wybiegł i udał się do szatni. Wstałam i zabrałam swoją torbę, uprzejmie kierując się w dół.
-Więc ty jesteś tą dziewczyną, która odciąga moją gwiazdę od gry?- spojrzałam w górę i zeskoczyłam z ostatniego schodka, moje obcasy spotkały się z długimi, drewnianymi deskami. Ton jego głosu był rozbawiony, na szczęście.
-Umm, Ja...- jąkałam się.
-Jestem trener Ryenhold.- powiedział i wyciągnął swoją dłoń. Potaknęłam i grzecznie potrząsnęłam jego ręką.
-Cara Torres.- odpowiedziałam i wtedy zauważyłam zawodników za trenerem. Wszyscy się rozchodzili, gwiżdżąc na pożegnanie do trenera Ryenholda, wszyscy z którymi grał. Gdzie był Justin?
-Wiesz, myślę, że słyszałem raz lub dwa twoje imię w szatni.- wytrzeszczyłam oczy, a moje policzki się rozgrzały.
-Był trochę nie tutaj- stwierdził- I chyba taki był, racja?- szybko skinęła głową.- Jest cwaniakiem, nie zrozum mnie źle.- zachichotał- Ale jest dobrym dzieciakiem. Naprawdę troszczy się o ludzi. Potrzebuje dziewczyny, która trzymałaby go w ryzach. To na pewno.- uśmiechnął się. - Ale mogę grzecznie prosić, żebyś omijała treningi? Jest rozkojarzony, kiedy jesteś w pobliżu.
-Oh, oczywiście, ja- - zatrzymałam się.- Też to widziałeś?
-Nie mógł zabrać swoich oczu od ciebie- zachichotał.- To było miłe spotkanie, panno Torres.
Zanim miałam szansę odpowiedzieć Justin był przy moim boku, a trener zarzucał torbę na swoje ramię kierując się do drzwi. Justin dał mi zmieszane spojrzenie, a ja potrząsnęłam głową by odpuścił.
Justin był cały czysty. Jego włosy były mokre i trochę rozrzucone po czole. Miał na sobie zwykłą białą koszulkę i czarne spodenki, które wisiały luźno na jego biodrach i miał granatową, zapinaną bluzą na ramionach. Byliśmy na chwilę cicho, myślę, że głównie ja. To ja byłam tą osobą, która chciała rozmawiać, prawda? Ale jeszcze nie mogłam. Nadal poznawałam jego cechy i naprawdę podziwiałam małe szczegóły, kiedy nie zachowywał się jak kutas. Lubiłam go znacznie bardziej w tej wersji.
-Justin, ja-
-Przepraszam, Cara.- przerwał mi. Zmarszczyłam brwi. Położył torbę na ziemi i przejechał ręką po mokrych włosach. -Zachowałem się jak kutas dzisiaj rano, i teraz czuję się jak dupek. A kiedy tej nocy uciekłaś, nawet nie poszedłem za tobą, i-i powinienem pokazać ci, że jestem dobrym chłopakiem, a ja robię cholernie na odwrót, ja po pros-
-Hej, hej- powiedziałam łagodnym głosem. Delikatnie położyłam ręce na obu stronach jego koszulki, przyciągając go bliżej.- Nie musisz przepraszać.- w końcu spojrzał mi w oczy i uśmiechnęłam się do niego.- To ja wybiegłam. To ja cię unikałam, co było złe. Teraz to widzę.- wytłumaczyłam. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, i powoli je zamknęłam. Nie wiedziałam co. -Nie możesz myśleć, że to twoja wina.- wzruszył ramionami.
Westchnęłam, znowu była cisza. Czy to było możliwe, że obaj nie wiedzieliśmy jak odpowiadać na tego typu rzeczy? Mam na myśli to, że jestem tu ja, która nie chce kontaktu z płcią przeciwną, i jest tu on. Wiedział wszystko o dziewczynach. I jak ja, nie wiedział co powiedzieć.
-Nie jest.- w końcu powiedziałam. Pociągnęłam za boki i oplótł swoje ramiona wokół mnie, tak jak ja to zrobiłam. I po raz pierwszy było mi z tym dobrze. Był tak ciepły jak tamtej nocy, a długość jego ramion była idealna by mnie objąć. I podobało mi się tak.- Przepraszam. Przepraszam za moją bezmyślność i za to, że byłam samolubna.- doszłam do takiego wniosku.- Wybaczasz mi?- zapytałam, ściskając moje wargi, delikatnie dotknęłam strony jego twarzy.
Pokiwał głową z małym uśmiechem. Uśmiech z ulgą. Nawet mi ulżył tym uśmiechem. Puścił mnie i chwycił swoją torbę, wieszając ją na ramieniu. -Gotowa, Torres?- zapytał z uśmiechem, popatrzyłam na jego dłonie i uniosłam brew. Uśmiechnęłam się do siebie zanim wywróciłam oczami.
I mamy numer 6.
--------------------------------------------------------------
Przepraszam, przepraszam, przepraszam i w ogóle bardzo, bardzo, bardzo jest mi przykro. Przepraszam.
I przepraszam za wszystkie błędy, ale chciałam dodać go jak najszybciej.
Zostały jeszcze dwa rozdziały!
Kocham Was xx
Kaśka
poniedziałek, 21 kwietnia 2014
Seven. Część II
I miałam rację. Imprezy licealne są tak straszne jak pogo. Szarpnęłam moim ciałem w lewo, gdy dwójka chłopaków z rulonikami z papieru przyglądnęli się mi, Seanna nie wydawała się tak przerażona jak ja, gdy zauważyłam z jakim wdziękiem przysunęła się.
Seanna założyła tą maleńką, koronkową spódnicę w kolorach tęczy. Jej włosy były w seksownym bałaganie i myślę, że zapomniała o moich, bo ciągle były spięte. Ubrała brzoskwiniową bluzkę z dużym dekoltem, ukazującym jej piersi bogini, których jej zawsze zazdrościłam.
Muzyka była głośno i można było czuć bass w całej okolicy. Na szczęście nikt nie nasłał szczurów na kogokolwiek kto zorganizował imprezę. Seanna znała nazwiska, ja nie. Wszyscy mieli czerwone kubki w rękach i najbardziej przypadkowe przedmioty były porozrzucane wszędzie.
Bita śmietana, pistolety na wodę, piłki plażowe, puszki sody i konfetti. To było jak magiczna wyspa z tandetną muzyką i dużą ilością alkoholu. To było jak domek Barbie.
