Hej Kochani !
Nie wiem jak bardzo mam was przeprosić :(
Naprawdę nie miałam na nic ostatnio czasu :(
Nowy rozdział postaram się dodać do końca tego tygodnia, ale nie obiecuję :(
Jeszcze raz bardzo mocno przepraszam :(
Kocham Was xx
piątek, 20 grudnia 2013
środa, 27 listopada 2013
Info.
Dobra, uznajmy, że nie zauważyłam, że Nika, dobiła do 22 komentarzy. Możecie być jej wdzięczni! :D
Przyznam się, że w Was nie wierzyłam i nie tłumaczyłam jeszcze, więc rozdział dodam jutro albo pojutrze jeśli się wyrobię :)
Dziękuję wszystkim, którzy komentują i to czytają.
Kocham Was i przepraszam :)
Do 6. rozdziału !
Przyznam się, że w Was nie wierzyłam i nie tłumaczyłam jeszcze, więc rozdział dodam jutro albo pojutrze jeśli się wyrobię :)
Dziękuję wszystkim, którzy komentują i to czytają.
Kocham Was i przepraszam :)
Do 6. rozdziału !
niedziela, 10 listopada 2013
Five.
NOTKA :)
-Wy...co? - zapytała Seanna, popijając koktajl. Seanna i Macie chętnie się ze mną spotkały w kawiarni Wildflower Café w śródmieściu na pilne spotkanie. To z czego składa się nasze spotkanie : lekka,popowa, kalifornijska muzyka do surfowania i organiczne, całkiem naturalne koktajle.
Seanna była trochę w tyle. Odpychała mnie od zeszłego tygodnia, bo ją zostawiłam w zeszłym tygodniu w kinie, kiedy bawiła się migdałkami Cama Lowery, którego rzuciła kilka dni temu. Ma oko na Jeta Morrisona.
-15 rzeczy w jej idealnym chłopaku! Miłość życia, kryteria, i status chłopaka! To znaczy, dalej, Sea, nadążaj!- Macie zachichotała.
Seanna wywróciła oczami, i odepchnęła ramię Macie.
-Więc, zrobiłam dla niego tą głupią listę, bo mnie tym denerwował, cały czas. To było wkurzające, więc we wtorek rano, napisałam ją. Wtedy Celeste, zakolorowała ją całą, zrobiła z niej słodką, świecącą listę. Co się okazuje? On nawet jej nie wziął! Oddał mi ją, zaraz po tym jak zapytałam go, jak to wszystko miałoby działać, a on odpowiedział, że musimy zacząć się spotykać.
-Dlaczego Ci ją oddał?- Seanna zapytała, biorąc koktajl Macie, popijając go. Więc Macie zabrała koktajl Seanny, bo ona zabrała jej. To tak w zasadzie od początku.
-Bo dla niego, w celu spełnienia tych kryteriów, nie mógł widzieć listy, więc mi ją oddał. Wiecie? Nie mógł się sfałszować.- wytłumaczyłam. Miejmy nadzieję, że to wszystko zaczyna mieć sens, bo nie mam ochoty mówić o tym dalej.
-Wow- Seanna prychnęła- Więc Bieber musi być prawdą, huh? - wzruszyłam ramionami, musi mieć rację?
-Czekaj, co było na liście?- Macie się uśmiechnęła. Zamarłam. Naprawdę, nawet jej nie czytałam. I szczerze mówiąc, byłam zdenerwowana tym co tam napisałam.
Sięgnęłam po to cholerstwo do mojej kieszeni. Przekazałam ją. Macie rozkładając listę, uśmiechnęła się. - Ohh, Celeste, takie Picasso. - Macie zażartowała, śmiejąc się. Seanna zachichotała patrząc na chwilę na multikolorową kartkę.
-Cóż, możesz odhaczyć 1 i 7...- oczy Macie przeskanowały całą kartkę.
-10,11, 13...- Seanna kontynuowała czytanie ich w dół.
Kręciłam się w jasnym, modnym, plastikowym krześle. Fajna, klimatyzowana kawiarnia, stała się mniej i mniej fajna i bardziej i bardziej gorąca i niewygodna. Chciałam wiedzieć, co tam napisałam, ale byłam za bardzo 'kurczakiem' by to teraz przeczytać.
Bałam się, że zrobiłam za prostą listę. Justin pasował już w 5 punktach z 15.
Oczywiście, nie mogłabym iść sprzecznie z moim słowem i wymazać wszystko i zastąpić innymi kryteriami, ale maiłam nadzieję, że nie było tam nic więcej do odhaczenia, niż punkt 1, 7, 10, 11, 13.
-Co one mówią? - obie zachichotały.
-1. Wyższy ode mnie. - Seanna się uśmiechnęła.
-7. Ma przyjemny głos. Ooooo. - Macie zagruchała.
-Kto powiedział, że myślałam że ma ładny głos?
-Kłamałabyś, jeśli powiedziałabyś inaczej. - Macie odparła, unosząc brwi. - Kłamstwo jest grzechem, Cara Torres. - powiedziała niewinnie, gładząc wzór kwiatowy na jej spódnicy.
Seanna założyła, kilka pasem włosów za ucho, co sprawiło, że jej bransoletki zabrzęczały, gdy czytała dalej. - Zobaczmy - Seanna zaczęła - Ah! 10. - zaśmiała się - Mówi, że jestem 'piękna' - Odwróciła się do Macie.
-Zgroza- zaśpiewały jednocześnie. Musiałam przewrócić oczami.
-Kiedy on powiedział, że jestem piękna, huh? Nigdy mi tak nie powiedział.
-Cóż, kiedy spotykałam się z Chazem... - mentalnie przewróciłam oczami, pamiętam tą fazę. - Kilka razy kiedy wyszłam z Chazem, Justin był przeważnie z nim. Przypadkowo mu się wypsnęło to raz czy dwa, kiedy o tobie wspomniałam.
-Dlaczego mówisz mi te wszystkie wiadomości?
-Nie sądziłyśmy, że to cię zainteresuje. Mam na myśli, nie wydawało się, że on cię interesuje, dopóki...
-Nie. - ostrzegłam. Seanna uniosła ręce w obronie.
-11. Uroczy uśmiech. - Macie zaćwierkała, kontynuując. - Nawet nie próbuj zaprzeczyć temu jednemu, Torres- zachichotała.
-I ostatnie 13. Denerwujemy się nawzajem. Wy robicie to cały czas - Seanna wykrzyknęła, kładąc listę na dół i kręcąc głową.
Siorbnęła swój koktajl, zakładając nogi i zaczęła mówić. Światło słoneczne uderzyło w jej długie, błyszczące, perfekcyjne,brunatne loki. Zawsze zazdrościłam jej tego, że była tak naturalnie promienna.
-Wiesz co, nie bylibyście taką złą parą, szczerze mówiąc.
-Powtarzam ten ruch. - Macie powiedziała z ustami pełnymi od malin. - Myślę, że wy dwaj bylibyście po prostu cudowni. - Wyśmiałam jej naganny dobór słów.
-Mogę argumentować to jedno.
-Ohyda.
-Więc nie sądzisz, że bylibyście uroczą parą, Cara? - Seanna potwierdziła- 110%?
-Pozytywnie, Sea.
-Myślę, że tak - Macie powiedziała z uśmieszkiem. Jak długo to będzie trwało?
-Cóż, ja tak.
-Czemu nie zapytasz Justina co myśli?
-Dlaczego miałabym pytać -
-Torres.
Ten głos. Jego głos. Nie ma dyskusji o numer 7. panie i panowie.
Justin Bieber ma najmilszy, najbardziej delikatnie gładki, seksowny głos na ziemi.
Odwróciłam się na twardym plastikowym krześle, wolno. Zawsze tak wolno. Muszę przyznać, że ma piękny głos. Dam mu numer 7. Ale to nie zmienia faktu, że denerwuje mnie na najwyższym możliwym stopniu.
-Bieber.
-Dalej będziemy nazywać się po nazwisku? To znaczy, spotykamy się. - chłopcy parsknęli za nim śmiechem i zaczęli kręcić się wokół niego. Nakręciłam się, instynktownie ciągnąc jego ramię w bardziej zaciszne miejsce kawiarni.
Usadziłam go - ciągnęłam go do kabiny.
-Pieprzysz się ze mną? - syknęłam. Jego oczy się zdenerwowały.
-Uh..n-nie?
-Przysięgam na Boga, Bieber, wydrapię Ci oczy a-
-Woah, kotku, dlaczego wydrapiesz? Co zrobiłem? - zapytał w obronie.
-Erm...dlaczego twoi przyjaciele wiedzą, o tej sprawie z listą?
-Nie wiedzą. Po prostu ostrzegłem ich, żeby się wycofali, bo zaczynamy się spotykać.
-Co masz na myśli poprzez 'ostrzeżenie ich'?
-Chodziło mi o trzymanie się z daleka? Jak, obiekt zamknięty? - wzruszył ramionami, zaczynając wyglądać jak owoc/ warzywo/ witamina w menu położonym na stole.
-Obiekt zamknięty? - warknęłam. Jego oczy uniosły się w górę. - Jestem w jakiejś budowie, Justin? - uśmiechnął się- Halo?
-Nazwałaś mnie Justin. To pierwszy raz od dwóch dni. Moje serce zabiło szybciej. - uśmiechnął się. Położył dłoń na swoim sercu. Przewróciłam oczami, przesuwając jego rękę w lewą stronę.
-Tutaj, geniuszu.
-Pieprzyć to, to tylko serce.- powiedział lekceważąco. Przewróciłam oczami. - Jestem naprawdę zadowolony, że byłaś tu dzisiaj. Słyszałem, że to swego rodzaju, twoje miejsce?
-Od kogo?
-Ludzi. - wzruszył ramionami. Od kogo? Nienawidzę nie znać odpowiedzi. - Chciałem Cię zapytać o naszą pierwszą randkę.
Zakrztusiłam się na to określenie.
-Idź dalej...
-Myślałem o moim miejscu? Dziś wieczór?
-Myślę, że przeoczyłeś kilka kroków, Bieber. -zachichotałam.
-To znaczy, jeśli jesteś z tym w dole -mrugnął, zmarszczyłam brwi, przewróciłam oczami i zadrwiłam jednym płynnym ruchem.
On jest świnią.
-Obrzydzasz mnie. - powiedziałam bez ogródek.
-Jestem gotów, by zmienić twój punkt widzenia, Torres. - uśmiechnął się. Zgarbiłam swoje ramię, znudzona tą rozmową.
-Więc co tu jest dobrego?
-Poważnie?
-Dobra, dobra...rany, możesz zabić kolesia, za próbowanie rozpoczęcia rozmowy>
-Jeśli tym kolesiem jesteś ty, nie mam problemu.
-Czy twoje nastawienie ma wyłącznik, albo?
-Czy irytacja ma wyłącznik, albo? Bo, jeśli tak, chętnie wzięłabym do tego kij hokejowy.
-Też lubisz hokej? Widzisz kochanie, ten związek, pójdzie dobrze. -Justin oczarował się, kładąc podbródek w jego dłoniach, a łokcie położył na powierzchni stołu, patrząc mi w oczy.
-Potrzebujesz pomocy.
-Potrzebuję Ciebie.
-Flirciarz.
-Zimno.
Zaśmiałam się. Byłam zszokowany tym, że wiedział co to znaczy, i wykorzystał to w pewnym kontekście. Chyba muszę mu dodać 'słownikowe' punkty za to jedno.
-Dobra.
-Co? - zapytał lekko zaszokowany. Powstrzymał mały uśmiech.
-Powiedziałam dobra. Pójdziemy do twojego miejsca. Jedna godzina. -naciskałam.
-Jedna?- Justin wybuchnął - Co? Nie ma mowy! Trzy.
-Półtorej.
-Pfff, dwie. - próbował.
-Zgoda. Zgodziłabym się na trzy. - Powiedziałam potrząsając jego ręką.
-Zgoda. Zgodziłbym się na jedną.
------------------------------------------------------
DZIĘKUUUUUJĘ :)
Postaraliście się, a ja siedzię do 02:00 tłumacząc rozdział nie:) jestem:) zmęczona:) ani:) trochę:)
Nie sprawdzałam rozdziału więc, jeśli są błędy to przepraszam, ale padam i nie mam siły już sprawdzać :)
Sea to skrót od imienia Seanna...jakby ktoś nie wiedział :D
TO TERAZ MOŻE TAK ...
22 KOMENTARZE = 6 ROZDZIAŁ
Pamiętajcie, że Was kocham ;)
Ciekawe ile Wam zajmie dobicie do 22 komentarzy??? Hmmm? Postarajcie się!
Do następnego xx
-Wy...co? - zapytała Seanna, popijając koktajl. Seanna i Macie chętnie się ze mną spotkały w kawiarni Wildflower Café w śródmieściu na pilne spotkanie. To z czego składa się nasze spotkanie : lekka,popowa, kalifornijska muzyka do surfowania i organiczne, całkiem naturalne koktajle.
Osobiście uwielbiam nasze pilne spotkania. Tylko nie wtedy, gdy dotyczą mnie.
-My...spotykamy się?
Macie parsknęła śmiechem - Brzmisz tak niepewnie.- stwierdziła. I byłam. To była prawda. Nie mam pojęcia, czemu go nie olałam i zwyzywałam szalonym jak zawsze robiłam, kiedy próbował mnie przejść, nie wiem.
-Czekaj...spotykacie się?- Seanna upewniła się ponownie.