Drogie samochody ustawione wzdłuż ulicy obok Contry Club na strzeżonym osiedlu. Drogie auta oznaczały, że to była impreza dla 'popularnych'. Wiedziałam, że nie zobaczę tu moich znajomych z AP. Westchnęłam.
Zaczęłyśmy w pobliżu drzwi, na szczęście. Założyłam zabójcze szpilki, które już powodowały ból moich stóp. Byłam w mojej czarnej spódnicy, która była konserwatywna dla dwunastolatki ale puszczalska dla siedemnastolatki.
Skończyłam na przekonywaniu Seanny do założenia szarego topu. W każdym razie, podnosiła i odkrywała mój koronkowy top, który miałam pod spodem. Pomalowała eyelinerem moje oczy i nałożyła mi błyszczyk na usta. Wtedy, przeciągnęła mnie do swojego samochodu, dosłownie przeciągnęła. Czy ona myślała, że ja mogłam sama chodzić w tych butach?
-Dobra, zanim tam pójdziemy chcę żebyś- czekaj.- jej brwi się zmarszczyły- Co z twoimi włosami?- zapytała ze złością.
-Tak je zostawiłaś! Nie powiedziałaś mi, żebym to zdjęła.
-No, znaczy, nie było to w przypuszczeniu panny akademickiego dziesięcioboju (?) ?
-Przypuszczenia są dezaprobatą dla akademickich dziesięcioboistów.
-Palant.- przewróciła oczami. Ostro wyrwała klips z moich włosów i wyrzuciła go do żywopłotu. - Kto wiedział, że masz takie seksowne włosy?- zachichotała. Zmarszczyłam swój nos.
-Dobra, teraz cię ostrzegę.- przerwała, słysząc głośny trzask z domu- To może być naprawdę fajna zabawa, jeśli będziemy trzymać się razem. Ale jeśli cię stracę, prawdopodobnie nie znajdę cię do końca, więc powiem to na wyrost. Miej. Zabawę.- dałam jej uspokajający wzrok, tylko dlatego, że ona dała mi jeden sugerujący.
-Co? Mogę mieć ubaw...
-Tylko mówię, Cara, jeśli się zmieszamy nie chcę, żebyś była nieszczęśliwym, zagubionym szczeniaczkiem przez całą noc.
-Po prostu będę się ciebie trzymać, nie zostawię cię.- wzruszyłam ramionami. Jakie są szanse, że zostaniemy rozdzielone?
Ta mała sprzeczka miała miejsce około 45 minut. I rzeczywiście, zgubiłam Seannę. I rzeczywiście, to nie była moja wina. To był jej społeczno-motyli tyłek, który porzucił mnie po 10 minutach, odkąd wzięła nam trochę punchu z misy i wtedy zobaczyłam ją z jednym chłopaków z jej listy do-zrobienia.
Czy to podczas slajdu cha-cha, w którym wszyscy wypici brali udział, do właścicieli domu, żyrandol był rozbity. Tak czy inaczej, Seanna miała rację. Byłam zagubionym szczeniaczkiem w morzu hormonalnych nastolatków i zdecydowanie nie bawiłam się dobrze.
Zastanawiałam się jak Seannie układało się z jej chłopakiem...i znowu, dlaczego w ogóle się tym przejmuję? Myślałam o tym, jak Justin powiedział, że za bardzo angażuję się w życie innych par i jak powinnam znaleźć swoją własną. Zastanawiałam się, czy powinnam spróbować dzisiaj wieczór, ale jedynym powodem, dla którego Justin chciał bym je miała, było to, że był on jedynym, który chciałby je mieć ze mną.
Moje obcasy stukały o marmurową posadzkę, gdy odeszłam z zawalonego nastolatkami salonu w kierunku napojów, czyli kuchni.
I tak nie wiedziałam co dostanę, chciałam tylko wodę.
Ale oczywiście nie dostałabym wody, więc część mnie nie chciała niepokoić. Próbowałam wszystkiego, przekopując się przez stosy butelek wszędzie w kuchni. Wszystko zostało oznaczone naklejką ABV, więc zdecydowałam nie próbować niczego.
Stado ludzi zapędzonych do kuchni, głośne, nieznośne stado. Moim pierwszym przypuszczeniem byli luzacy, ale nie byłabym w stanie powiedzieć. Spuściłam nisko głowę, nie chcąc zostać zauważoną przez jakiegoś chłopaka z liceum. Prawie pokonałam trudności, kiedy lodowaty, chłodny napój wylądował na moim t-shircie. Pojawiła się mieszanina 'ooooo'- sów, głównie od mężczyzn. Miałam dać wykład temu, który to zrobił, ale zostałam szybko zatrzymana przez jego brązowe oczy.
Czy to było przypuszczenie, że on tu będzie?
-Cholera, tak mi przykro.- rzucił na podłogę pusty już kubek i spotkał mój wzrok- Torres.- mogłam poczuć, że jego oddech zrobił się cieplejszy, tandetny uśmieszek pojawił się na jego ustach- J-ja nie wiedziałem, że będziesz...co ty tutaj robisz?- zapytał z głupkowatym uśmieszkiem. Nie musiałaś widzieć uśmiechu na jego twarzy by wiedzieć, że to robi, można było to poznać po głosie.
Nie wiedziałam, czy być strasznie wkurzoną, dlatego, że moja przednia część bluzki jest kompletnie lepka, czy być oczarowaną jego małym uroczym oszołomieniem w tym momencie.
-Oblałeś mnie punchem, Bieber.- jego twarz zasmuciła się, co nie było moim zamiarem.
-Wiem, przepraszam, mogłem zabrać dla ciebie ręcznik z góry, ale nie widziałem cię. Ale mog- zachichotałam. Dlaczego wokół mnie był nagle taki zdenerwowany. Wiem, że ma tą fiksację na punkcie dania mi miłości w życiu ale całowanie nie zrobi wiele. No, nie zbyt.
-W porządku.- potrząsnęłam głową.
-Więc, to prowadzi mnie do mojego pierwotnego pytania...- zaczął- Jak się tu dostałaś, kochanie?- zapytał, opierając się łokciami o blat. Przewróciłam oczami, jedziemy.
-Seanna.- powiedziałam prosto, krzyżując ramiona na piersiach.- Zaufaj mi, to nie było dobrowolne.
-Widzę, więc myślę, że nie jesteś podekscytowana z tego, że mnie widzisz?- to był typ pytania, na które mam być szczera? Czy typ pytania, na które mam dać fałszywą odpowiedź?