-Tak, spotykamy się, Seanna. To nie tak, że powiedziałam o tym milion razy. - Macie wywróciła oczami, ssąc słomkę pełną malinowego, truskowkawego, marchwiowego i lnianego koktajlu.
Seanna pokręciła jeszcze raz głową, nie dowierzając w swoją wypowiedź - J-Ja po prostu nie mogę uwierzyć, że moja Cara Torres, która nienawidziła Justina Biebera, od drugiej klasy teraz się z nim spotyka, jak...jak...ja po prostu...da mi ktoś poprawne słowo?
-Zmylona? Bo ja jak cholera.- Mówiłam przeczesując włosy. Wiedziałam, że będę bawiła się lokami, nad którymi tak ciężko rano pracowałam, ale nie mogłam się o to martwić.Było późno, piątkowy wieczór. Jestem zmęczona po stresującym dniu w szkole, i szczerze, większość mojego stresu jest wzięta z tego chaosu.
-Czego nie rozumiem to-
-Jak oni się spotykają?! - Seanna zawołała ponownie.
-Powiedz 'spotykają się' jeszcze raz Seanna, to może lub może nie uderzę w twoje zęby. - Macie warknęła. Usta Seanny zamknęły się. Wszyscy wiedzieliśmy, że Macie może być trochę sklecona, zważywszy na to że jest z długiej rodziny bokserów.
-Daj nam skrót tego, jak to się zaczęło, proszę. - Macie grzecznie się uśmiechnęła.
Zaśmiałam się z jej huśtawki nastroju. Napięcie przedmiesiączkowe?
-Justin poprosił mnie, żebym napisała dla niego listę, ok? 15 punktów, bo 20 to za dużo a 10 za mało, 15 jest w porządku.
-15 punktów czego? - zapytała Seanna.
Seanna była trochę w tyle. Odpychała mnie od zeszłego tygodnia, bo ją zostawiłam w zeszłym tygodniu w kinie, kiedy bawiła się migdałkami Cama Lowery, którego rzuciła kilka dni temu. Ma oko na Jeta Morrisona.
-15 rzeczy w jej idealnym chłopaku! Miłość życia, kryteria, i status chłopaka! To znaczy, dalej, Sea, nadążaj!- Macie zachichotała.
Seanna wywróciła oczami, i odepchnęła ramię Macie.
-Więc, zrobiłam dla niego tą głupią listę, bo mnie tym denerwował, cały czas. To było wkurzające, więc we wtorek rano, napisałam ją. Wtedy Celeste, zakolorowała ją całą, zrobiła z niej słodką, świecącą listę. Co się okazuje? On nawet jej nie wziął! Oddał mi ją, zaraz po tym jak zapytałam go, jak to wszystko miałoby działać, a on odpowiedział, że musimy zacząć się spotykać.
-Dlaczego Ci ją oddał?- Seanna zapytała, biorąc koktajl Macie, popijając go. Więc Macie zabrała koktajl Seanny, bo ona zabrała jej. To tak w zasadzie od początku.
-Bo dla niego, w celu spełnienia tych kryteriów, nie mógł widzieć listy, więc mi ją oddał. Wiecie? Nie mógł się sfałszować.- wytłumaczyłam. Miejmy nadzieję, że to wszystko zaczyna mieć sens, bo nie mam ochoty mówić o tym dalej.
-Wow- Seanna prychnęła- Więc Bieber musi być prawdą, huh? - wzruszyłam ramionami, musi mieć rację?
-Czekaj, co było na liście?- Macie się uśmiechnęła. Zamarłam. Naprawdę, nawet jej nie czytałam. I szczerze mówiąc, byłam zdenerwowana tym co tam napisałam.
Sięgnęłam po to cholerstwo do mojej kieszeni. Przekazałam ją. Macie rozkładając listę, uśmiechnęła się. - Ohh, Celeste, takie Picasso. - Macie zażartowała, śmiejąc się. Seanna zachichotała patrząc na chwilę na multikolorową kartkę.
-Cóż, możesz odhaczyć 1 i 7...- oczy Macie przeskanowały całą kartkę.
-10,11, 13...- Seanna kontynuowała czytanie ich w dół.
Kręciłam się w jasnym, modnym, plastikowym krześle. Fajna, klimatyzowana kawiarnia, stała się mniej i mniej fajna i bardziej i bardziej gorąca i niewygodna. Chciałam wiedzieć, co tam napisałam, ale byłam za bardzo 'kurczakiem' by to teraz przeczytać.
Bałam się, że zrobiłam za prostą listę. Justin pasował już w 5 punktach z 15.
Oczywiście, nie mogłabym iść sprzecznie z moim słowem i wymazać wszystko i zastąpić innymi kryteriami, ale maiłam nadzieję, że nie było tam nic więcej do odhaczenia, niż punkt 1, 7, 10, 11, 13.
-Co one mówią? - obie zachichotały.
-1. Wyższy ode mnie. - Seanna się uśmiechnęła.
-7. Ma przyjemny głos. Ooooo. - Macie zagruchała.
-Kto powiedział, że myślałam że ma ładny głos?
-Kłamałabyś, jeśli powiedziałabyś inaczej. - Macie odparła, unosząc brwi. - Kłamstwo jest grzechem, Cara Torres. - powiedziała niewinnie, gładząc wzór kwiatowy na jej spódnicy.
Seanna założyła, kilka pasem włosów za ucho, co sprawiło, że jej bransoletki zabrzęczały, gdy czytała dalej. - Zobaczmy - Seanna zaczęła - Ah! 10. - zaśmiała się - Mówi, że jestem 'piękna' - Odwróciła się do Macie.
-Zgroza- zaśpiewały jednocześnie. Musiałam przewrócić oczami.
-Kiedy on powiedział, że jestem piękna, huh? Nigdy mi tak nie powiedział.
-Cóż, kiedy spotykałam się z Chazem... - mentalnie przewróciłam oczami, pamiętam tą fazę. - Kilka razy kiedy wyszłam z Chazem, Justin był przeważnie z nim. Przypadkowo mu się wypsnęło to raz czy dwa, kiedy o tobie wspomniałam.
-Dlaczego mówisz mi te wszystkie wiadomości?
-Nie sądziłyśmy, że to cię zainteresuje. Mam na myśli, nie wydawało się, że on cię interesuje, dopóki...
-Nie. - ostrzegłam. Seanna uniosła ręce w obronie.
-11. Uroczy uśmiech. - Macie zaćwierkała, kontynuując. - Nawet nie próbuj zaprzeczyć temu jednemu, Torres- zachichotała.
-I ostatnie 13. Denerwujemy się nawzajem. Wy robicie to cały czas - Seanna wykrzyknęła, kładąc listę na dół i kręcąc głową.
Siorbnęła swój koktajl, zakładając nogi i zaczęła mówić. Światło słoneczne uderzyło w jej długie, błyszczące, perfekcyjne,brunatne loki. Zawsze zazdrościłam jej tego, że była tak naturalnie promienna.
-Wiesz co, nie bylibyście taką złą parą, szczerze mówiąc.
-Powtarzam ten ruch. - Macie powiedziała z ustami pełnymi od malin. - Myślę, że wy dwaj bylibyście po prostu cudowni. - Wyśmiałam jej naganny dobór słów.
-Mogę argumentować to jedno.
-Ohyda.
-Więc nie sądzisz, że bylibyście uroczą parą, Cara? - Seanna potwierdziła- 110%?
-Pozytywnie, Sea.
-Myślę, że tak - Macie powiedziała z uśmieszkiem. Jak długo to będzie trwało?
-Cóż, ja tak.
-Czemu nie zapytasz Justina co myśli?
-Dlaczego miałabym pytać -
-Torres.
Ten głos. Jego głos. Nie ma dyskusji o numer 7. panie i panowie.
Justin Bieber ma najmilszy, najbardziej delikatnie gładki, seksowny głos na ziemi.
Odwróciłam się na twardym plastikowym krześle, wolno. Zawsze tak wolno. Muszę przyznać, że ma piękny głos. Dam mu numer 7. Ale to nie zmienia faktu, że denerwuje mnie na najwyższym możliwym stopniu.
-Bieber.
-Dalej będziemy nazywać się po nazwisku? To znaczy, spotykamy się. - chłopcy parsknęli za nim śmiechem i zaczęli kręcić się wokół niego. Nakręciłam się, instynktownie ciągnąc jego ramię w bardziej zaciszne miejsce kawiarni.
Usadziłam go - ciągnęłam go do kabiny.
-Pieprzysz się ze mną? - syknęłam. Jego oczy się zdenerwowały.
-Uh..n-nie?
-Przysięgam na Boga, Bieber, wydrapię Ci oczy a-
-Woah, kotku, dlaczego wydrapiesz? Co zrobiłem? - zapytał w obronie.
-Erm...dlaczego twoi przyjaciele wiedzą, o tej sprawie z listą?
-Nie wiedzą. Po prostu ostrzegłem ich, żeby się wycofali, bo zaczynamy się spotykać.
-Co masz na myśli poprzez 'ostrzeżenie ich'?
-Chodziło mi o trzymanie się z daleka? Jak, obiekt zamknięty? - wzruszył ramionami, zaczynając wyglądać jak owoc/ warzywo/ witamina w menu położonym na stole.
-Obiekt zamknięty? - warknęłam. Jego oczy uniosły się w górę. - Jestem w jakiejś budowie, Justin? - uśmiechnął się- Halo?
-Nazwałaś mnie Justin. To pierwszy raz od dwóch dni. Moje serce zabiło szybciej. - uśmiechnął się. Położył dłoń na swoim sercu. Przewróciłam oczami, przesuwając jego rękę w lewą stronę.
-Tutaj, geniuszu.
-Pieprzyć to, to tylko serce.- powiedział lekceważąco. Przewróciłam oczami. - Jestem naprawdę zadowolony, że byłaś tu dzisiaj. Słyszałem, że to swego rodzaju, twoje miejsce?
-Od kogo?
-Ludzi. - wzruszył ramionami. Od kogo? Nienawidzę nie znać odpowiedzi. - Chciałem Cię zapytać o naszą pierwszą randkę.
Zakrztusiłam się na to określenie.
-Idź dalej...
-Myślałem o moim miejscu? Dziś wieczór?
-Myślę, że przeoczyłeś kilka kroków, Bieber. -zachichotałam.
-To znaczy, jeśli jesteś z tym w dole -mrugnął, zmarszczyłam brwi, przewróciłam oczami i zadrwiłam jednym płynnym ruchem.
On jest świnią.
-Obrzydzasz mnie. - powiedziałam bez ogródek.
-Jestem gotów, by zmienić twój punkt widzenia, Torres. - uśmiechnął się. Zgarbiłam swoje ramię, znudzona tą rozmową.
-Więc co tu jest dobrego?
-Poważnie?
-Dobra, dobra...rany, możesz zabić kolesia, za próbowanie rozpoczęcia rozmowy>
-Jeśli tym kolesiem jesteś ty, nie mam problemu.
-Czy twoje nastawienie ma wyłącznik, albo?
-Czy irytacja ma wyłącznik, albo? Bo, jeśli tak, chętnie wzięłabym do tego kij hokejowy.
-Też lubisz hokej? Widzisz kochanie, ten związek, pójdzie dobrze. -Justin oczarował się, kładąc podbródek w jego dłoniach, a łokcie położył na powierzchni stołu, patrząc mi w oczy.
-Potrzebujesz pomocy.
-Potrzebuję Ciebie.
-Flirciarz.
-Zimno.
Zaśmiałam się. Byłam zszokowany tym, że wiedział co to znaczy, i wykorzystał to w pewnym kontekście. Chyba muszę mu dodać 'słownikowe' punkty za to jedno.
-Dobra.
-Co? - zapytał lekko zaszokowany. Powstrzymał mały uśmiech.
-Powiedziałam dobra. Pójdziemy do twojego miejsca. Jedna godzina. -naciskałam.
-Jedna?- Justin wybuchnął - Co? Nie ma mowy! Trzy.
-Półtorej.
-Pfff, dwie. - próbował.
-Zgoda. Zgodziłabym się na trzy. - Powiedziałam potrząsając jego ręką.
-Zgoda. Zgodziłbym się na jedną.
------------------------------------------------------
DZIĘKUUUUUJĘ :)
Postaraliście się, a ja siedzię do 02:00 tłumacząc rozdział nie:) jestem:) zmęczona:) ani:) trochę:)
Nie sprawdzałam rozdziału więc, jeśli są błędy to przepraszam, ale padam i nie mam siły już sprawdzać :)
Sea to skrót od imienia Seanna...jakby ktoś nie wiedział :D
TO TERAZ MOŻE TAK ...
22 KOMENTARZE = 6 ROZDZIAŁ
Pamiętajcie, że Was kocham ;)
Ciekawe ile Wam zajmie dobicie do 22 komentarzy??? Hmmm? Postarajcie się!
Do następnego xx
piątek, 1 listopada 2013
Four.
PRZECZYTAJCIE NOTKĘ..PROSZĘ :)
-Dziesięć.- Chaz się uśmiechnął
-Żartujesz, prawda?- Austin parsknął śmiechem- Ona jest jak Bambi... tylko chudsza. Stary, ona nie na dziesięć.
-Przejdźmy do rzeczywistości.- Chaz przewrócił oczami. - Powiedz mi, że nie chciałbyś pieprzyć Ali Wiesen?- Chaz wskazał, uderzając w moją pierś.