-Jak myślisz?- dałam mu pole, by sam sobie opowiedział. Nie byłam do końca zadowolona, że go widzę, ale jest taki słodki. Więc myślę, że to lepsze niż włóczenie się wokół bezradnie.
-Chyba nie chcesz tu być.- czy to takie oczywiste?- Wydajesz się znudzona.
-Nie piję, więc.
-Nie musisz pić, by się dobrze bawić- zaśmiał się- Musisz się wyluzować, Torres. Założę się, że jeśli by cię z testowali, nie poradziłabyś sobie z tym.
-Nie podoba mi się to.
Przewrócił oczami- Zawsze się bronisz, czy kiedykolwiek się na coś zgadzasz?
-W tym momencie powinieneś znać moją odpowiedź.- uśmiechnął się, potrząsając głową i zaczął iść długimi krokami w stronę kuchni, gdzie jego wszyscy przyjaciele mieli czas swojego życia z farbowaną blondynką w neonowym, różowym staniku, liżąc z niej bitą śmietanę.
-Czekaj - chwyciłam go za łokieć, zanim mógł wziąć następny krok. Uniósł brwi i znajomy uśmieszek pojawił się na jego twarzy. -.. nie ważne.- westchnęłam z przygnębieniem. Potrząsnął głową i zarzucił swoją rękę wokół mnie.
-Chodź, Cara.- powiedział.
-Czekaj, gdzie idziemy?
-Gdzieś, gdzie będzie spokój i cisza.- powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz.
Na górze było czysto. Podłogi były wykonane z drewnianych desek a na nich ciemne meble. Ściany były pomalowane na kolor crème brûlée i drogi portrety wisiały na ścianach.
Justin przeprowadził nas przez wiele pokoi, aż w końcu dotarł do pokoju gościnnego. Był fajny, a powietrze świeżo pachniało. Zaświecił światło i zamknął drzwi. Niespodziewanie dom okazał się być naprawdę cichy za zamkniętymi drzwiami.
Justin zaczął zdejmować swoją koszulę. Moje oczy się zdenerwowały.
-Ej, stary, co robisz?- przewrócił oczami.
-Spokojnie. Mam koszulkę pod spodem. Masz.- Rzucił mi swoją czerwono-niebiesko-białą koszulę flanelową. Złapałam ją i zmarszczyłam brwi. - Chcesz być lepka całą noc, czy co, Torres?
-Dobra, odwróć się. - zażądałam surowo.
-Boisz się, nie będzie dla mnie striptizu?- rzuciłam mu spojrzenie, na które w momencie się odwrócił. Uśmiechnęłam się dziewczęco. Ściągnęłam szary, klejący się top i kopnęłam go w bok. Założyłam koszulę i przypięłam rękawy do guzika.
-Jest dobrze. - Justin odwrócił się z przyklejonym do jego muśniętej słońcem twarzy uśmiechem. - Co?
Wzruszył ramionami- Nic, chodź. -skoczył na łóżko, układając się w leżącej pozycji. Skrzyżowałam ramiona z wahaniem.- Daj spokój, Torres.- powiedział.- Nie gryzę.- Uśmiechnął się.
-...chyba, że tego chcesz.- Wymamrotał, ja oddychałam ciężko.- Żartuję! Żartuję!- zaśmiałam się, po czym opadłam na łóżko.
-Co teraz?
-Nie wiem, możemy się zrelaksować. Obejrzeć film czy coś, cokolwiek chcesz kochanie.
To było wtedy, kiedy uświadomiłam sobie coś o Justinie Bieberze, coś czego nie uświadomiłam sobie długo wcześniej. Justin był inny niż wszystkie sportowcy i popularni w naszej szkole. Zawsze był. Każdego innego chłopaka musiałabym chwycić mocna za nadgarstek, gdyby podnosił rąbek mojej spódnicy, może Justin też by tak zrobił, gdybym była inną dziewczyną. Ale nie byłam. Wtedy zaczęłam sądzić, że traktował mnie inaczej niż wszyscy inni.
Bardziej łagodny, bardziej życzliwy. Był niegrzecznym draniem, pewnie. I dziewczyny są dla niego zwykłym obiektem. Więc musiałam zadać sobie pytanie, dlaczego ja? To nie miało znaczenia. Miał numer 8 na mojej liście idealnego chłopaka, odznaczone.
-Hej, mam pytanie...- powiedziałam, podpierając się na łokciu- Czemu lubisz nazywać mnie kochaniem? - nie odpowiedział, po prostu usiadł i chwycił moją rękę.
-Chodź.- powiedział cicho. Chwyciłam za jego rękę i zaczął prowadzić mnie do szklanych drzwi, które otwierały mały balkon.
-Skąd wiedziałeś, że to tu jest?
-Imprezy Candy są warte przyjścia, ale są szalone, więc wędruję po jej domu...- mówił.- ...wiesz, żeby odpocząć.- przytaknęłam. Przyciągnął metalowe krzesło szurając nim po betonowym podłożu i usiadł, opierając nogi na poręczy powyżej. - No, nie stój tak. -zaśmiał się, szarpiąc za moją talię.
Motyle roiły się w moim brzuchu, kiedy błyskawicznie ręce Justina znalazły się na moim brzuchu. Nie mogłam nic poradzić na to uczucie zawrotu głowy. Ponownie siedziałam na kolanach Justina tylko, że byłam na nim zwinięta w kłębek, kiedy on siedział wygodnie. Moje plecy przyciśnięte do jego klatki, ręce zwinięte w kłębek na moich kolanach.
Na zewnątrz było mi zimno, ale ciało Justina było ciepłe, a jego ręce były owinięte wokół mnie, jego ręka słodko pieściła moją, druga ręka bawiła się moimi włosami.
-Wszyscy mówią, jakie wspaniałe i romantyczne jest patrzenie na gwiazdy- zaczął.
- I co?
-To trochę nudne...- zaśmiałam się- To znaczy, szczerze, są ładne i w ogóle, ale nie myślę, że gwiazdy są tak romantyczne.
-Więc, dlaczego ludzie mówią, ze obserwowanie gwiazd jest tak romantyczne?
-No, kiedy ludzie są na randce i patrzą w gwiazdy, myślisz, że oni naprawdę na nie patrzą? - zapytał. No ba!
-Na co innego mogliby patrzeć?
-Na siebie, oczywiście.
Zmarszczyłam brwi- Nie rozumiem.
-Mała panna Zaawansowanego Stażu (?) nie rozumie?
-Nie jesteś zabawny.- mruknęłam. Zaśmiał się dając mi uścisk.