Nie zwracałem większej uwagi na ich bezsensowne rozmowy. Miałem ciężko zwrócić uwagę na cokolwiek co mówią dziś. Nie wiem dlaczego, naprawdę. To nie tak, że coś się zmieniło między nami.
Chaz ciągle jest pierwszym zawodnikiem rezerwowym i na linii obrony, i Austin jest wciąż za moimi plecami (kryje go). Moi chłopcy są wciąż moimi chłopcami, i nie zmienili włosów od ostatniego semestru. Z pewnością się nie zmienili, ale ja jak diabli tak.
Naprawdę nie wiem, jak do tego wszystkiego doszło. Moja teoria jest częściowo niewyraźna. To jest odcinek, ale to może być powodem mojego bólu pragnącego aktualnego, intelektualnego, stabilnego związku. Nazwij mnie szalonym- naprawdę mnie to nie obchodzi w tym momencie.
To musiała być przerwa zimowa, kiedy to wszystko się zaczęło. To była coroczna impreza Noworoczna u Candice Mercer.
Dużo alkoholu, głośny, przestrzenny dźwięk, bez rodziców. Candice rzuca najlepsze z najlepszych imprez, nie mogłem z nią konkurować.
Jej dom jest szalony, a jej sąsiedzi jej nie wsypią, kiedy jej rodzice są poza miastem. Jej rodzice są prawnikami, którzy dostarczają dzielnicy wolne prawo do usług. Plus... Candice pewnie pieprzyła się z połową mężów w swoim rozbudowującym się krajowym klubie w każdym razie.
To było w połowie imprezy, wszyscy już prawdopodobnie zbombardowani. Zachowują się jak idioci, obściskując się z błędną osobą. Typowy imprezowy klimat. Pilnowałem swojego interesu, popijając cokolwiek...Prawdopodobnie powinienem brać pod uwagę co idzie do mojej szklanki częściej, ale nie o to chodzi.
Mason Crawford był schlany- miałem na myśli za bardzo. Jego koszula była ściągnięta, rzucał serpentynami i sztucznymi ogniami dookoła. Ale ani razu nie spojrzał na inną dziewczynę.Nie chciał rozmawiać z inną dziewczyną, i jakim pijanym dupkiem był, końcem nocy zadzwonił po swoją dziewczynę, Airię Montez, a ona przyjechała w nie więcej niż 10 minut.
Była wściekła, jasne. Airie nigdy nie była typem do imprezowania, i zastanawiałem się jak wytrzymali ze sobą od pierwszego roku studiów. Zabrała go do domu. I z tym, moje pożądanie związku się narodziło.
By mieć kogoś dla siebie. By mieć kogoś kto zadzwoni, kto nie będzie cię osądzać i nie będzie o tobie źle myślał. By mieć kogoś z kim usiądziesz, i porozmawiasz. By polegać na kimś. Nie miałem nigdy nikogo dłużej niż na jedną noc, i wiecie co? To się robi nudne, naprawdę nudne. Bardzo szybko.
- Hej, pytanie, dlaczego nie przestaniecie rozmawiać ze swoimi kutasami? - zapytałem sarkastycznie.
- Pieprz się, Bieber. - Chaz przewrócił oczami, wpychając francuskie frytki do ust, bardzo mocno. Wzruszył ramionami na mój komentarz.
- Ale bądźmy poważni, nie przeleciałbyś Ali Wiesen?
Żartujesz sobie?
Nie, nie przeleciałbym Ali Wiesen. Nie dlatego, że ma anoreksję małego jelonka. Albo dlatego, że jest łatwiejsza od pudełka Mac-n-cheese *. Po prostu dlatego, że jej nie znam. Nie przejmuję się tym, żeby ją poznać. I nie jest jedyną, która mi się podoba od drugiej klasy.
Cara Torres.
Czerwona spódnica, warkocze i kokarda.
Zapierała mój dech w piersiach od kiedy mieliśmy 7 lat, i dzień w którym to się kończy, jeszcze nie nadszedł. Była jedyną dziewczyną, którą obecnie lubiłem.
Nikt nie mógł równać się do Cary Torres.
-Stary? Hej?
-Co?- warknąłem.
-Co do cholery jest z tobą nie tak? Jesteś rozkojarzony cały dzień. - syknął Chaz, wstając by odnieś swoją tacę. Pokręciłem głową. Muszę pozbierać się do kupy.
-Nie wiem, może chory? - skłamałem.
-Uh, nie sądzę bracie. Mamy jutro Ray'a, więc jeśli jesteś chory, Bądź chory po tym, jak skopiemy ich żałosne tyłki.- Austin zachichotał, zarzucając rękę na moje ramię.
Uśmiechnąłem się sztucznie, i potaknąłem- Tak, masz rację - wzruszyłem ramionami - To pewnie nic takiego.
Austin puścił moje ramię, kierując się do podwójnych drzwi, prowadzących na korytarz. Nie mogłem przestać denerwować się najmniejszymi rzeczami. Mam szkołę, i sport i-
-Hej, patrz jak chodzisz- -jej głos był słuchanie raju. Czysta rozkosz, słuchanie jej głosu. To było szalone, jak jej krzyczenie na mnie było takie symfoniczne. - Bieber - przewróciła oczami.
-Cara, kochanie, naprawdę musisz przestać się o mnie potykać.- dokuczałem jej. Zadrwiła.
-Racja. -prychnęła - Jesteś tym który wszedł przede mnie. - Denerwowała się tak łatwo. Nigdy nie mogłem zrozumieć, czemu ją tak bardzo irytowałem.
Ale wiesz co mówią. Jeśli ktoś mówi, że cię nienawidzi, tak naprawdę cię lubi. Tak jest od piątej klasy, ale mam nadzieję, że to się zmieni.
-Jeszcze nie czytałem twojej listy - powiedziałem, pomijając jej uwagę.
-Szokujące- uśmiechnęła się, pochylając głowę. Jej długie kakaowe, brązowe, kręcone włosy przesuwały się pod wpływem jej płynnych ruchów. - Byłeś tak zwariowany na punkcie tego, bym ci ją dała. Dziwię się, że jeszcze tego nie zapamiętałeś.
-Trochę zarozumiała, nie sądzisz? - uśmiechnąłem się, moje ręce znalazły się w głębokich kieszeniach moich spodni.
-Więc, jak to będzie działać, huh? - zignorowała mój komentarz, oczywiście.
-To- wskazała przestrzeń między nami- Ta cała rzecz z 'listą'... Nie rozumiem. To znaczy, dałam ci listę? Co teraz? - zatrzymaliśmy się przed jej szafką, jakbym nie miał innego miejsca, gdzie mógłbym być. Rzeczywiście, nie miałem... Ale na pewno ktoś do mnie i zaczął rozmowę.
-Spotykamy się. - wzruszyłem ramionami.
Zamarła, przechyliła głowę w błędzie, następnie więcej przeszukując szafkę, a następnie dręcząco parsknęła.
-Niezłe zagranie, Bieber. Ale poważnie, jaki jest twój plan...
-Mówię poważnie, Torres. Chodzi mi o to, jak inaczej mamy przetestować to twoją listę? - zapytałam, głupio mi, że uruchomiłem usta. Nie łapię, czemu to nagle powiedziałem.
- Czy ty postradałeś zmysły, Bieber? - powiedziała - To znaczy, wiedziałam, że jesteś głupi, ale że aż tak, no weź. - auć.
-Randki, jako spotykanie się... może wyskoczymy gdzieś czasami, o to mi chodzi? No dalej, Cara. Co masz do stracenia?
-Czas? Cenny, cenny czas?
-We wtapianiu się w związki innych ludzi? - prawda boli.
-Wiesz co- - i wracamy z jej obroną. Zatrzymałem ją.
-Po prostu...zaufaj mi. - poprosiłem szczerze. To wszystko o co ją prosiłem. Tylko zaufania, że mogę spełnić tą listę. Milczała przez chwilę. - Tutaj - powiedziałem wyciągając listę z mojej kieszeni - Weź to z powrotem.
-C-co? - prychnęła. Jej oczy przeskakiwały z listy w mojej ręce na mnie.
-Jeśli mam spełnić połowę punktów tej listy, nie mogę wiedzieć co się na niej znajduje, racja?
-Ja...dobrze chyba-
-Zobacz, jeśli wiedziałbym co jest na tej liście, mógłbym wszystko sfałszować. Teraz ty ją masz, możesz sprawdzić wszystkie rzeczy, które okrywam, i, może, jeśli będę miał szczęście spełnię pół twojej listy. - zauważyłam mały uśmiech na jej twarzy, który chciała ukryć. Ukryta pod swoimi włosami, spoglądała w dół na swoje palce, bawiąc się poskładaną listą.
Wziąłem niebezpiecznie, delikatnie odsuwając jej włosy za ucho. - Po prostu mi zaufaj, okey?
Spojrzała w górę, przez jej rzęsy ** i powiedziała - Okey.
Raz się ze mną zgadzając.
_________________________________________________________________________________
DOBRA, NAJPIERW CO DO TŁUMACZENIA:
* Mac-n-cheese - nie wiem co to, więc sorry :)
* w org. jest 'hamoc-like lashes' ale nigdzie nie mogłam znaleźć co to znaczy ;c
JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ CO JEST NA LIŚCIE WEJDŹCIE W ZAKŁADKĘ 'THE LIST' :)
Druga sprawa.
NIE KOMENTUJECIE...NIE MOTYWUJE MNIE TO ANI TROCHĘ DO DALSZEGO TŁUMACZENIA. WIEM, ŻE TU WCHODZICIE, I BARDZO MNIE TO CIESZY ALE CHODZI MI O KOMENTARZE. JEŚLI KTOŚ PROWADZI SWOJEGO BLOGA TO WIE O CZYM MÓWIĘ.
WIĘC...
DO NASTĘPNEGO XX
K.
-Dziesięć.- Chaz się uśmiechnął
-Żartujesz, prawda?- Austin parsknął śmiechem- Ona jest jak Bambi... tylko chudsza. Stary, ona nie na dziesięć.
-Przejdźmy do rzeczywistości.- Chaz przewrócił oczami. - Powiedz mi, że nie chciałbyś pieprzyć Ali Wiesen?- Chaz wskazał, uderzając w moją pierś.
Nie zwracałem większej uwagi na ich bezsensowne rozmowy. Miałem ciężko zwrócić uwagę na cokolwiek co mówią dziś. Nie wiem dlaczego, naprawdę. To nie tak, że coś się zmieniło między nami.
Chaz ciągle jest pierwszym zawodnikiem rezerwowym i na linii obrony, i Austin jest wciąż za moimi plecami (kryje go). Moi chłopcy są wciąż moimi chłopcami, i nie zmienili włosów od ostatniego semestru. Z pewnością się nie zmienili, ale ja jak diabli tak.
Naprawdę nie wiem, jak do tego wszystkiego doszło. Moja teoria jest częściowo niewyraźna. To jest odcinek, ale to może być powodem mojego bólu pragnącego aktualnego, intelektualnego, stabilnego związku. Nazwij mnie szalonym- naprawdę mnie to nie obchodzi w tym momencie.
To musiała być przerwa zimowa, kiedy to wszystko się zaczęło. To była coroczna impreza Noworoczna u Candice Mercer.
Dużo alkoholu, głośny, przestrzenny dźwięk, bez rodziców. Candice rzuca najlepsze z najlepszych imprez, nie mogłem z nią konkurować.
Jej dom jest szalony, a jej sąsiedzi jej nie wsypią, kiedy jej rodzice są poza miastem. Jej rodzice są prawnikami, którzy dostarczają dzielnicy wolne prawo do usług. Plus... Candice pewnie pieprzyła się z połową mężów w swoim rozbudowującym się krajowym klubie w każdym razie.
To było w połowie imprezy, wszyscy już prawdopodobnie zbombardowani. Zachowują się jak idioci, obściskując się z błędną osobą. Typowy imprezowy klimat. Pilnowałem swojego interesu, popijając cokolwiek...Prawdopodobnie powinienem brać pod uwagę co idzie do mojej szklanki częściej, ale nie o to chodzi.
Mason Crawford był schlany- miałem na myśli za bardzo. Jego koszula była ściągnięta, rzucał serpentynami i sztucznymi ogniami dookoła. Ale ani razu nie spojrzał na inną dziewczynę.Nie chciał rozmawiać z inną dziewczyną, i jakim pijanym dupkiem był, końcem nocy zadzwonił po swoją dziewczynę, Airię Montez, a ona przyjechała w nie więcej niż 10 minut.
Była wściekła, jasne. Airie nigdy nie była typem do imprezowania, i zastanawiałem się jak wytrzymali ze sobą od pierwszego roku studiów. Zabrała go do domu. I z tym, moje pożądanie związku się narodziło.
By mieć kogoś dla siebie. By mieć kogoś kto zadzwoni, kto nie będzie cię osądzać i nie będzie o tobie źle myślał. By mieć kogoś z kim usiądziesz, i porozmawiasz. By polegać na kimś. Nie miałem nigdy nikogo dłużej niż na jedną noc, i wiecie co? To się robi nudne, naprawdę nudne. Bardzo szybko.
- Hej, pytanie, dlaczego nie przestaniecie rozmawiać ze swoimi kutasami? - zapytałem sarkastycznie.
- Pieprz się, Bieber. - Chaz przewrócił oczami, wpychając francuskie frytki do ust, bardzo mocno. Wzruszył ramionami na mój komentarz.
- Ale bądźmy poważni, nie przeleciałbyś Ali Wiesen?
Żartujesz sobie?