-Nie sądzę, że patrzenie w gwiazdy jest romantyczne, to co czyni je romantycznym to przebywanie z wyjątkową osobą, z którą to robisz. Każde miejsce może być romantyczne, serio. Po prostu musisz być z odpowiednią osobą.
Wkrótce zamilkliśmy. W tym samym momencie myślałam, że widziałam prawdziwego Justina świecącego z gwiazdami. Był znacznie bardziej ambitny niż się wydawał z początku i myślę, że granie fajnego sprawia, że czuje się bezpieczniej. Nie obchodziło mnie to, w każdym razie tak sobie powtarzałam.
Lekki szum imprezy wciąż był słyszalny oraz głośni, pląsający nastolatkowie wokół posiadłości byli również do usłyszenia. I, tak, nie spodziewałam się takich rzeczy, ale czułam się z tym w porządku.
Byliśmy cicho. Naprawdę cicho. Ale to nie było niezręczne, nie było niewygodne. Było spokojnie, i cicho, i spokojnie.
Podniosłam głowę, by zobaczyć srebrzysty półksiężyc przebłyskujący na ciemnym niebie, granatowym płótnie usianym diamentami. Wtedy nagle, jak podmuch świeżego powietrza lub przypadkowe dreszcze, usta Justina szybko znalazły się na moim policzku a następnie szybko zabrane.
Zachichotałam i rzuciłam mu zmieszane spojrzenie- J-ja, ja nie wiem, przepraszam...- powiedział nieśmiało, pocierając kark. Potrząsnęłam głową, kiedy siedział ze spuszczoną głową w zakłopotaniu.
-Chodź tu, idioto.
Nie wiem, ale go pocałowałam.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
AAAAAA!!! CDJNKBVJHBJHNNKJEWIJRUHGRUBV JARA!!!!
Cześć,
to druga część siódmego rozdziału. Podzieliłam go na dwie, bo pewna osoba nie rozumie dlaczego nie dodawałam rozdziału. Po co proszę o komentarze? Po to żeby wiedzieć, czy to dalej tłumaczyć. No, ale jeśli, ktoś nie pojmuje, że zdarzają się bardzo trudne sytuacje, to nie moja wina. Ja Was tu nie trzymam na siłę. Rozumiem Was również, bo podaję kiedy to ja nie dodam rozdziału, a potem nie dodaję. Przepraszam.
Dobra, przejdźmy do przyjemniejszej części.
POCAŁOWAŁA GO!!!!! KLKCNJLKEJKVVUBUIRRNJVV
Ciężko się to tłumaczyło :/
Także, przepraszam za to, że możecie nie zrozumieć wszystkiego w rozdziale ;D
Za błędy również, bo nie sprawdzałam rozdziału.
Już się biorę za ósmy rozdział :D
KOCHAM WAS!
Kaśka.
Seanna założyła tą maleńką, koronkową spódnicę w kolorach tęczy. Jej włosy były w seksownym bałaganie i myślę, że zapomniała o moich, bo ciągle były spięte. Ubrała brzoskwiniową bluzkę z dużym dekoltem, ukazującym jej piersi bogini, których jej zawsze zazdrościłam.
Muzyka była głośno i można było czuć bass w całej okolicy. Na szczęście nikt nie nasłał szczurów na kogokolwiek kto zorganizował imprezę. Seanna znała nazwiska, ja nie. Wszyscy mieli czerwone kubki w rękach i najbardziej przypadkowe przedmioty były porozrzucane wszędzie.
Bita śmietana, pistolety na wodę, piłki plażowe, puszki sody i konfetti. To było jak magiczna wyspa z tandetną muzyką i dużą ilością alkoholu. To było jak domek Barbie.
Drogie samochody ustawione wzdłuż ulicy obok Contry Club na strzeżonym osiedlu. Drogie auta oznaczały, że to była impreza dla 'popularnych'. Wiedziałam, że nie zobaczę tu moich znajomych z AP. Westchnęłam.
Zaczęłyśmy w pobliżu drzwi, na szczęście. Założyłam zabójcze szpilki, które już powodowały ból moich stóp. Byłam w mojej czarnej spódnicy, która była konserwatywna dla dwunastolatki ale puszczalska dla siedemnastolatki.
Skończyłam na przekonywaniu Seanny do założenia szarego topu. W każdym razie, podnosiła i odkrywała mój koronkowy top, który miałam pod spodem. Pomalowała eyelinerem moje oczy i nałożyła mi błyszczyk na usta. Wtedy, przeciągnęła mnie do swojego samochodu, dosłownie przeciągnęła. Czy ona myślała, że ja mogłam sama chodzić w tych butach?
-Dobra, zanim tam pójdziemy chcę żebyś- czekaj.- jej brwi się zmarszczyły- Co z twoimi włosami?- zapytała ze złością.
-Tak je zostawiłaś! Nie powiedziałaś mi, żebym to zdjęła.
-No, znaczy, nie było to w przypuszczeniu panny akademickiego dziesięcioboju (?) ?
-Przypuszczenia są dezaprobatą dla akademickich dziesięcioboistów.
-Palant.- przewróciła oczami. Ostro wyrwała klips z moich włosów i wyrzuciła go do żywopłotu. - Kto wiedział, że masz takie seksowne włosy?- zachichotała. Zmarszczyłam swój nos.
-Dobra, teraz cię ostrzegę.- przerwała, słysząc głośny trzask z domu- To może być naprawdę fajna zabawa, jeśli będziemy trzymać się razem. Ale jeśli cię stracę, prawdopodobnie nie znajdę cię do końca, więc powiem to na wyrost. Miej. Zabawę.- dałam jej uspokajający wzrok, tylko dlatego, że ona dała mi jeden sugerujący.
-Co? Mogę mieć ubaw...
-Tylko mówię, Cara, jeśli się zmieszamy nie chcę, żebyś była nieszczęśliwym, zagubionym szczeniaczkiem przez całą noc.
-Po prostu będę się ciebie trzymać, nie zostawię cię.- wzruszyłam ramionami. Jakie są szanse, że zostaniemy rozdzielone?
Ta mała sprzeczka miała miejsce około 45 minut. I rzeczywiście, zgubiłam Seannę. I rzeczywiście, to nie była moja wina. To był jej społeczno-motyli tyłek, który porzucił mnie po 10 minutach, odkąd wzięła nam trochę punchu z misy i wtedy zobaczyłam ją z jednym chłopaków z jej listy do-zrobienia.
Czy to podczas slajdu cha-cha, w którym wszyscy wypici brali udział, do właścicieli domu, żyrandol był rozbity. Tak czy inaczej, Seanna miała rację. Byłam zagubionym szczeniaczkiem w morzu hormonalnych nastolatków i zdecydowanie nie bawiłam się dobrze.