Nie, nie przeleciałbym Ali Wiesen. Nie dlatego, że ma anoreksję małego jelonka. Albo dlatego, że jest łatwiejsza od pudełka Mac-n-cheese *. Po prostu dlatego, że jej nie znam. Nie przejmuję się tym, żeby ją poznać. I nie jest jedyną, która mi się podoba od drugiej klasy.
Cara Torres.
Czerwona spódnica, warkocze i kokarda.
Zapierała mój dech w piersiach od kiedy mieliśmy 7 lat, i dzień w którym to się kończy, jeszcze nie nadszedł. Była jedyną dziewczyną, którą obecnie lubiłem.
Nikt nie mógł równać się do Cary Torres.
-Stary? Hej?
-Co?- warknąłem.
-Co do cholery jest z tobą nie tak? Jesteś rozkojarzony cały dzień. - syknął Chaz, wstając by odnieś swoją tacę. Pokręciłem głową. Muszę pozbierać się do kupy.
-Nie wiem, może chory? - skłamałem.
-Uh, nie sądzę bracie. Mamy jutro Ray'a, więc jeśli jesteś chory, Bądź chory po tym, jak skopiemy ich żałosne tyłki.- Austin zachichotał, zarzucając rękę na moje ramię.
Uśmiechnąłem się sztucznie, i potaknąłem- Tak, masz rację - wzruszyłem ramionami - To pewnie nic takiego.
Austin puścił moje ramię, kierując się do podwójnych drzwi, prowadzących na korytarz. Nie mogłem przestać denerwować się najmniejszymi rzeczami. Mam szkołę, i sport i-
-Hej, patrz jak chodzisz- -jej głos był słuchanie raju. Czysta rozkosz, słuchanie jej głosu. To było szalone, jak jej krzyczenie na mnie było takie symfoniczne. - Bieber - przewróciła oczami.
-Cara, kochanie, naprawdę musisz przestać się o mnie potykać.- dokuczałem jej. Zadrwiła.
-Racja. -prychnęła - Jesteś tym który wszedł przede mnie. - Denerwowała się tak łatwo. Nigdy nie mogłem zrozumieć, czemu ją tak bardzo irytowałem.
Ale wiesz co mówią. Jeśli ktoś mówi, że cię nienawidzi, tak naprawdę cię lubi. Tak jest od piątej klasy, ale mam nadzieję, że to się zmieni.
-Jeszcze nie czytałem twojej listy - powiedziałem, pomijając jej uwagę.
-Szokujące- uśmiechnęła się, pochylając głowę. Jej długie kakaowe, brązowe, kręcone włosy przesuwały się pod wpływem jej płynnych ruchów. - Byłeś tak zwariowany na punkcie tego, bym ci ją dała. Dziwię się, że jeszcze tego nie zapamiętałeś.
-Trochę zarozumiała, nie sądzisz? - uśmiechnąłem się, moje ręce znalazły się w głębokich kieszeniach moich spodni.
-Więc, jak to będzie działać, huh? - zignorowała mój komentarz, oczywiście.
-To- wskazała przestrzeń między nami- Ta cała rzecz z 'listą'... Nie rozumiem. To znaczy, dałam ci listę? Co teraz? - zatrzymaliśmy się przed jej szafką, jakbym nie miał innego miejsca, gdzie mógłbym być. Rzeczywiście, nie miałem... Ale na pewno ktoś do mnie i zaczął rozmowę.
-Spotykamy się. - wzruszyłem ramionami.
Zamarła, przechyliła głowę w błędzie, następnie więcej przeszukując szafkę, a następnie dręcząco parsknęła.
-Niezłe zagranie, Bieber. Ale poważnie, jaki jest twój plan...
-Mówię poważnie, Torres. Chodzi mi o to, jak inaczej mamy przetestować to twoją listę? - zapytałam, głupio mi, że uruchomiłem usta. Nie łapię, czemu to nagle powiedziałem.
- Czy ty postradałeś zmysły, Bieber? - powiedziała - To znaczy, wiedziałam, że jesteś głupi, ale że aż tak, no weź. - auć.
-Randki, jako spotykanie się... może wyskoczymy gdzieś czasami, o to mi chodzi? No dalej, Cara. Co masz do stracenia?
-Czas? Cenny, cenny czas?
-We wtapianiu się w związki innych ludzi? - prawda boli.
-Wiesz co- - i wracamy z jej obroną. Zatrzymałem ją.
-Po prostu...zaufaj mi. - poprosiłem szczerze. To wszystko o co ją prosiłem. Tylko zaufania, że mogę spełnić tą listę. Milczała przez chwilę. - Tutaj - powiedziałem wyciągając listę z mojej kieszeni - Weź to z powrotem.
-C-co? - prychnęła. Jej oczy przeskakiwały z listy w mojej ręce na mnie.
-Jeśli mam spełnić połowę punktów tej listy, nie mogę wiedzieć co się na niej znajduje, racja?
-Ja...dobrze chyba-
-Zobacz, jeśli wiedziałbym co jest na tej liście, mógłbym wszystko sfałszować. Teraz ty ją masz, możesz sprawdzić wszystkie rzeczy, które okrywam, i, może, jeśli będę miał szczęście spełnię pół twojej listy. - zauważyłam mały uśmiech na jej twarzy, który chciała ukryć. Ukryta pod swoimi włosami, spoglądała w dół na swoje palce, bawiąc się poskładaną listą.
Wziąłem niebezpiecznie, delikatnie odsuwając jej włosy za ucho. - Po prostu mi zaufaj, okey?
Spojrzała w górę, przez jej rzęsy ** i powiedziała - Okey.
Raz się ze mną zgadzając.
_________________________________________________________________________________
DOBRA, NAJPIERW CO DO TŁUMACZENIA:
* Mac-n-cheese - nie wiem co to, więc sorry :)
* w org. jest 'hamoc-like lashes' ale nigdzie nie mogłam znaleźć co to znaczy ;c
JEŚLI CHCECIE WIEDZIEĆ CO JEST NA LIŚCIE WEJDŹCIE W ZAKŁADKĘ 'THE LIST' :)
Druga sprawa.
NIE KOMENTUJECIE...NIE MOTYWUJE MNIE TO ANI TROCHĘ DO DALSZEGO TŁUMACZENIA. WIEM, ŻE TU WCHODZICIE, I BARDZO MNIE TO CIESZY ALE CHODZI MI O KOMENTARZE. JEŚLI KTOŚ PROWADZI SWOJEGO BLOGA TO WIE O CZYM MÓWIĘ.
WIĘC...
12 KOMENTARZY = 5 ROZDZIAŁ ...jeśli chcecie, to się postaracie.
DO NASTĘPNEGO XX
K.
niedziela, 27 października 2013
Three.
Przygryzłam dolną część ołówka, patrząc w dół na łososiowy kawałek papieru. Pokręciłam głową, dlaczego tracę swój czas z tym?
Westchnęłam, teraz ściskając ołówek.
Moja koncentracja w odniesieniu do tej listy, była poza mną, wmusiłam to tak bardzo do głowy, że teraz nadszedł czas, nic nie mam.
Uwaga wobec tej listy, była tak minimalna, że mnie to zdumiewa. Biorę udział w każdych klasach A.P. Dziwię się, że nie jestem na lunchu A.P. Gdyby istniał.
Jestem wyjątkowo oddana tym wyższych stopniem klasom, z powodu tych wspaniałych ocen, i bezbłędnego zachowania podczas pracy.
15 rzeczy. 15 rzeczy. To jest to.
Zapisać te 15 rzeczy, które chciałabym w swoim 'doskonałym chłopaku' i skończę. Teraz uderzałam ołówkiem o granitowy blat, łososiowa kartka papieru nadal była pusta i naga. Jęknęłam z frustracji.
-Cara, co robisz? - moja matka krzyknęła - Zrobiłam dla ciebie miskę płatków zbożowych, Cara Torres, spodziewam się, że to zjesz- zachichotała, przewróciłam oczami, w odpowiedzi prychnęła- Może powinnam zrobić kubek kawy, 'odciętej' małej miss.- przekomarzała się, przerzucając jej długie kręcone włosy nad jej ramię.
Czy kawa rano jest naprawdę tak istotna?
-Nie będzie żadnego wylewania, pani Torres. Spóźnisz się do pracy.- Amalia, niania, uśmiechnęła się. Włosy Amalii były w schludnych, blond lokach, tak, że nie chcę uwierzyć że są naturalne, z delikatną, różową bluzką i balerinami. Nosiła minimalny makijaż, tak jak zawsze, kiedy byłam młodsza.
Amalia, jest nianią mojej małej siostry, Celeste. Celeste rozwija się na wielu poza szkolnych zajęciach. Jak piłka nożna, gimnastyka, pianino i balet. Jest szczupłą, wspaniałą, małą dziewczynką. Artystyczna i sportowa. Odziedziczyła te mądre, doktorskie geny, które ma nasza mama, również.
Amalia była też moją nianią- ale ja dorosłam, zostałam uczennicą wyższej szkoły i dostałam swoje prawo jazdy. Amalia stała się wtedy nieistotna dla mnie, ale stała się bardzo istotna dla Celeste.
Nigdy specjalnie nie lubiłam Amalii. Zawsze była taka doskonała i piękna. Miała ten węgierski akcent, wyróżniając się- nie że ona tego potrzebowała. I tak już była piękna, miała 19 lat kiedy ze mną zaczęła. Ja mam teram 17.
Ona ma 34 ale i tak jest wspaniała.
Celeste przyczepiła się za Amalię, jej włosy splecione w dwa, gładkie warkocze, po obu stronach głowy. Miała na sobie dziecięcą, niebieską sukienkę, jeansową kurtkę, z parą kasztanowych botków za kostkę, z ćwiekami na czubku butów. Mówiąc,że Celeste była repliką dziecięcych modelek GAP'a byłoby dużym niedopowiedzeniem.
-Dzień dobry, Cara- ocknęła się. Boże, jaka ona jest przygotowana.
-Dzień dobry.-uśmiechnęłam się. Zaczęłam jeść miskę moich płatków Captain Crunch, łyżka za łyżką. Nabazgrałam cechy w moim 'idealnym chłopaku'.
Śpiesząc się, jakoś by mieć tą listę i ruszyć dalej, to były prawdziwe powody, to były prawdziwe cechy. Równie dobrze mogę dać Bieberowi czystą listę, jeśli mam dać mu jedną.
Większy nacisk, szybsze rezultaty. Miałam za mało czasu.
8...co mogę dać do 8-ah! Teraz 9...10...11. Cztery więcej, cztery więcej. Zapisałam do ostatnich czterech, kończąc moje płatki. Muszę umyć zęby i zrobić coś z moimi grobowymi włosami. Byłam ubrana a makijaż był nałożony, ale przysięgam to wygląda jakby szop posadził mnie na pniu by wyciągnąć za moje włosy i zagnieździć dzieci w środku.
-Cara! Cara! - Celeste uśmiechała się, przybiegła do mnie. Obróciłam się do niej, unosząc się nad nią, z wysokości stołku.
-Tak, tak, Celeste? Muszę zrobić sobie włosy, co to jest?
-Paczka z prezentami od tatusia przyszła! Z Arizony! Dostałaś rożową-
-To bardzo fajnie, Celeste.- uśmiechnęłam się, 'odcinając' ją. Zeskoczyłam ze stołka, zabierając moją miskę i dopijając sok do końca.
-Ale nie zapytałaś co ja dostałam, Cara!- Celeste wydęła wargi, idąc za mną z rękami z tyłu.
Westchnęłam: - Co, co? Co Ci dał, Celeste?- zapytałam szybko, kładąc moją miskę do zlewu, kiedy Amalia kończyła śniadanie Celeste.
-Dostałam nowe kredki! Ładne, pastelowe, olejne! Popatrz! Popatrz!- rozpromieniła się, wyrzucając biodegradowalne pudełko kredek olejnych, w jasnych, pastelowych kolorach, za jej plecami. Skinęłam szybko, z przyklejonym uśmiechem. Pokiwałam ponownie.
-To wspaniale kochanie, czemu nie pójdziesz ich użyć!- skrzywiła się, jak zwykle, gdy wyczuwała mój fałszywy entuzjazm. Skinęła głową i wyszła. Czułam się źle, ale naprawdę potrzebowałam wyjść na górę i zakończyć przygotowania.
Mój pokój i łazienka w pokoju zmieniły się w tymczasowe tornado. Gorsze niż Franka Oceana.
Strój? Sprawdzone. Buty? Sprawdzone. Włosy? Sprawdzone. Makijaż, torebka, telefon,książki? Sprawdzone,sprawdzone, sprawdzone i sprawdzone. Czego zapomniałam?
Spojrzałam na biały, złoty zegarek od Marca Jacobsa, zapięty ciasno na moim nadgarstku. 7:15. Cholera. Zbiegłam po schodach. Odgłos moich butów uderzających o białe marmurowe schody, kiedy zleciałam na dół. Wzięłam kluczyki od mojego auta, z miski z kluczami, kierując się do kuchni.
Stuknęłam moją stopą, o podłogę wyłożoną kafelkami, starając się położyć tam palec. O czymś zapomniałam. Przysięgam. Lista. Głupia kawałek papieru, przez który muszę się śpieszyć.
-Moja lista- wymamrotałam- Moja lista...uh, Amalia?- zapytałam. Odwróciła się od kuchenki.- Widziałaś różowy kawałek papieru? Piętnaście linii? Czarne pismo?