Zastanawiałam się jak Seannie układało się z jej chłopakiem...i znowu, dlaczego w ogóle się tym przejmuję? Myślałam o tym, jak Justin powiedział, że za bardzo angażuję się w życie innych par i jak powinnam znaleźć swoją własną. Zastanawiałam się, czy powinnam spróbować dzisiaj wieczór, ale jedynym powodem, dla którego Justin chciał bym je miała, było to, że był on jedynym, który chciałby je mieć ze mną.
Moje obcasy stukały o marmurową posadzkę, gdy odeszłam z zawalonego nastolatkami salonu w kierunku napojów, czyli kuchni.
I tak nie wiedziałam co dostanę, chciałam tylko wodę.
Ale oczywiście nie dostałabym wody, więc część mnie nie chciała niepokoić. Próbowałam wszystkiego, przekopując się przez stosy butelek wszędzie w kuchni. Wszystko zostało oznaczone naklejką ABV, więc zdecydowałam nie próbować niczego.
Stado ludzi zapędzonych do kuchni, głośne, nieznośne stado. Moim pierwszym przypuszczeniem byli luzacy, ale nie byłabym w stanie powiedzieć. Spuściłam nisko głowę, nie chcąc zostać zauważoną przez jakiegoś chłopaka z liceum. Prawie pokonałam trudności, kiedy lodowaty, chłodny napój wylądował na moim t-shircie. Pojawiła się mieszanina 'ooooo'- sów, głównie od mężczyzn. Miałam dać wykład temu, który to zrobił, ale zostałam szybko zatrzymana przez jego brązowe oczy.
Czy to było przypuszczenie, że on tu będzie?
-Cholera, tak mi przykro.- rzucił na podłogę pusty już kubek i spotkał mój wzrok- Torres.- mogłam poczuć, że jego oddech zrobił się cieplejszy, tandetny uśmieszek pojawił się na jego ustach- J-ja nie wiedziałem, że będziesz...co ty tutaj robisz?- zapytał z głupkowatym uśmieszkiem. Nie musiałaś widzieć uśmiechu na jego twarzy by wiedzieć, że to robi, można było to poznać po głosie.
Nie wiedziałam, czy być strasznie wkurzoną, dlatego, że moja przednia część bluzki jest kompletnie lepka, czy być oczarowaną jego małym uroczym oszołomieniem w tym momencie.
-Oblałeś mnie punchem, Bieber.- jego twarz zasmuciła się, co nie było moim zamiarem.
-Wiem, przepraszam, mogłem zabrać dla ciebie ręcznik z góry, ale nie widziałem cię. Ale mog- zachichotałam. Dlaczego wokół mnie był nagle taki zdenerwowany. Wiem, że ma tą fiksację na punkcie dania mi miłości w życiu ale całowanie nie zrobi wiele. No, nie zbyt.
-W porządku.- potrząsnęłam głową.
-Więc, to prowadzi mnie do mojego pierwotnego pytania...- zaczął- Jak się tu dostałaś, kochanie?- zapytał, opierając się łokciami o blat. Przewróciłam oczami, jedziemy.
-Seanna.- powiedziałam prosto, krzyżując ramiona na piersiach.- Zaufaj mi, to nie było dobrowolne.
-Widzę, więc myślę, że nie jesteś podekscytowana z tego, że mnie widzisz?- to był typ pytania, na które mam być szczera? Czy typ pytania, na które mam dać fałszywą odpowiedź?
-Jak myślisz?- dałam mu pole, by sam sobie opowiedział. Nie byłam do końca zadowolona, że go widzę, ale jest taki słodki. Więc myślę, że to lepsze niż włóczenie się wokół bezradnie.
-Chyba nie chcesz tu być.- czy to takie oczywiste?- Wydajesz się znudzona.
-Nie piję, więc.
-Nie musisz pić, by się dobrze bawić- zaśmiał się- Musisz się wyluzować, Torres. Założę się, że jeśli by cię z testowali, nie poradziłabyś sobie z tym.
-Nie podoba mi się to.
Przewrócił oczami- Zawsze się bronisz, czy kiedykolwiek się na coś zgadzasz?
-W tym momencie powinieneś znać moją odpowiedź.- uśmiechnął się, potrząsając głową i zaczął iść długimi krokami w stronę kuchni, gdzie jego wszyscy przyjaciele mieli czas swojego życia z farbowaną blondynką w neonowym, różowym staniku, liżąc z niej bitą śmietanę.
-Czekaj - chwyciłam go za łokieć, zanim mógł wziąć następny krok. Uniósł brwi i znajomy uśmieszek pojawił się na jego twarzy. -.. nie ważne.- westchnęłam z przygnębieniem. Potrząsnął głową i zarzucił swoją rękę wokół mnie.
-Chodź, Cara.- powiedział.
-Czekaj, gdzie idziemy?
-Gdzieś, gdzie będzie spokój i cisza.- powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz.
Na górze było czysto. Podłogi były wykonane z drewnianych desek a na nich ciemne meble. Ściany były pomalowane na kolor crème brûlée i drogi portrety wisiały na ścianach.
Justin przeprowadził nas przez wiele pokoi, aż w końcu dotarł do pokoju gościnnego. Był fajny, a powietrze świeżo pachniało. Zaświecił światło i zamknął drzwi. Niespodziewanie dom okazał się być naprawdę cichy za zamkniętymi drzwiami.
Justin zaczął zdejmować swoją koszulę. Moje oczy się zdenerwowały.
-Ej, stary, co robisz?- przewrócił oczami.
-Spokojnie. Mam koszulkę pod spodem. Masz.- Rzucił mi swoją czerwono-niebiesko-białą koszulę flanelową. Złapałam ją i zmarszczyłam brwi. - Chcesz być lepka całą noc, czy co, Torres?
-Dobra, odwróć się. - zażądałam surowo.
-Boisz się, nie będzie dla mnie striptizu?- rzuciłam mu spojrzenie, na które w momencie się odwrócił. Uśmiechnęłam się dziewczęco. Ściągnęłam szary, klejący się top i kopnęłam go w bok. Założyłam koszulę i przypięłam rękawy do guzika.
-Jest dobrze. - Justin odwrócił się z przyklejonym do jego muśniętej słońcem twarzy uśmiechem. - Co?
Wzruszył ramionami- Nic, chodź. -skoczył na łóżko, układając się w leżącej pozycji. Skrzyżowałam ramiona z wahaniem.- Daj spokój, Torres.- powiedział.- Nie gryzę.- Uśmiechnął się.