-Uh...aktualnie- Amalia zaczęła
-To...? - mała wina, wypełniła jej zawieszony głos. Zamarłam.
-Celeste...- wybelkotałam, odwracając się na pięcie
-Ja nie chciałam!- broniła się. Stała za mną, z papierem zaciśniętym w jej małej dłoni.
-...nie chciałaś co Celeste - wykrzyczałam
-Cóż, chciałam...ale, nie myślałam, że to takie ważne! Więc-
Chwyciłam papier z jej ręki i jęknęłam. Kiedyś minimalnie zapisana kartka, została przekształcona w różowy-puch i gumę balonową. Wielokolorowe serca, nakreślane słowa i uśmiechnięte buźki rozrzucone wzdłuż arkusza.
-Ty...Ty osłodziłaś moją listę! To wygląda ładnie, i-i słodko! Celeste! Jak mogłaś!- to może brzmieć śmiesznie...Krzyczeć na pięciolatkę za ozdobienie mojej listy.
-Wiesz co , nie szkodzi. To nie twoja wina, muszę iść do szkoły.
Zgniotłam listę i wrzuciłam ją do kieszeni spódnicy.
-Przepraszam, Cara! - delikatny głos Celeste zabrzmiał, gdy wychodziłam szybko na dwór.
Westchnęłam, teraz ściskając ołówek.
Moja koncentracja w odniesieniu do tej listy, była poza mną, wmusiłam to tak bardzo do głowy, że teraz nadszedł czas, nic nie mam.
Uwaga wobec tej listy, była tak minimalna, że mnie to zdumiewa. Biorę udział w każdych klasach A.P. Dziwię się, że nie jestem na lunchu A.P. Gdyby istniał.
Jestem wyjątkowo oddana tym wyższych stopniem klasom, z powodu tych wspaniałych ocen, i bezbłędnego zachowania podczas pracy.
15 rzeczy. 15 rzeczy. To jest to.
Zapisać te 15 rzeczy, które chciałabym w swoim 'doskonałym chłopaku' i skończę. Teraz uderzałam ołówkiem o granitowy blat, łososiowa kartka papieru nadal była pusta i naga. Jęknęłam z frustracji.
-Cara, co robisz? - moja matka krzyknęła - Zrobiłam dla ciebie miskę płatków zbożowych, Cara Torres, spodziewam się, że to zjesz- zachichotała, przewróciłam oczami, w odpowiedzi prychnęła- Może powinnam zrobić kubek kawy, 'odciętej' małej miss.- przekomarzała się, przerzucając jej długie kręcone włosy nad jej ramię.
Czy kawa rano jest naprawdę tak istotna?
-Nie będzie żadnego wylewania, pani Torres. Spóźnisz się do pracy.- Amalia, niania, uśmiechnęła się. Włosy Amalii były w schludnych, blond lokach, tak, że nie chcę uwierzyć że są naturalne, z delikatną, różową bluzką i balerinami. Nosiła minimalny makijaż, tak jak zawsze, kiedy byłam młodsza.
Amalia, jest nianią mojej małej siostry, Celeste. Celeste rozwija się na wielu poza szkolnych zajęciach. Jak piłka nożna, gimnastyka, pianino i balet. Jest szczupłą, wspaniałą, małą dziewczynką. Artystyczna i sportowa. Odziedziczyła te mądre, doktorskie geny, które ma nasza mama, również.
Amalia była też moją nianią- ale ja dorosłam, zostałam uczennicą wyższej szkoły i dostałam swoje prawo jazdy. Amalia stała się wtedy nieistotna dla mnie, ale stała się bardzo istotna dla Celeste.
Nigdy specjalnie nie lubiłam Amalii. Zawsze była taka doskonała i piękna. Miała ten węgierski akcent, wyróżniając się- nie że ona tego potrzebowała. I tak już była piękna, miała 19 lat kiedy ze mną zaczęła. Ja mam teram 17.
Ona ma 34 ale i tak jest wspaniała.
Celeste przyczepiła się za Amalię, jej włosy splecione w dwa, gładkie warkocze, po obu stronach głowy. Miała na sobie dziecięcą, niebieską sukienkę, jeansową kurtkę, z parą kasztanowych botków za kostkę, z ćwiekami na czubku butów. Mówiąc,że Celeste była repliką dziecięcych modelek GAP'a byłoby dużym niedopowiedzeniem.
-Dzień dobry, Cara- ocknęła się. Boże, jaka ona jest przygotowana.
-Dzień dobry.-uśmiechnęłam się. Zaczęłam jeść miskę moich płatków Captain Crunch, łyżka za łyżką. Nabazgrałam cechy w moim 'idealnym chłopaku'.
Śpiesząc się, jakoś by mieć tą listę i ruszyć dalej, to były prawdziwe powody, to były prawdziwe cechy. Równie dobrze mogę dać Bieberowi czystą listę, jeśli mam dać mu jedną.
Większy nacisk, szybsze rezultaty. Miałam za mało czasu.
8...co mogę dać do 8-ah! Teraz 9...10...11. Cztery więcej, cztery więcej. Zapisałam do ostatnich czterech, kończąc moje płatki. Muszę umyć zęby i zrobić coś z moimi grobowymi włosami. Byłam ubrana a makijaż był nałożony, ale przysięgam to wygląda jakby szop posadził mnie na pniu by wyciągnąć za moje włosy i zagnieździć dzieci w środku.
-Cara! Cara! - Celeste uśmiechała się, przybiegła do mnie. Obróciłam się do niej, unosząc się nad nią, z wysokości stołku.
-Tak, tak, Celeste? Muszę zrobić sobie włosy, co to jest?
-Paczka z prezentami od tatusia przyszła! Z Arizony! Dostałaś rożową-
-To bardzo fajnie, Celeste.- uśmiechnęłam się, 'odcinając' ją. Zeskoczyłam ze stołka, zabierając moją miskę i dopijając sok do końca.
-Ale nie zapytałaś co ja dostałam, Cara!- Celeste wydęła wargi, idąc za mną z rękami z tyłu.
Westchnęłam: - Co, co? Co Ci dał, Celeste?- zapytałam szybko, kładąc moją miskę do zlewu, kiedy Amalia kończyła śniadanie Celeste.
-Dostałam nowe kredki! Ładne, pastelowe, olejne! Popatrz! Popatrz!- rozpromieniła się, wyrzucając biodegradowalne pudełko kredek olejnych, w jasnych, pastelowych kolorach, za jej plecami. Skinęłam szybko, z przyklejonym uśmiechem. Pokiwałam ponownie.
-To wspaniale kochanie, czemu nie pójdziesz ich użyć!- skrzywiła się, jak zwykle, gdy wyczuwała mój fałszywy entuzjazm. Skinęła głową i wyszła. Czułam się źle, ale naprawdę potrzebowałam wyjść na górę i zakończyć przygotowania.
Mój pokój i łazienka w pokoju zmieniły się w tymczasowe tornado. Gorsze niż Franka Oceana.
Strój? Sprawdzone. Buty? Sprawdzone. Włosy? Sprawdzone. Makijaż, torebka, telefon,książki? Sprawdzone,sprawdzone, sprawdzone i sprawdzone. Czego zapomniałam?
Spojrzałam na biały, złoty zegarek od Marca Jacobsa, zapięty ciasno na moim nadgarstku. 7:15. Cholera. Zbiegłam po schodach. Odgłos moich butów uderzających o białe marmurowe schody, kiedy zleciałam na dół. Wzięłam kluczyki od mojego auta, z miski z kluczami, kierując się do kuchni.
Stuknęłam moją stopą, o podłogę wyłożoną kafelkami, starając się położyć tam palec. O czymś zapomniałam. Przysięgam. Lista. Głupia kawałek papieru, przez który muszę się śpieszyć.
-Moja lista- wymamrotałam- Moja lista...uh, Amalia?- zapytałam. Odwróciła się od kuchenki.- Widziałaś różowy kawałek papieru? Piętnaście linii? Czarne pismo?
-Uh...aktualnie- Amalia zaczęła
-To...? - mała wina, wypełniła jej zawieszony głos. Zamarłam.
-Celeste...- wybelkotałam, odwracając się na pięcie
-Ja nie chciałam!- broniła się. Stała za mną, z papierem zaciśniętym w jej małej dłoni.
-...nie chciałaś co Celeste - wykrzyczałam
-Cóż, chciałam...ale, nie myślałam, że to takie ważne! Więc-
Chwyciłam papier z jej ręki i jęknęłam. Kiedyś minimalnie zapisana kartka, została przekształcona w różowy-puch i gumę balonową. Wielokolorowe serca, nakreślane słowa i uśmiechnięte buźki rozrzucone wzdłuż arkusza.
-Ty...Ty osłodziłaś moją listę! To wygląda ładnie, i-i słodko! Celeste! Jak mogłaś!- to może brzmieć śmiesznie...Krzyczeć na pięciolatkę za ozdobienie mojej listy.
-Wiesz co , nie szkodzi. To nie twoja wina, muszę iść do szkoły.
Zgniotłam listę i wrzuciłam ją do kieszeni spódnicy.
-Przepraszam, Cara! - delikatny głos Celeste zabrzmiał, gdy wychodziłam szybko na dwór.
----
Pierwszy dzwonek zadzwonił, na szczęście nie byłam zbyt spóźniona. Wepchnęłam moje książki do torby. Spojrzałam na moją szafkę, mając nadzieję, że nie zapomniałam czegoś innego. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że Celeste wybrała mój kawałek papieru, by wypróbować swoje nowe kredki. Pokręciłam głową na myśl o tym.
Niepewnie zamknęłam moją szafkę, nie będąc pewna czy o czymś nie zapomniałam. Jednak nieważne, ktoś zamknął ją za mnie.
-Dobrze wyglądasz, Torres.- uśmiechnął się. Przewróciłam oczami.- Zrobiłaś coś innego z włosami dzisiaj?- Czy on ze mnie kpi? Moje włosy wyglądały tak źle? Próbowałam, spóźniłabym się!
-Bieber.- ostrzegłam.
-Nie? Nie twoje włosy? Dobra...makijaż? Wyglądasz olśniewająco, Cara. Lżejszy makijaż? To jest to?
-Kim jesteś słodko-mówiący, Bieberze? Huh?- parsknęłam śmiechem. Muszę przyznać, jego wytrzymałość jest dość zabawna.
-Widzę, że twoje uczucia są do wykorzystania, ah Torres?
-Widzę, że twój sarkazm już jest wykorzystany, też. Ah, Bieber?- zaśmiał się, jego usta zapadły w uśmieszek. Nienawidzę tego jego uśmieszku.
-Ale zadziorna, Torres. Kocham to.
-Wiesz co ja kocham?
-Mnie?
-Ha, ty jesteś omylny, jeszcze robisz to żeby mną władać! - pokręciłam głową- Kocham przychodzić do klasy na czas, i nie olewać nauczycieli, Bieber. To jest to co kocham.
-Moja o-my-my-my-mylność? Czy to seksualne określenie Bożonarodzeniowe?*
-Jesteś taki nudny, Bieber. To jest naprawdę przytłaczające.-zmarszczył brwi - To nie jest komplement, kochanie.- wzruszył ramionami.
-Usłyszałem tylko kochanie.- uśmiechnął się bezczelnie. - W każdym bądź razie, odłóż nauczycieli na teraz, Torres. Masz większe równania do rozwiązania.- uśmiechnął się.
-Czy ty nie jesteś tak mądry?
Jego kakaowo- karmelowe oczy połyskiwały w oświetleniu korytarza. Zawsze to lubiłam. Jego oczy. Nie oświetlenie. Miał piękne oczy, ma. Ma także ładną linię szczęki ... i twarz.
Cara. Powstrzymaj się, cholera. To jest to, co się dzieje, kiedy patrzę na dzieciaka.
- Jeśli byłyby zdjęcia za każdym razem, kiedy złapałem Cię na ślinieniu się na mnie, miałbym teraz album.- uśmiechnął się. Cóż, kurwa.
-Wiesz co Justin- o cholera. Medal, podany. Naprawdę podrzucałam dzisiaj piłkę, nie? - Bieber...ja-uśmiechnął się triumfalnie, a moja temperatura zaczęła rosnąć. Nienawidziłam przegrywać, zwłaszcza z nim. Tylko z nim.
Zadrwiłam, przewracając Obróciłam się na bucie i zaczynając iść korytarzem. - Czekaj, Torres. Nie tak szybko.- zaśmiał się- Myślę, że o czymś zapomniałaś?- przygryzłam wargę. - Lista.- uśmiechnął się.
-Racja...o tym...
-Spławiasz mnie jeszcze raz?
Przewróciłam oczami- Mam głupią listę, Bieber.- mruknęłam
-Oh,tak? Zobaczmy, kochanie.- jego głos był ciepły jak intensywna, gorąca czekolada (bo nie mogę porównać tego do kawy) i zmysłowy jak płonąca świeca.
Niechętnie sięgnęłam do lewej kieszeni mojej wzorzystej spódnicy, pozwalając mojemu miękkiemu, kremowemu swetrowi, spaść na moje ramię. Nerwowo przygryzłam wargę, odgniatając papier przed nim. Przekazując go tak wolno, jak to tylko możliwe.
Uśmiechnął się - Moja siostra!- już się broniłam. - Ona ozdobiła to...bez mojej zgody.- wymamrotałam
-Celeste.- uśmiechnął się- Słodkie.- powiedział znowu, nawet nie zadając sobie trudu by to przeczytać. Składa łososiowy kawałek papieru z powrotem, starannie, wkładając do swojej kieszeni, uśmiechając się- Dobrze się uczy.