-...chyba, że tego chcesz.- Wymamrotał, ja oddychałam ciężko.- Żartuję! Żartuję!- zaśmiałam się, po czym opadłam na łóżko.
-Co teraz?
-Nie wiem, możemy się zrelaksować. Obejrzeć film czy coś, cokolwiek chcesz kochanie.
To było wtedy, kiedy uświadomiłam sobie coś o Justinie Bieberze, coś czego nie uświadomiłam sobie długo wcześniej. Justin był inny niż wszystkie sportowcy i popularni w naszej szkole. Zawsze był. Każdego innego chłopaka musiałabym chwycić mocna za nadgarstek, gdyby podnosił rąbek mojej spódnicy, może Justin też by tak zrobił, gdybym była inną dziewczyną. Ale nie byłam. Wtedy zaczęłam sądzić, że traktował mnie inaczej niż wszyscy inni.
Bardziej łagodny, bardziej życzliwy. Był niegrzecznym draniem, pewnie. I dziewczyny są dla niego zwykłym obiektem. Więc musiałam zadać sobie pytanie, dlaczego ja? To nie miało znaczenia. Miał numer 8 na mojej liście idealnego chłopaka, odznaczone.
-Hej, mam pytanie...- powiedziałam, podpierając się na łokciu- Czemu lubisz nazywać mnie kochaniem? - nie odpowiedział, po prostu usiadł i chwycił moją rękę.
-Chodź.- powiedział cicho. Chwyciłam za jego rękę i zaczął prowadzić mnie do szklanych drzwi, które otwierały mały balkon.
-Skąd wiedziałeś, że to tu jest?
-Imprezy Candy są warte przyjścia, ale są szalone, więc wędruję po jej domu...- mówił.- ...wiesz, żeby odpocząć.- przytaknęłam. Przyciągnął metalowe krzesło szurając nim po betonowym podłożu i usiadł, opierając nogi na poręczy powyżej. - No, nie stój tak. -zaśmiał się, szarpiąc za moją talię.
Motyle roiły się w moim brzuchu, kiedy błyskawicznie ręce Justina znalazły się na moim brzuchu. Nie mogłam nic poradzić na to uczucie zawrotu głowy. Ponownie siedziałam na kolanach Justina tylko, że byłam na nim zwinięta w kłębek, kiedy on siedział wygodnie. Moje plecy przyciśnięte do jego klatki, ręce zwinięte w kłębek na moich kolanach.
Na zewnątrz było mi zimno, ale ciało Justina było ciepłe, a jego ręce były owinięte wokół mnie, jego ręka słodko pieściła moją, druga ręka bawiła się moimi włosami.
-Wszyscy mówią, jakie wspaniałe i romantyczne jest patrzenie na gwiazdy- zaczął.
- I co?
-To trochę nudne...- zaśmiałam się- To znaczy, szczerze, są ładne i w ogóle, ale nie myślę, że gwiazdy są tak romantyczne.
-Więc, dlaczego ludzie mówią, ze obserwowanie gwiazd jest tak romantyczne?
-No, kiedy ludzie są na randce i patrzą w gwiazdy, myślisz, że oni naprawdę na nie patrzą? - zapytał. No ba!
-Na co innego mogliby patrzeć?
-Na siebie, oczywiście.
Zmarszczyłam brwi- Nie rozumiem.
-Mała panna Zaawansowanego Stażu (?) nie rozumie?
-Nie jesteś zabawny.- mruknęłam. Zaśmiał się dając mi uścisk.
-Nie sądzę, że patrzenie w gwiazdy jest romantyczne, to co czyni je romantycznym to przebywanie z wyjątkową osobą, z którą to robisz. Każde miejsce może być romantyczne, serio. Po prostu musisz być z odpowiednią osobą.
Wkrótce zamilkliśmy. W tym samym momencie myślałam, że widziałam prawdziwego Justina świecącego z gwiazdami. Był znacznie bardziej ambitny niż się wydawał z początku i myślę, że granie fajnego sprawia, że czuje się bezpieczniej. Nie obchodziło mnie to, w każdym razie tak sobie powtarzałam.
Lekki szum imprezy wciąż był słyszalny oraz głośni, pląsający nastolatkowie wokół posiadłości byli również do usłyszenia. I, tak, nie spodziewałam się takich rzeczy, ale czułam się z tym w porządku.
Byliśmy cicho. Naprawdę cicho. Ale to nie było niezręczne, nie było niewygodne. Było spokojnie, i cicho, i spokojnie.
Podniosłam głowę, by zobaczyć srebrzysty półksiężyc przebłyskujący na ciemnym niebie, granatowym płótnie usianym diamentami. Wtedy nagle, jak podmuch świeżego powietrza lub przypadkowe dreszcze, usta Justina szybko znalazły się na moim policzku a następnie szybko zabrane.
Zachichotałam i rzuciłam mu zmieszane spojrzenie- J-ja, ja nie wiem, przepraszam...- powiedział nieśmiało, pocierając kark. Potrząsnęłam głową, kiedy siedział ze spuszczoną głową w zakłopotaniu.
-Chodź tu, idioto.
Nie wiem, ale go pocałowałam.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
AAAAAA!!! CDJNKBVJHBJHNNKJEWIJRUHGRUBV JARA!!!!
Cześć,
to druga część siódmego rozdziału. Podzieliłam go na dwie, bo pewna osoba nie rozumie dlaczego nie dodawałam rozdziału. Po co proszę o komentarze? Po to żeby wiedzieć, czy to dalej tłumaczyć. No, ale jeśli, ktoś nie pojmuje, że zdarzają się bardzo trudne sytuacje, to nie moja wina. Ja Was tu nie trzymam na siłę. Rozumiem Was również, bo podaję kiedy to ja nie dodam rozdziału, a potem nie dodaję. Przepraszam.
Dobra, przejdźmy do przyjemniejszej części.
POCAŁOWAŁA GO!!!!! KLKCNJLKEJKVVUBUIRRNJVV
Ciężko się to tłumaczyło :/
Także, przepraszam za to, że możecie nie zrozumieć wszystkiego w rozdziale ;D
Za błędy również, bo nie sprawdzałam rozdziału.
Już się biorę za ósmy rozdział :D
KOCHAM WAS!
Kaśka.
piątek, 18 kwietnia 2014
Seven. Część I
Stukałam swoim ołówkiem, jak zawsze robiłam, gdy zapadałam w trans skupienia. Ten angielski sam się nie napisze, przypominałam sobie. Westchnęłam, rosnące zniecierpliwienie brakiem twórczego przypływu zbliżającego się do mojego mózgu, właśnie jak teraz. Twórcze pisanie było czymś czego mi zawsze brakowało.
-Puk, puk- jej znajomy, jasny i żywiołowy głos nucił. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam moją przyjaciółkę przechodzącą przez drzwi.
-Seanna- uśmiechnęłam się nie zadając sobie trudu z obróceniem się.-Co ty tut- Z dźwięku, który słyszałam, była ubrana w obcasy, które stukały w drewnianą podłogę. Szybko skrzywiłam się i marszczyłam nos z obrzydzeniem- Co masz na sobie?
Widzisz, spodziewałam się krótkiej sukienki, którą kupiłyśmy razem na 32 ulicy i pary jasnych koturnów. Mój mózg od razu założył, że była tu pożyczyć kwiatową opaskę do włosów na piątkowy, rodzinny obiad.
Oczywiście, myliłam się. Głupio, że nawet tak myślałam. W piątek jej ojciec jest z dala od biznesu, a mama jest w Country Club prawdopodobnie flirtując z kieszeniami i jej bratem? Miał własne życie, w które nikt się nie mieszał.
-Co? Nigdy nie widziałam dziewczyny wystrojonej jak lalka na domówkę i- oh czekaj, ty nie miałaś. - usiadła na moim łóżku usatysfakcjonowana. Obróciłam się na moim krześle, rzucając jej śmiertelne spojrzenie. Wróciłam do mojego pierwszego pytania.
-Cokolwiek.- mruknęłam do siebie- Co ty tutaj robisz, jeszcze raz?
-Zabieram Cię, oczywiście- zakaszlałam, dławiąc się brakiem odpowiedzi*. Ale w rzeczywistości wszystko było zadławieniem się na pomysł mojego udziału w domówce.
-Jeszcze raz?- Seanna przewróciła oczami.- Ja się nie jąkam, Cara. Rusz dupę i olej harowanie, wyjeżdżamy za 10 minut.
-Seanna, nie idę.- stwierdziłam stanowczo. Założyłam ręce na klatce i obróciłam się z powrotem do ekranu.
-O nie, nie.- zachichotała i przeciągnęła moje krzesło do mojej szafy.
-Poważne Seanna, nie możesz zabrać Macie?- zapytałam poważnie wkurzona. Dlaczego ja zawsze byłam jej "chodźmy-do"?
-Poważnie myślałaś, że Macie nie była moim planem A?- Ałć - Ma anginę. A ty i ja dobrze wiemy, że to nie fajnie być na imprezie z chorą osobą, która nie może znieść shotów i grać w zabawy.
Zaśmiałam się moim sarkastycznym śmiechem, wysuwając się z mojej szafy i przemówiłam ponownie- Jeśli myślisz, że będę brała udział w jakichkolwiek wstrząsach lub czymkolwiek co powiedziałaś, wyraźnie się pomyliłaś.
Seanna już rzuciła się do mojej szafy, odrzucając wszystko co z niej wyciągnęła. Wkrótce zaczął tworzyć się stos ubrań na mojej podłodze, rosnąc w sekundzie.
-Seanna! Co do cholery! Będziesz to sprzątać, nie możesz tego po pr-
-Masz. Załóż to.
-Seanna, to moja kościelna spódnica z siódmej klasy. - przechyliłam głowę w błędzie.
-Wiem, a to najciaśniejsza rzecz w twojej szafie, więc jeśli nie masz nic przeciwko.- rzuciła małą, czarną spódnicę i kusy biustonosz, który miał iść pod swetry i sukienki. Nie byłam zbyt konserwatywną elegantką, ale na pewno nie byłam typem osób lubiących domówki.
-Seanna, myślisz, że mama naprawdę pozwoli mi wyjść z domu ubrana jak prostytutka?
-Wiesz, naprawdę nie ma wstydu w prostytucji.- powiedziała prosto. Przygryzłam moją wargę by nie otworzyć ust i nie skomentować tego. - I rozmawiałam z twoją mamą, która kazała mi wyciągnąć cię z domu - otworzyłam usta by coś powiedzieć- ... i mam jej numer pagera i numer do pracy, wiec nie ma wiecej pytań.
Naprawdę nie mogłam myśleć o tym co powiedzieć, poza moim twierdzeniem dzieje się coś więcej.
Pójście tam nie zrobi mi krzywdy, ale nie byłam typem przeciągania odrabiania zadań, ani typem zostawania tak długo jak Macie i Seanna.
Seanna ma zawsze trochę więcej zabawy, kiedy jest singielką. To byłaby zupełnie inna historia gdyby była teraz w związku.
Wzięłam głęboki oddech- Seanna piszczy, klaszcząc w ręce jak dziecko i skacze w jej szalenie wysokich obcasach. - Ale musisz mi obiecać, że nie zostawisz mnie samej sobie.
-Robisz wrażnie jakbym zabierała cię w pogo.
Czy licealne imprezy nie są przerażające jak to?
-Jeszcze raz?- Seanna przewróciła oczami.- Ja się nie jąkam, Cara. Rusz dupę i olej harowanie, wyjeżdżamy za 10 minut.
-Seanna, nie idę.- stwierdziłam stanowczo. Założyłam ręce na klatce i obróciłam się z powrotem do ekranu.
-O nie, nie.- zachichotała i przeciągnęła moje krzesło do mojej szafy.
-Poważne Seanna, nie możesz zabrać Macie?- zapytałam poważnie wkurzona. Dlaczego ja zawsze byłam jej "chodźmy-do"?
-Poważnie myślałaś, że Macie nie była moim planem A?- Ałć - Ma anginę. A ty i ja dobrze wiemy, że to nie fajnie być na imprezie z chorą osobą, która nie może znieść shotów i grać w zabawy.
Zaśmiałam się moim sarkastycznym śmiechem, wysuwając się z mojej szafy i przemówiłam ponownie- Jeśli myślisz, że będę brała udział w jakichkolwiek wstrząsach lub czymkolwiek co powiedziałaś, wyraźnie się pomyliłaś.
Seanna już rzuciła się do mojej szafy, odrzucając wszystko co z niej wyciągnęła. Wkrótce zaczął tworzyć się stos ubrań na mojej podłodze, rosnąc w sekundzie.
-Seanna! Co do cholery! Będziesz to sprzątać, nie możesz tego po pr-
-Masz. Załóż to.
-Seanna, to moja kościelna spódnica z siódmej klasy. - przechyliłam głowę w błędzie.