Mrugnął, odwracając się na jego snickersach Midnight Black, idąc dumnie korytarzem.
Chłopcy tacy jak on są najtrudniejsi do rozszyfrowania. Co ja robię?
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracając do rozdziału i bohaterów:
Dodam je do zakładki z bohaterami.
*KOMPLETNIE nie wiedziałam jak to przetłumaczyć, więc...:)
A gdybym wprowadziła max. komentarzy na następny rozdział? Np. 15 komentarzy = nowy rozdział? Zastanowię się ;)
-Moja o-my-my-my-mylność? Czy to seksualne określenie Bożonarodzeniowe?*
-Jesteś taki nudny, Bieber. To jest naprawdę przytłaczające.-zmarszczył brwi - To nie jest komplement, kochanie.- wzruszył ramionami.
-Usłyszałem tylko kochanie.- uśmiechnął się bezczelnie. - W każdym bądź razie, odłóż nauczycieli na teraz, Torres. Masz większe równania do rozwiązania.- uśmiechnął się.
-Czy ty nie jesteś tak mądry?
Jego kakaowo- karmelowe oczy połyskiwały w oświetleniu korytarza. Zawsze to lubiłam. Jego oczy. Nie oświetlenie. Miał piękne oczy, ma. Ma także ładną linię szczęki ... i twarz.
Cara. Powstrzymaj się, cholera. To jest to, co się dzieje, kiedy patrzę na dzieciaka.
- Jeśli byłyby zdjęcia za każdym razem, kiedy złapałem Cię na ślinieniu się na mnie, miałbym teraz album.- uśmiechnął się. Cóż, kurwa.
-Wiesz co Justin- o cholera. Medal, podany. Naprawdę podrzucałam dzisiaj piłkę, nie? - Bieber...ja-uśmiechnął się triumfalnie, a moja temperatura zaczęła rosnąć. Nienawidziłam przegrywać, zwłaszcza z nim. Tylko z nim.
Zadrwiłam, przewracając Obróciłam się na bucie i zaczynając iść korytarzem. - Czekaj, Torres. Nie tak szybko.- zaśmiał się- Myślę, że o czymś zapomniałaś?- przygryzłam wargę. - Lista.- uśmiechnął się.
-Racja...o tym...
-Spławiasz mnie jeszcze raz?
Przewróciłam oczami- Mam głupią listę, Bieber.- mruknęłam
-Oh,tak? Zobaczmy, kochanie.- jego głos był ciepły jak intensywna, gorąca czekolada (bo nie mogę porównać tego do kawy) i zmysłowy jak płonąca świeca.
Niechętnie sięgnęłam do lewej kieszeni mojej wzorzystej spódnicy, pozwalając mojemu miękkiemu, kremowemu swetrowi, spaść na moje ramię. Nerwowo przygryzłam wargę, odgniatając papier przed nim. Przekazując go tak wolno, jak to tylko możliwe.
Uśmiechnął się - Moja siostra!- już się broniłam. - Ona ozdobiła to...bez mojej zgody.- wymamrotałam
-Celeste.- uśmiechnął się- Słodkie.- powiedział znowu, nawet nie zadając sobie trudu by to przeczytać. Składa łososiowy kawałek papieru z powrotem, starannie, wkładając do swojej kieszeni, uśmiechając się- Dobrze się uczy.
Mrugnął, odwracając się na jego snickersach Midnight Black, idąc dumnie korytarzem.
Chłopcy tacy jak on są najtrudniejsi do rozszyfrowania. Co ja robię?
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Dodaję rozdział, ale chyba tylko dla siebie. Nikt nie komentuje. Nie zależy mi na wejściach tylko komentarzach, bo to one mnie motywują. Nie wiem czy w ogóle ktoś to czyta czy wchodzicie tu tylko przez pomyłkę.
Wracając do rozdziału i bohaterów:
Dodam je do zakładki z bohaterami.
*KOMPLETNIE nie wiedziałam jak to przetłumaczyć, więc...:)
A gdybym wprowadziła max. komentarzy na następny rozdział? Np. 15 komentarzy = nowy rozdział? Zastanowię się ;)
czwartek, 17 października 2013
Do Was.
Witam.
Widzę, że tu wchodzicie, być może czytacie, ale jeśli nikt nie będzie tego komentował, to zawieszę tłumaczenie.
Rozdziałów jest 10. Autorka, dodała ostatni ponad 2 miesiące temu i cały czas tak dodaje, więc jeśli nie będzie go już pisała, zmienię tłumaczenie.
BŁAGAM...KOMENTUJCIE!!
wtorek, 8 października 2013
Two.
-...i ja byłam jak, dziewczyno do widzenia. To znaczy, Natalie Withersfeld to 90 kilo dziwki, a ja nawet nie łapię czemu on ją lubi. Albo, mówi jej o to chodzi. Jest płaska dookoła, nie ma tyłka, nie ma cycków. Co ona ma, czego nie mam ja?! - Macie skarżyła się, jej zamki kakaowego brązu, odbijały się z jej buzującymi ruchami.
-Macie, wiesz,że- zamarłam, natychmiast znalazłam potrzebę odwrócenia się na moich doc i chciałam iść w przeciwnym kierunku, poprzez korytarz. Wzięłam głęboki oddech, starając się znaleźć jakieś poczucie pewności siebie.
Był otoczony przez kilka grup ludzi, ale miałam na myśli,że to nic specjalnego.
Był Panem Popularnym i był także greckim bogiem. Miał dziewczyny w krótkich spódniczkach, dręczące jego nogi.
Miał luzaków, skupionych wokół niego, jak głośno żartowali i śmiali się.
To była ta typowa scena ze szkoły średniej, i to nie mogło być już bardziej żałosne niż było.
To był ukochany sportowiec, otoczony przez swoich przyjaciół sportowców, z cheerliderkami na każdym ramieniu, chwalili każde słowo, które powiedział. Zastanawiam się- czy kiedykolwiek będzie to denerwujące?
Może skrycie, nienawidził tej uwagi. Może jest egoistyczny i głupi, jak wierzę, i on to kocha.
Nigdy się nie dowiem, albo... nigdy nie zechcę wiedzieć,że jest.
-Co z tobą Cara?- zapytała Macie, marszcząc swoje brwi, patrząc na mnie podejrzliwie.
-Erm...więc, mogę ci coś powiedzieć?
-To nie jest ostatni odcinek Pretty Little Liars, Cara. Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko. Obiecuję, że nie jestem A. - Macie zachichotała.
-Jesteś debilem, wiesz? To jest poważne.- wyszeptałam, uderzając ją w ramię. Syknęła, pocierając ramię w trakcie wpatrywania się.
-Jesteś naprawdę zgryźliwą suką, wiesz?-Macie mruknęła, potrząsając głową.- Powiesz mi czy, co?- zapytała, a ja potarłam część mojej twarzy ręką. Boże, nienawidzę swojego życia. Bieber zdaje się być okupowany na jedynym korytarzu prowadzącym do klasy historycznej, i jego szafka jest oczywiście obok klasy, dookoła której wszyscy się skupili.
-Wczoraj, kiedy poszłam do kina z Seanną i Camem...-Macie zachichotała. Wiedziała, że nienawidziłam wychodzenia z Seanną na jej 'randki', jednak kontynuowałam- Seanna i Cam zaczęli ssać się... tak, głośno. Wstrętnie,jak śliniące się psy.
-Ew- skrzywiła się.
-Wiem- prychnęłam- Śmiała, zaprosić mnie do kina, kazała siedzieć rząd dalej, a następnie kręciła za moimi uszami. J-Ja po prostu...- potrząsnęłam moją głową na tą myśl.
-To jest teraz twój cały problem?
-Tego jest więcej.- kontynuowałam- Nie mogłam tam wytrzymać, nie? To znaczy, nikt nie mógłby. Wyszłam, i postanowiłam poczekać do końca filmu w holu galerii, wiesz?- przytaknęła.- Zgadnij kto tam był.- zapytałam, posyłając jej sarkastyczny uśmiech.
-Erm...Carter Sipmpson- potrząsnęłam głową na nie- Candy Marcer i jej róż- uśmiechnęła się myśląc, że jest na właściwej drodze.
-Żadne z powyższych, Bieber się pokazał.- uniosła brwi, uśmiechnęła się.
-Jakie to było?- zapytała ciekawie.
Rywalizacja Justina i moja nie była żadną tajemnicą. Ludzie mieli świadomość, że Justin i ja mieliśmy złe krwi między sobą. Nie jestem pewna, kiedy to wszystko się zaczęło, naprawdę. I nigdy nie byłam pewna, jak rozpoczęła się nasza nienawiść. Ale myślę, że jest tylko moja nienawiść, bo ostatniej nocy stwierdził, że on to tylko udaje.
-On tego nie zrobił- Macie zachichotała- To wspaniałe, zrobisz to?- otworzyłam usta. Wiedziałam, że Macie była niewiarygodna, jeśli chodzi o rozsądną radę, ale myślałam,że będzie ją miała żeby przekonać mnie by odrzucić pomysł.
-Żartujesz sobie?
-Czemu nie! Znaczy chłopak, praktycznie przyznał jego niezaprzeczalną miłość do ciebie i chciałby dać Ci miłość życia, Cara. On chce, żebyś miała miłość, powiedz mi- szczerze- nie jest to urocze?
-Nie, nie jest, Mac. Naprawdę to daleko temu do tego, nieco nieprzyjemne i całkiem dziwne.- odpowiedziałam, ciągnąc rąbek, mojej cienkiej, beżowej,koszulki na ramiączkach,błyszczący materiał moich krótkich jedwabnych spodenek na moich nogach.
-Cokolwiek. Po prostu jesteś przestraszona, że on może mieć te 15 rzeczy z twojej listy.
-Lista.- prychnęłam- Czy ty w ogóle się słyszysz, Macie? Ta lista, ten zakład, to wszystko jest obłąkane. To jego kolejna umysłowa gra- kawał, z nim tak jest od drugiej klasy, Mac.
-Nie myślę tak.
-Cóż, najbardziej pozytywnie, tak.
-Myślę, że teraz jest okazja by się dowiedzieć- uśmiechnęła się.
-C-
-Torres.- jego głos był gładki, jak karmel. Jak zwolnione tempo rozbijające falę, tak łagodny i doskonały.
Nienawidziłam jego perfekcyjności, nienawidziłam jego nieskazitelności, która nie miała końca. Był tym idealnym- obrazem człowieka, i wszystko będzie bardzo ponad proporcje, jeśli jego osobowość była tak doskonała jak jego cechy zewnętrzne.
-Gdzie moja lista, kochanie?-zaśmiał się,pozwalając mi sprawdzić jego dzisiejszy strój. Był tak zdradziecko prosty, ale ściągnął to. Jak? Nie mam zielonego pojęcia.- Opanuj się, Torres. Możesz zrobić zdjęcie, zostanie na dłużej.- uśmiechnął się bezczelnie.
-Ha ha, jaki dowcipniś.- przewrócił oczami.
-Ktoś nie wypił rano kawy, huh?
-Nie piję kawy.- mruknęłam, przechodząc obok niego, ciągnąc Macie i kierując się do mojej klasy historycznej.
-Może to nie dobrze?-zachichotał, podchodząc do mnie- Teraz, wracam do startu. Gdzie moja lista, Torres?-zapytał.
-Słuchaj, Justin.- skarciłam się, zatrzymując moją 'drogę' i stając z nim twarzą twarz.- Nie ma listy. Nie spędzę reszty niedzielnego wieczora na tworzeniu listy dla ciebie.Ty i ja wiemy co tu robisz i szczerze mówiąc, to jest na granicy obłędu.
-Obłędu?-zaśmiał się, przewróciłam oczami- Kto w ogóle-zanim kontynuował, wyłączyłam się.
-Dobra, dobra- zagruchał, ciągnąc za mój łokieć i ciągnąc z powrotem do niego- Co dokładnie myślisz, że próbuję tu zrobić, Cara?- zapytał.
Zatrzymałam się na chwilę, mój oddech nieco spowalniał, moje tętno prawie uspokajało się.
-J-ja...Justin,bądźmy poważni. To całe 15-kryteriów-życia- miłosnego jest stekiem bzdur.
-I dlaczego tak zakładasz, Torres? - zapytał, jego błyszczące oczy spoglądały na mnie. Przełknęłam.
-Z jednej strony, nienawidzimy się od dru-
-Poprawka- ty nienawidzisz. Ty. Nie ja. Okay? Mówiłem ci ostatniej nocy.- powiedział, krzyżując ręce.
-Cóż, myślę, że sobie ze mnie żartujesz, wiem,że próbujesz przekonać mnie, że jest inaczej, więc co to jest, huh?- syknęłam.
-Myślę, że jesteś wyjątkowa, Cara. Zaczynając od drugiej klasy. Ja tylko dotrzymywałem ci kroku we wszystkim, to wszytko. A ty dogoniłaś wszystko z życiem miłosnym twoich przyjaciół, oczywiście powstrzymujesz się przed posiadaniem jednego dla siebie.Chcę dać Ci miłość własnego życia, i jestem zdeterminowany, by to zrobić.
-Co jeśli nie chcę tego jednego z tobą?
-To jest to,co prowadzi nas z powrotem do listy, nie jest tak? - uśmiechnął się triumfalnie.
O, Boże.