-Wiem, a to najciaśniejsza rzecz w twojej szafie, więc jeśli nie masz nic przeciwko.- rzuciła małą, czarną spódnicę i kusy biustonosz, który miał iść pod swetry i sukienki. Nie byłam zbyt konserwatywną elegantką, ale na pewno nie byłam typem osób lubiących domówki.
-Seanna, myślisz, że mama naprawdę pozwoli mi wyjść z domu ubrana jak prostytutka?
-Wiesz, naprawdę nie ma wstydu w prostytucji.- powiedziała prosto. Przygryzłam moją wargę by nie otworzyć ust i nie skomentować tego. - I rozmawiałam z twoją mamą, która kazała mi wyciągnąć cię z domu - otworzyłam usta by coś powiedzieć- ... i mam jej numer pagera i numer do pracy, wiec nie ma wiecej pytań.
Naprawdę nie mogłam myśleć o tym co powiedzieć, poza moim twierdzeniem dzieje się coś więcej.
Pójście tam nie zrobi mi krzywdy, ale nie byłam typem przeciągania odrabiania zadań, ani typem zostawania tak długo jak Macie i Seanna.
Seanna ma zawsze trochę więcej zabawy, kiedy jest singielką. To byłaby zupełnie inna historia gdyby była teraz w związku.
Wzięłam głęboki oddech- Seanna piszczy, klaszcząc w ręce jak dziecko i skacze w jej szalenie wysokich obcasach. - Ale musisz mi obiecać, że nie zostawisz mnie samej sobie.
-Robisz wrażnie jakbym zabierała cię w pogo.
Czy licealne imprezy nie są przerażające jak to?
wtorek, 1 kwietnia 2014
Odpowiedzi.
Cześć!
Co u Was?
Odpowiem na te pytania.
1.Ulubiony kolor.
- Czarny ♥
2. Ulubiony film.
- Emmm...tooo chyba będzie 'Bez mojej zgody' :)
3. Lubisz AHS?
- Szczerze tooo nie oglądam tego, ale na moim tumblr'erze jest tego masa, bo większość cytatów opisuje mnie :)))
4. Ulubione zwierzę
- Kooootki *.*
5. Kogo shippujesz
- Hahahaha jaaa jestem zazdrosna jeśli chodzi o osoby, które mi się podobają, więc shippuję siebie z nimi ;D
6. Do jakich fandomów należysz
- Belieber, uwieeelbiam One Direction, ale jeszcze nie nazwę się Directioner ;) Kocham Demi i baaardzo lubię Little Mix ♥♥ oprócz tego to jeszcze heavy metal ale hahahah nie mają fandomów :D
7. Masz tt
- Maam! :D Proszę... @shelovesharry_x
8. Lubisz kiwi
- Ciężko... tak średnio :)
JEŚLI MACIE DO MNIE JAKIEKOLWIEK PYTANIA, ŚMIAŁO!! :)
Kocham Waas <3
Kaśka.
Co u Was?
Odpowiem na te pytania.
1.Ulubiony kolor.
- Czarny ♥
2. Ulubiony film.
- Emmm...tooo chyba będzie 'Bez mojej zgody' :)
3. Lubisz AHS?
- Szczerze tooo nie oglądam tego, ale na moim tumblr'erze jest tego masa, bo większość cytatów opisuje mnie :)))
4. Ulubione zwierzę
- Kooootki *.*
5. Kogo shippujesz
- Hahahaha jaaa jestem zazdrosna jeśli chodzi o osoby, które mi się podobają, więc shippuję siebie z nimi ;D
6. Do jakich fandomów należysz
- Belieber, uwieeelbiam One Direction, ale jeszcze nie nazwę się Directioner ;) Kocham Demi i baaardzo lubię Little Mix ♥♥ oprócz tego to jeszcze heavy metal ale hahahah nie mają fandomów :D
7. Masz tt
- Maam! :D Proszę... @shelovesharry_x
8. Lubisz kiwi
- Ciężko... tak średnio :)
JEŚLI MACIE DO MNIE JAKIEKOLWIEK PYTANIA, ŚMIAŁO!! :)
Kocham Waas <3
Kaśka.
poniedziałek, 31 marca 2014
KOCHAM WAS :)
Hahahaha ♥♥ Jak ja Was kooocham!
Muszę się chyba przyzwyczaić, że będziecie tak szybko nabijać komentarze :D
Jak zwykle zaskoczenie! Dlatego, baardzo Was przepraszam i postaram się dodać nowy rozdział do piątku :)
Bardzo dziękuję, za pomoc w promowaniu bloga :) Niezmiernie mi miło, że ktoś inny jeszcze to komentuje :)
Nie chcę Was smucić, ale to opowiadanie ma tylko 10 rozdziałów, więc zostały jeszcze trzy, bo jego autorka nie dodaje nowych postów :( Przykro mi z tego powodu...
Odpowiem na pytania za chwilę, albo pod nowym rozdziałem :D Specjalnie dla Niki ;D
Kocham Was tak strasznie, że akljkenjkjfuihetjknkcw ♥♥♥
Do następnego,
Kaśka :) xx
+ Przepraszam, że nie dodaję go teraz, ale na bloga weszłam dzisiaj, bo nie mogłam zrobić tego wcześniej. Sytuacja rodzinna :/ Przepraszam! Kochaaam Was <3
Muszę się chyba przyzwyczaić, że będziecie tak szybko nabijać komentarze :D
Jak zwykle zaskoczenie! Dlatego, baardzo Was przepraszam i postaram się dodać nowy rozdział do piątku :)
Bardzo dziękuję, za pomoc w promowaniu bloga :) Niezmiernie mi miło, że ktoś inny jeszcze to komentuje :)
Nie chcę Was smucić, ale to opowiadanie ma tylko 10 rozdziałów, więc zostały jeszcze trzy, bo jego autorka nie dodaje nowych postów :( Przykro mi z tego powodu...
Odpowiem na pytania za chwilę, albo pod nowym rozdziałem :D Specjalnie dla Niki ;D
Kocham Was tak strasznie, że akljkenjkjfuihetjknkcw ♥♥♥
Do następnego,
Kaśka :) xx
+ Przepraszam, że nie dodaję go teraz, ale na bloga weszłam dzisiaj, bo nie mogłam zrobić tego wcześniej. Sytuacja rodzinna :/ Przepraszam! Kochaaam Was <3
+ DODAWAJCIE W KOMENTARZACH SWOJE OPOWIADANIA/ TŁUMACZENIA!! DODAM JE DO LISTY <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)