-Jutro rano, 15 rzeczy. Jeśli spełnię co najmniej pół listy, pozwolisz dać mi miłość życia, dobra? Teraz spróbujmy jeszcze raz.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
DZIĘKUJĘ ZA TE KILKA KOMENTARZY :)
MOŻE TO ZA WCZEŚNIE ALE JEŚLI CHCECIE TO NAPISZCIE W KOMENTARZU, ŻE CHCIELIBYŚCIE BYĆ INFORMOWANI O NOWYCH ROZDZIAŁACH :)
I jak podobał Wam się rozdział?
Jak myślicie co znajdzie się na liście perfekcyjnego chłopaka Cary?
Do następnego xx
-Macie, wiesz,że- zamarłam, natychmiast znalazłam potrzebę odwrócenia się na moich doc i chciałam iść w przeciwnym kierunku, poprzez korytarz. Wzięłam głęboki oddech, starając się znaleźć jakieś poczucie pewności siebie.
Był otoczony przez kilka grup ludzi, ale miałam na myśli,że to nic specjalnego.
Był Panem Popularnym i był także greckim bogiem. Miał dziewczyny w krótkich spódniczkach, dręczące jego nogi.
Miał luzaków, skupionych wokół niego, jak głośno żartowali i śmiali się.
To była ta typowa scena ze szkoły średniej, i to nie mogło być już bardziej żałosne niż było.
To był ukochany sportowiec, otoczony przez swoich przyjaciół sportowców, z cheerliderkami na każdym ramieniu, chwalili każde słowo, które powiedział. Zastanawiam się- czy kiedykolwiek będzie to denerwujące?
Może skrycie, nienawidził tej uwagi. Może jest egoistyczny i głupi, jak wierzę, i on to kocha.
Nigdy się nie dowiem, albo... nigdy nie zechcę wiedzieć,że jest.
-Co z tobą Cara?- zapytała Macie, marszcząc swoje brwi, patrząc na mnie podejrzliwie.
-Erm...więc, mogę ci coś powiedzieć?
-To nie jest ostatni odcinek Pretty Little Liars, Cara. Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko. Obiecuję, że nie jestem A. - Macie zachichotała.
-Jesteś debilem, wiesz? To jest poważne.- wyszeptałam, uderzając ją w ramię. Syknęła, pocierając ramię w trakcie wpatrywania się.
-Jesteś naprawdę zgryźliwą suką, wiesz?-Macie mruknęła, potrząsając głową.- Powiesz mi czy, co?- zapytała, a ja potarłam część mojej twarzy ręką. Boże, nienawidzę swojego życia. Bieber zdaje się być okupowany na jedynym korytarzu prowadzącym do klasy historycznej, i jego szafka jest oczywiście obok klasy, dookoła której wszyscy się skupili.
-Wczoraj, kiedy poszłam do kina z Seanną i Camem...-Macie zachichotała. Wiedziała, że nienawidziłam wychodzenia z Seanną na jej 'randki', jednak kontynuowałam- Seanna i Cam zaczęli ssać się... tak, głośno. Wstrętnie,jak śliniące się psy.
-Ew- skrzywiła się.
-Wiem- prychnęłam- Śmiała, zaprosić mnie do kina, kazała siedzieć rząd dalej, a następnie kręciła za moimi uszami. J-Ja po prostu...- potrząsnęłam moją głową na tą myśl.
-To jest teraz twój cały problem?
-Tego jest więcej.- kontynuowałam- Nie mogłam tam wytrzymać, nie? To znaczy, nikt nie mógłby. Wyszłam, i postanowiłam poczekać do końca filmu w holu galerii, wiesz?- przytaknęła.- Zgadnij kto tam był.- zapytałam, posyłając jej sarkastyczny uśmiech.
-Erm...Carter Sipmpson- potrząsnęłam głową na nie- Candy Marcer i jej róż- uśmiechnęła się myśląc, że jest na właściwej drodze.
-Żadne z powyższych, Bieber się pokazał.- uniosła brwi, uśmiechnęła się.
-Jakie to było?- zapytała ciekawie.
Rywalizacja Justina i moja nie była żadną tajemnicą. Ludzie mieli świadomość, że Justin i ja mieliśmy złe krwi między sobą. Nie jestem pewna, kiedy to wszystko się zaczęło, naprawdę. I nigdy nie byłam pewna, jak rozpoczęła się nasza nienawiść. Ale myślę, że jest tylko moja nienawiść, bo ostatniej nocy stwierdził, że on to tylko udaje.
-On tego nie zrobił- Macie zachichotała- To wspaniałe, zrobisz to?- otworzyłam usta. Wiedziałam, że Macie była niewiarygodna, jeśli chodzi o rozsądną radę, ale myślałam,że będzie ją miała żeby przekonać mnie by odrzucić pomysł.
-Żartujesz sobie?
-Czemu nie! Znaczy chłopak, praktycznie przyznał jego niezaprzeczalną miłość do ciebie i chciałby dać Ci miłość życia, Cara. On chce, żebyś miała miłość, powiedz mi- szczerze- nie jest to urocze?
-Nie, nie jest, Mac. Naprawdę to daleko temu do tego, nieco nieprzyjemne i całkiem dziwne.- odpowiedziałam, ciągnąc rąbek, mojej cienkiej, beżowej,koszulki na ramiączkach,błyszczący materiał moich krótkich jedwabnych spodenek na moich nogach.
-Cokolwiek. Po prostu jesteś przestraszona, że on może mieć te 15 rzeczy z twojej listy.
-Lista.- prychnęłam- Czy ty w ogóle się słyszysz, Macie? Ta lista, ten zakład, to wszystko jest obłąkane. To jego kolejna umysłowa gra- kawał, z nim tak jest od drugiej klasy, Mac.
-Nie myślę tak.
-Cóż, najbardziej pozytywnie, tak.
-Myślę, że teraz jest okazja by się dowiedzieć- uśmiechnęła się.
-C-
-Torres.- jego głos był gładki, jak karmel. Jak zwolnione tempo rozbijające falę, tak łagodny i doskonały.
Nienawidziłam jego perfekcyjności, nienawidziłam jego nieskazitelności, która nie miała końca. Był tym idealnym- obrazem człowieka, i wszystko będzie bardzo ponad proporcje, jeśli jego osobowość była tak doskonała jak jego cechy zewnętrzne.
-Gdzie moja lista, kochanie?-zaśmiał się,pozwalając mi sprawdzić jego dzisiejszy strój. Był tak zdradziecko prosty, ale ściągnął to. Jak? Nie mam zielonego pojęcia.- Opanuj się, Torres. Możesz zrobić zdjęcie, zostanie na dłużej.- uśmiechnął się bezczelnie.
-Ha ha, jaki dowcipniś.- przewrócił oczami.
-Ktoś nie wypił rano kawy, huh?
-Nie piję kawy.- mruknęłam, przechodząc obok niego, ciągnąc Macie i kierując się do mojej klasy historycznej.
-Może to nie dobrze?-zachichotał, podchodząc do mnie- Teraz, wracam do startu. Gdzie moja lista, Torres?-zapytał.
-Słuchaj, Justin.- skarciłam się, zatrzymując moją 'drogę' i stając z nim twarzą twarz.- Nie ma listy. Nie spędzę reszty niedzielnego wieczora na tworzeniu listy dla ciebie.Ty i ja wiemy co tu robisz i szczerze mówiąc, to jest na granicy obłędu.
-Obłędu?-zaśmiał się, przewróciłam oczami- Kto w ogóle-zanim kontynuował, wyłączyłam się.
-Dobra, dobra- zagruchał, ciągnąc za mój łokieć i ciągnąc z powrotem do niego- Co dokładnie myślisz, że próbuję tu zrobić, Cara?- zapytał.
Zatrzymałam się na chwilę, mój oddech nieco spowalniał, moje tętno prawie uspokajało się.
-J-ja...Justin,bądźmy poważni. To całe 15-kryteriów-życia- miłosnego jest stekiem bzdur.
-I dlaczego tak zakładasz, Torres? - zapytał, jego błyszczące oczy spoglądały na mnie. Przełknęłam.
-Z jednej strony, nienawidzimy się od dru-
-Poprawka- ty nienawidzisz. Ty. Nie ja. Okay? Mówiłem ci ostatniej nocy.- powiedział, krzyżując ręce.
-Cóż, myślę, że sobie ze mnie żartujesz, wiem,że próbujesz przekonać mnie, że jest inaczej, więc co to jest, huh?- syknęłam.
-Myślę, że jesteś wyjątkowa, Cara. Zaczynając od drugiej klasy. Ja tylko dotrzymywałem ci kroku we wszystkim, to wszytko. A ty dogoniłaś wszystko z życiem miłosnym twoich przyjaciół, oczywiście powstrzymujesz się przed posiadaniem jednego dla siebie.Chcę dać Ci miłość własnego życia, i jestem zdeterminowany, by to zrobić.
-Co jeśli nie chcę tego jednego z tobą?
-To jest to,co prowadzi nas z powrotem do listy, nie jest tak? - uśmiechnął się triumfalnie.
O, Boże.
-Jutro rano, 15 rzeczy. Jeśli spełnię co najmniej pół listy, pozwolisz dać mi miłość życia, dobra? Teraz spróbujmy jeszcze raz.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
DZIĘKUJĘ ZA TE KILKA KOMENTARZY :)
MOŻE TO ZA WCZEŚNIE ALE JEŚLI CHCECIE TO NAPISZCIE W KOMENTARZU, ŻE CHCIELIBYŚCIE BYĆ INFORMOWANI O NOWYCH ROZDZIAŁACH :)
I jak podobał Wam się rozdział?
Jak myślicie co znajdzie się na liście perfekcyjnego chłopaka Cary?
Do następnego xx
poniedziałek, 7 października 2013
Do odwiedzających.
PROSZĘ WAS !!
KAŻDY KTO TU WEJDZIE, BŁAGAM ZOSTAWCIE JAKIKOLWIEK KOMENTARZ.
NIE WIEM CZY JEST SENS TO KONTYNUOWAĆ JEŚLI NIKT TEGO NIE CZYTA.
KOCHAM XX
sobota, 31 sierpnia 2013
One.
Nie mogłam nic na to poradzić, naprawdę. Wieczne dźwięki ssania i dyszenia, tuż za moim uchem, odciągały moją uwagę od filmu. Duży, jaskrawy ekran,stał się drobną plamą, w porównaniu do odgłosów mojej najlepszej przyjaciółki- Seanna Carson i jej obecnego chłopaka- Cama Lowery, w rzędzie tuż za mną.
Nie mogłam już tego dłużej znieść, moja cierpliwość nawet nie wisiała już na włosku.W rzeczywistości moich włosów już nie było, wycięte, a teraz-nie-istnieją.
Gniewnie wkładając ostatnią garść popcorn'u do moich ust, barbarzyńsko, położyłam opakowanie (z popcorn'em) na dole na twardym chodniku, pchając samą siebie, tonąc w poduszce teatralnego siedzenia zaatakowałam swoją drogę przez wyspy.
Kocham Seannę, jest dla mnie siostrą. Znamy się od czwartej klasy, kiedy Jamie Nickelson wylała swoją mleko czekoladowe na jej całą,śnieżnobiałą, sukienkę na godzinie obiadowej.Dałam jej mój różowy sweter by przykryła plamy i od tego czasu jesteśmy nierozłączne.
Zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami, a Jamie Nickelson została tą ponurą dziwką.
Początek roku przyszedł, i Seanna zaczęła łapać facetów jak cholerny zawodowy-rybak na tych programach na ESPN, których nikt nie ogląda, jak stara futbolowa gra, i szczerze? To jest męczące.
To jest męczące, to jest niepokojące, to jest denerwujące i nieco obraźliwe. Miała nowego chłopaka co drugi miesiąc od zeszłego roku, i za każdym razem kiedy to robi, jestem automatycznie z nią.
Trzecie koło, jeśli musisz. 2 to para, ale 3 to tłum.Osobiście, nienawidzę tłumów. Więc dlaczego sprzeciwiają się do jednej?
Obróciłam dwoje, ciężkich, podwójnych drzwi na mojej drodze, wypuszczając dramatyczny, bardzo potrzebny oddech z moich płuc. Seanna i jej nowy chłopak-zabawka pewnie nawet nie zauważyli, mojej nieobecności. Lepiej dla mnie, miałam dużo więcej wygody w ciszy w pokoju kinowym w Crown Plaza.
Skrzyżowałam swoje nogi na pluszowym, bordowym fotelu. Nienawidziłam jej rzucania się,wiedziałam że Seanna miała kłopoty z facetami, nawet jej własnym -to zaskakiwało mnie, skoro zawsze miała ich w pierwszej kolejności
Zgaduję, że byłam tylko jej wsparciem moralnym. Tak dla ostrożności.
W nagłym przypadku trzeba rozbić szkło, prawda? Ja byłam tym ''szkłem", które rozbijała kiedy zaczęła wplątywać się w niezręczne sytuacje. Zgaduję, że zawsze byłam jej "szkłem" , prawda? Od 4 klasy kiedy Jamie Nickelson wylała na nią mleko czekoladowe. To było to samo od wieków.
Nie przejmowałam się przerwą między nami, każdy przyjacielski-związek ma ten kryzys. Doszłyśmy do naszego kryzysu zeszłej nocy , kiedy Seanna wyciągnęła mnie z łóżka; z moich dresów i bluzy, by towarzyszyć jej na jej randce z Camem.
Nie wiem czy to tylko ja, ale jestem prawie pewna, że Cam mnie nienawidzi. A już na pewno tego, że Seanna zabiera mnie wszędzie. Wiem, że zrobiłabym to samo, gdyby mój chłopak zabierał swojego najlepszego przyjaciela na wszystkie randki.
To...dziwne? To nienormalne dla dziewczyny i chłopaka, że mają "cień" gdziekolwiek pójdą.
Nie prosiłam o to. Nie błagam Seanny żeby włączała mnie w plany jej ze swoim chłopakiem, i randki.
Ona zwyczajnie, wymagała tego ode mnie.
Najgorsza część to to, że chłopak myśli przeciwnie; i kończą ze sobą dając mi zimny uścisk, kiedy w rzeczywistości, to nie jest moja wina.
Może to dlatego jej związki nie kończą się. Może dlatego nie potrafi utrzymać stabilnego związku. Może dlatego Seanna może odnieść się do każdej piosenki Taylor Swift w książce, i dlatego Titanic wciąż powoduje,że odpływa, chociaż my widzieliśmy to więcej niż milion razy.
-Torres.- moje nazwisko wydawało się kapać z jego języka z łatwością.On drażnił mnie od tak długiego czasu,że to niemal wydaje się zbyt dziwne. Przestałam bawić się koralowym kolorem lakieru na moich delikatnych palcach i spojrzałam.
Ubrany w dziewiątki, jeansy,wielką, błyszczącą, nową parę Suprów* i baseball'ówkę. Bez zachodu, a jednocześnie intrygująco. On był nieskazitelny . Nienawidziłam go za to.
-Bieber- wypowiedziałam w ten sam sposób, z tym samym zainteresowaniem. Żadnym.
-Co tak ładna dziewczyna jak ty, robi w kinie, sama?
-Pedofil ?
-Suka ? Zwykłe pytanie, zwykła odpowiedź, Torres.
-Wykradłam się z randki, byłam trzecim kołem, i bądźmy szczerzy, nie było to zbyt zabawne.- wytłumaczyłam zwyczajnie- A ty?
-Ty naprawdę musisz przestać bazować na wyłączaniu twojego życia miłosnego dla innych, Torres. - Justin zaśmiał się, całkowicie ignorując moje pytanie. Obraziłam się lekko, z powodu jego komentarza, mentalnie przygotowałam się na odwet.
Otworzyłam usta by coś powiedzieć- Przepraszam, ty nawet nie wiesz o czym mówisz Justin, dlaczego wciąż tu jesteś?-ugryzłam się w język. Wszystko spieprzyłam. Poprzez mówienie 'Justin' dałam mu przewagę. 'Justin' i 'pierwsze imię' adresowane było zawsze do linii ciągnącej .
Kiedy nazywaliśmy się pierwszym imieniem, drugi wygrywał. To zawsze działało w ten sposób. Poprzez wymsknięcie się zwykłego 'Justin', to było praktycznie, wręczanie mu złotego medalu przeze mnie.
-Nie próbuj zaprzeczyć, faktu, że twoje życie miłosne, spoczywa wygodnie na rzęsie, Torres. Ale to w porządku kochanie, mam Cię.- mrugnął, strzelając namiętny uśmiech, kiwając w moim kierunku. Wciąż nie mogłam owinąć palca wokół, dlaczego on wciąż był w mojej obecności.
-Następny żart proszę, Bieber. Jak ja miałabym umrzeć z tobą, na moim ramieniu.
-Dobrze, bo jesteś prawdziwym promyczkiem słońca dla siebie, tak?-warknął.
-Ty to zasugerowałeś.
-Zróbmy zakład, Torres. Daj mi twoją listę 15 rzeczy w twoim idealnym chłopaku, a ja temu podołam. Zgoda?
Moje brwi okazywały zdziwienie - Podołasz? Zgoda? Chłopak? 15? Co? - prychnęłam . Brzmiałam jak Anne Hathaway podczas Pamiętników Księżniczki, kiedy jej babcia pierwsza powiedziała jej o byciu księżniczką.- Zamknij się?
Byłam zdumiona. Ogłupiona myślami o Justinie Bieberze- kapitanie zespołu baseball'a, hokeja i przewodniczącym, dziecko na plakat za marnującą się perfekcję wokół ze mną, Carą Torres.
Byliśmy pisani by się nienawidzić, nie umawiać się ze sobą.
-10 za mało, 20 za dużo, 15 jest idealne. Jeśli będę mógł zapoznać się z połową listy twoich kryteriów, mam dać Ci miłość.
-Dlaczego ja?
-Znam Cię od drugiej klasy, Cara. Udawałem, że Cię nienawidzę za długo. To robi się stare, Torres.
----------------------------------------------------------------------------
*- marka butów Supra.
Więc...to jest pierwszy rozdział :) Jestem baaardzo podekscytowana tym, że będę to tłumaczyć.
Ogromnie przepraszam za wszystkie błędy, ale staram się jak mogę. Dopiero zaczynam, a tłumaczyć postanowiłam w ramach podszkolenia angielskiego. Więc jeśli coś jest niezrozumiałe, bardzo Was przepraszam.
To tyle. Do następnego.
PROSZĘ KOMENTUJCIE BO TO MOTYWUJE MNIE DO TŁUMACZENIA I PRZY OKAZJI WYTKNIECIE MI MOJE BŁĘDY :)
Dziękuję xx
Nie mogłam już tego dłużej znieść, moja cierpliwość nawet nie wisiała już na włosku.W rzeczywistości moich włosów już nie było, wycięte, a teraz-nie-istnieją.
Gniewnie wkładając ostatnią garść popcorn'u do moich ust, barbarzyńsko, położyłam opakowanie (z popcorn'em) na dole na twardym chodniku, pchając samą siebie, tonąc w poduszce teatralnego siedzenia zaatakowałam swoją drogę przez wyspy.
Kocham Seannę, jest dla mnie siostrą. Znamy się od czwartej klasy, kiedy Jamie Nickelson wylała swoją mleko czekoladowe na jej całą,śnieżnobiałą, sukienkę na godzinie obiadowej.Dałam jej mój różowy sweter by przykryła plamy i od tego czasu jesteśmy nierozłączne.
Zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami, a Jamie Nickelson została tą ponurą dziwką.
Początek roku przyszedł, i Seanna zaczęła łapać facetów jak cholerny zawodowy-rybak na tych programach na ESPN, których nikt nie ogląda, jak stara futbolowa gra, i szczerze? To jest męczące.
To jest męczące, to jest niepokojące, to jest denerwujące i nieco obraźliwe. Miała nowego chłopaka co drugi miesiąc od zeszłego roku, i za każdym razem kiedy to robi, jestem automatycznie z nią.
Trzecie koło, jeśli musisz. 2 to para, ale 3 to tłum.Osobiście, nienawidzę tłumów. Więc dlaczego sprzeciwiają się do jednej?
Obróciłam dwoje, ciężkich, podwójnych drzwi na mojej drodze, wypuszczając dramatyczny, bardzo potrzebny oddech z moich płuc. Seanna i jej nowy chłopak-zabawka pewnie nawet nie zauważyli, mojej nieobecności. Lepiej dla mnie, miałam dużo więcej wygody w ciszy w pokoju kinowym w Crown Plaza.
Skrzyżowałam swoje nogi na pluszowym, bordowym fotelu. Nienawidziłam jej rzucania się,wiedziałam że Seanna miała kłopoty z facetami, nawet jej własnym -to zaskakiwało mnie, skoro zawsze miała ich w pierwszej kolejności
Zgaduję, że byłam tylko jej wsparciem moralnym. Tak dla ostrożności.
W nagłym przypadku trzeba rozbić szkło, prawda? Ja byłam tym ''szkłem", które rozbijała kiedy zaczęła wplątywać się w niezręczne sytuacje. Zgaduję, że zawsze byłam jej "szkłem" , prawda? Od 4 klasy kiedy Jamie Nickelson wylała na nią mleko czekoladowe. To było to samo od wieków.
Nie przejmowałam się przerwą między nami, każdy przyjacielski-związek ma ten kryzys. Doszłyśmy do naszego kryzysu zeszłej nocy , kiedy Seanna wyciągnęła mnie z łóżka; z moich dresów i bluzy, by towarzyszyć jej na jej randce z Camem.
Nie wiem czy to tylko ja, ale jestem prawie pewna, że Cam mnie nienawidzi. A już na pewno tego, że Seanna zabiera mnie wszędzie. Wiem, że zrobiłabym to samo, gdyby mój chłopak zabierał swojego najlepszego przyjaciela na wszystkie randki.
To...dziwne? To nienormalne dla dziewczyny i chłopaka, że mają "cień" gdziekolwiek pójdą.
Nie prosiłam o to. Nie błagam Seanny żeby włączała mnie w plany jej ze swoim chłopakiem, i randki.
Ona zwyczajnie, wymagała tego ode mnie.
Najgorsza część to to, że chłopak myśli przeciwnie; i kończą ze sobą dając mi zimny uścisk, kiedy w rzeczywistości, to nie jest moja wina.
Może to dlatego jej związki nie kończą się. Może dlatego nie potrafi utrzymać stabilnego związku. Może dlatego Seanna może odnieść się do każdej piosenki Taylor Swift w książce, i dlatego Titanic wciąż powoduje,że odpływa, chociaż my widzieliśmy to więcej niż milion razy.
-Torres.- moje nazwisko wydawało się kapać z jego języka z łatwością.On drażnił mnie od tak długiego czasu,że to niemal wydaje się zbyt dziwne. Przestałam bawić się koralowym kolorem lakieru na moich delikatnych palcach i spojrzałam.
Ubrany w dziewiątki, jeansy,wielką, błyszczącą, nową parę Suprów* i baseball'ówkę. Bez zachodu, a jednocześnie intrygująco. On był nieskazitelny . Nienawidziłam go za to.
-Bieber- wypowiedziałam w ten sam sposób, z tym samym zainteresowaniem. Żadnym.
-Co tak ładna dziewczyna jak ty, robi w kinie, sama?
-Pedofil ?
-Suka ? Zwykłe pytanie, zwykła odpowiedź, Torres.
-Wykradłam się z randki, byłam trzecim kołem, i bądźmy szczerzy, nie było to zbyt zabawne.- wytłumaczyłam zwyczajnie- A ty?
-Ty naprawdę musisz przestać bazować na wyłączaniu twojego życia miłosnego dla innych, Torres. - Justin zaśmiał się, całkowicie ignorując moje pytanie. Obraziłam się lekko, z powodu jego komentarza, mentalnie przygotowałam się na odwet.
Otworzyłam usta by coś powiedzieć- Przepraszam, ty nawet nie wiesz o czym mówisz Justin, dlaczego wciąż tu jesteś?-ugryzłam się w język. Wszystko spieprzyłam. Poprzez mówienie 'Justin' dałam mu przewagę. 'Justin' i 'pierwsze imię' adresowane było zawsze do linii ciągnącej .
Kiedy nazywaliśmy się pierwszym imieniem, drugi wygrywał. To zawsze działało w ten sposób. Poprzez wymsknięcie się zwykłego 'Justin', to było praktycznie, wręczanie mu złotego medalu przeze mnie.
-Nie próbuj zaprzeczyć, faktu, że twoje życie miłosne, spoczywa wygodnie na rzęsie, Torres. Ale to w porządku kochanie, mam Cię.- mrugnął, strzelając namiętny uśmiech, kiwając w moim kierunku. Wciąż nie mogłam owinąć palca wokół, dlaczego on wciąż był w mojej obecności.
-Następny żart proszę, Bieber. Jak ja miałabym umrzeć z tobą, na moim ramieniu.
-Dobrze, bo jesteś prawdziwym promyczkiem słońca dla siebie, tak?-warknął.
-Ty to zasugerowałeś.
-Zróbmy zakład, Torres. Daj mi twoją listę 15 rzeczy w twoim idealnym chłopaku, a ja temu podołam. Zgoda?
Moje brwi okazywały zdziwienie - Podołasz? Zgoda? Chłopak? 15? Co? - prychnęłam . Brzmiałam jak Anne Hathaway podczas Pamiętników Księżniczki, kiedy jej babcia pierwsza powiedziała jej o byciu księżniczką.- Zamknij się?
Byłam zdumiona. Ogłupiona myślami o Justinie Bieberze- kapitanie zespołu baseball'a, hokeja i przewodniczącym, dziecko na plakat za marnującą się perfekcję wokół ze mną, Carą Torres.
Byliśmy pisani by się nienawidzić, nie umawiać się ze sobą.
-10 za mało, 20 za dużo, 15 jest idealne. Jeśli będę mógł zapoznać się z połową listy twoich kryteriów, mam dać Ci miłość.
-Dlaczego ja?
-Znam Cię od drugiej klasy, Cara. Udawałem, że Cię nienawidzę za długo. To robi się stare, Torres.
----------------------------------------------------------------------------
*- marka butów Supra.
Więc...to jest pierwszy rozdział :) Jestem baaardzo podekscytowana tym, że będę to tłumaczyć.
Ogromnie przepraszam za wszystkie błędy, ale staram się jak mogę. Dopiero zaczynam, a tłumaczyć postanowiłam w ramach podszkolenia angielskiego. Więc jeśli coś jest niezrozumiałe, bardzo Was przepraszam.
To tyle. Do następnego.
PROSZĘ KOMENTUJCIE BO TO MOTYWUJE MNIE DO TŁUMACZENIA I PRZY OKAZJI WYTKNIECIE MI MOJE BŁĘDY :)
Dziękuję xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)